Wydrukuj tę stronę
niedziela, 01 lipiec 2018 00:00

Płatek róży białej Niepublikowany rękopis jeńca wojennego spisany w latach 1940 – 1945 w Stalagu II B Hammerstein (Czarne) VI

Autor: 
Oceń ten artykuł
(1 głos)

1944 rok

1 I

Mija tysiąc dwóchsetny dzień za drutami.
(dalszy tekst nieczytelny)

6 IV

Zygmunt Chaczewski – porucznik. Symptomy choroby wrzodowej, przechodzi badania. Wolny czas poświęca rysunkom i malowaniu. Wykonał ładną akwarelę do kaplicy.

8 IV

L’Abbe Debrey pyta, czy autor akwareli nie zechciałby namalować większego obrazu do ołtarza. Porucznik proponuje tryptyk w technice podobnej do płaskorzeźby, środkowa część – Matka Boska, mniejsze skrzydła – aniołowie w pokłonie.
L’Abbe przyjmuje propozycję.
Potrzebny materiał to kilka desek, dużo ligniny, nieco farbujących medykamentów w rodzaju prontozilu, dermatolu itp. Idę do Simon, sanitariusza oddziału zakaźnego, który wykonał ołtarz w kaplicy. Zapala się do projektu i myśli o wykonaniu oprawy dla tryptyku z drewna.

9 IV

Przyszedł list od Rene Coutam. Dojechał szczęśliwie, jest w szpitalu.

11 IV

Mija tysiąc trzechsetny dzień za drutami.

12 IV

Ciekawa jest praca nad tryptykiem. Autor przygotował trzy blaty z desek, obił ich boki wystającymi listwami. Blat wypełnia po brzegi listew miękką papką, zrobioną z ligniny, wody i jakiegoś proszku i modeluje postać, według przygotowanego rysunku.

16 IV

Stan zdrowia Zygmunta nie jest zły. Doktor uznał za wystarcza¬jące leczenie kliniczne, operacja w tej chwili nie jest potrzebna. Zygmunt zna mnie z opowiadań kolegów z Oflagu, byłych pacjentów szpitala, którzy zapewniali go, że w razie potrzeby może liczyć na moją pomoc.
Stara się o przyjazd żony, która może uzyskać zezwolenie na odwiedziny chorego męża w szpitalu.
Zygmunt pyta – czy w przypadku przyjazdu żony mógłby powitać ją w mojej dyżurce.
– Oczywiście.

17 IV

Doktor poleca zdjąć gips z nogi porucznika R. Pileckiego. Kość biodrowa jest zrośnięta, ale staw kolanowy unieruchomiony. Konieczna operacja, ale nie w warunkach szpitala jenieckiego.

18 IV

Mamy pierwszych pacjentów Amerykanów. Jeden z nich Peter skarży się na bóle w nodze.
Zdjęcie pokazuje dwa odłamki pocisku wielkości małego guzika w znacznej odległości od siebie. Doktor robi drugie zdjęcie z pozycji bocznej, dla ustalenia poziomu, na jakim utknęły odłamki. Nie znajdują się głęboko.

20 IV

Przysłowiowe szukanie igły w stogu siana.
Peter na stole operacyjnym. Naprzeciwko Doktora dwa zdjęcia zawieszone pod światło na wysięgnikach. Sprawa wydaje się prosta. A jednak. Doktor szuka odłamka i to dość długo. Dlaczego? Może zdjęcia dają skróty, może Doktor nie ma większej praktyki w tych operacjach, bo skądże by mógł mieć?

22 IV

Zygmunt kończy tryptyk. Nie jest zadowolony, anioł po prawej stronie nie jest – jego zdaniem – symetrycznie ustawiony w stosunku do drugiego. Różnica jest minimalna, w kaplicy będzie niewidoczna.
Zygmunt nie przyjmuje uwagi i mówi – nie mogę puszczać kiczu – i wywala aniołka do kubła z rozpuszczoną ligniną.
Wieczorem opowiadam o tym Xavier, dodając komentarz na temat przewrażliwienia artystów. Kiedykolwiek zaczepiam jakikolwiek temat w rozmowie, Xavier zaraz rozwija z pamięci i erudycji swojej obszerny komentarz. I teraz nie jest inaczej.
– Rozumiem Zygmunta, postąpił – toute proportion gardee (zachowując wszelkie proporcje) – jak największy artysta Renesansu, Leonardo da Vinci. Ten, dużo od siebie wymagał, był największy, a pozostawił najmniej dzieł. Wiele dzieł nie kończył mówiąc: „Ręka nie nadąża za umysłem”. Podobnie postąpił Verracchio, u którego Leonardo uczył się malarstwa. Zleciwszy młodzieńcowi domalowanie twarzy anioła na jednym swoim obrazie, po obejrzeniu wykonania, zdecydował się porzucić malarstwo, bo „wyrostek umie więcej od niego”.

24 IV

Wczoraj przywieziono chorego z silnym bólem brzucha. Natychmiastowa operacja. Doktor stwierdza ulcere cancereux (rak) w bardzo zaawansowanym rozwoju.
Francois Briat zmarł nie odzyskawszy przytomności.
Nie pierwszy to przypadek. Jak to jest? Czy ci nieszczęśliwi pracują do ostatniej chwili? Ilu nie zdążyło dojechać do szpitala?

29 IV

Tryptyk skończony. Wydawał się nieco płaski, dopiero po pomalowaniu na kolor miedzi nabrał charakteru płaskorzeźby. Tu Zygmunt pokazał, co potrafi. Na wypukłościach miedź jest jasna, jakby specjalnie „wypucowana”, poniżej kolor miedzi w tonacji fonce (ciemniej), a na dnie fałd i załamań patyna przechodząca w kolor śniedzi.
Tryptyk zyskał uznanie. – Nie spotkałem w życiu większego czarodzieja – powiedział Simon, a L’Abbe – jak przeżyję nie wrócę do Francji bez tryptyku.

3 V

Wizyta żony Zygmunta. Dzień był tak zapchany, że nie mogłem widzieć Pani nawet z daleka.

5 V

Peter po raz drugi na stole operacyjnym tylko w innej scenerii. Doktor postanowił operować pod rentgenem. Polecił przygotować odpowiednie do tego celu pomieszczenie rentgenowskie.
Operacja idzie sprawniej, jest o połowę krótsza od pierwszej.

8 V

Zygmunt szkicuje moją podobiznę, wręcza mi z miłą dedykacją.

9 V

Zygmunt wyjechał do Oflagu. Żegnaliśmy się słowami – do zobaczenia w Warszawie.
– Ilu moich przyjaciół żegnałem tymi słowami od początku wojny?

10 V

Przy rannej wizycie Doktor zapisuje Xavier na transport do Francji. To na pewno sugestia dr Diez, który opiekuje się Xavier.
Niestety, moje obawy potwierdzają się. Wieczorem pytam Doktora – jaka jest diagnoza choroby.
– Angina pectoris (dusznica) – odpowiada Doktor.
(dalszy tekst nieczytelny)

17 VI

Jeff w kilka dni po operacji usunięcia wyrostka robaczkowego odczuwa ból w jamie brzusznej. Doktor poleca prontozil i częste mierzenie temperatury w ciągu dnia.

19 VI

Jeff nadal ma bóle i stan podgorączkowy. Oby się coś nie przyplątało.
Doktor po przeprowadzonych badaniach, wyznacza na jutro operację usunięcia nerki u porucznika J. Ciesielskiego. Będę jutro potrzebny – zaznacza Doktor.

21 VI

Jeden z najtrudniejszych dni, operacja usunięcia nerki. Pacjent pod narkozą eterem. Operuje Doktor, asystuje dr Diez. Moim zadaniem jest odsłanianie pola operacyjnego dwoma ekarterami przez czas usuwania nerki. Początek operacji rutynowy. Gdy przychodzi odłączenie chorej nerki od organizmu następuje silne krwawienie. To chyba aorta nerkowa. Nic poza krwią nie widać. – Jak Doktor orientuje się? Nie ma chwili zastanowienia, szybkie ruchy. Warunki operowania są ciężkie. Dzień słoneczny, barak szybko się nagrzewa. Doktor spocony, maska na czole mokra. Pokój operacyjny zamienia się w saunę. Spływający pot powoduje swędzenie skóry. Odruchowo zbliżam łokieć do boku, uważając aby nie ruszyć ekarteru. Musiał jednak drgnąć, słyszę ostry głos Doktora – przestań się czochrać. Głupio mi, stoję już spokojnie, czekam cierpliwie końca operacji. Nie wiem jak długo trwa, zegarek skrywa fartuch. Wreszcie Jules i Michel ściągają operowanego na ruchomy stół i wiozą do pokoju pooperacyjnego.
Doktor zdejmuje maskę, ociera twarz chustą operacyjną i mówi z uśmiechem – Ciężko ci było – i zaraz potem, jakby nieco zażenowany – zostań na noc z operowanym, Jules nie będzie mógł porozumieć się z nim.
Doktor nie zostawia mi ani chwili czasu, abym mógł wykrztusić kilka słów przeprosin, jest zmęczony, szybko opuszcza pokój operacyjny.
Razem z Jules staramy się wszelkimi sposobami przywrócić operowanemu przytomność, bez rezultatu. Jest jeszcze bardzo daleko, ubytek krwi musiał być duży.
Przychodzi dr Diez, bada puls i stwierdza, że należałoby choremu dać roztwór soli fizjologicznej (turofuzin), ale nie zastrzykiem podskórnym, bo przyswajanie będzie zbyt wolne a tu nie ma czasu. Roztwór trzeba wprowadzić bezpośrednio do krwioobiegu. Wspomina coś o wenosekcji, w końcu decyduje – spróbujcie wprowadzić roztwór zastrzykiem dożylnym.
Zastanawiamy się z Jules, jak zrobić zastrzyk o pojemności jeden i pół litra?
Po chwili Michel przynosi irygator, sterylizowaną rurkę gumową i strzykawkę. Jedną stronę rurki łączymy (po usunięciu tłoka) ze strzykawką, drugą z pojemnikiem zawierającym roztwór. Rurkę koło strzykawki zaciskam szczypcami typu „kocher”. Pozostawiam to wszystko Michel, a z Jules oglądamy ramię chorego. Jest płaskie jak stół, nie ma żył. Jules przynosi miskę z gorącą wodą, w której zanurzamy przedramię, bez rezultatu. Oglądamy stopy, znów gorąca woda. Wydaje mi się, że widzę słabą żyłę, ale czy ona jest drożna? Waham się, nie wiem co robić, boję się, że nie dam rady.
Jules wytrąca z odrętwienia słowami – Allez Stanis, autrement ii va mourir (ruszaj, inaczej on umrze).
Twarz operowanego nie wygląda na żywą. Biorę strzykawkę, zwalniam ucisk na rurce, Jules wiesza pojemnik z roztworem na irygatorze, płyn spływa do strzykawki. Naciskam igłą miejsce domniemanej żyły i lekko unoszę ją, chwila – i płyn w strzykawce barwi się, ale na żyle zaraz powstaje zgrubienie, więc zaciskam rurkę. Dysproporcja między ciśnieniem a światłem żyły jest zbyt duża, nie może ona przyjąć podawanej ilości płynu. Jules obniża irygator zjawisko powtarza się, choć w wolniejszym tempie.
Obniżenie irygatora do punktu zerowego, też nie daje rezultatu. Przepływ płynu trzeba regulować otwieraniem i zaciskaniem rurki co kilka sekund, na zmianę. Innego wyjścia nie ma. W pokoju cisza, Jules zmywa twarz, zwilża wargi chorego. Po godzinie w pojemniku na irygatorze pozostaje już tylko połowa płynu.
Pod koniec, Jules mówi cicho – Va bien, il commence respire a peu pres normal (dobrze idzie, zaczyna oddychać prawie normalnie).
Koniec zastrzyku. Twarz chorego traci trupią bladość, oczy otwierają się, chory wraca do przytomności.
Jest późno. Przychodzi powtórnie dr Diez – Comment ca va? (Jak idzie?)
Jules, wskazując na irygator, obwieszony pustym pojemnikiem po roztworze soli fizjologicznej i rurką ze strzykawką, odpowiada. – Bien reussit Monsieur: Docteur. (Dobrze się udało panie doktorze.)
– Bien torch, felicitation (Dobra robota, gratulacje.) – mówi dr Diez.
Własnym uszom nie wierzę. Dr Diez, zachowanie nienaganne, wielki szacunek okazywany na każdym kroku naszemu Doktorowi, a jednocześnie trzymanie się wysokiego pułapu w stosunkach z sanitariuszami. Chłodny, nie wiadomo co myśli i co czuje, zamknięty w sobie – powiedziałbym nawet – zatrzaśnięty. Aż tu nagle takie słowa.
Etienne, który czekał na koniec wizyty dr Diez wchodzi z menażką ciepłej zupy.
Jules, jakby zdziwiony – On ne pas manger encors (Nie jedliśmy jeszcze).
Rzeczywiście nie mieliśmy na to czasu. Dzieli swoją dzisiejszą porcję chleba i siadamy do posiłku. Myślę o Jeff. Jak tu zrobić, aby być tu i tam równocześnie? Etienne zgaduje moje myśli.
– Na pewno będziesz musiał zostać tutaj. Więc, jeżeli ci to odpowiada – Gamin przeniesie się na noc do twojej dyżurki, ja zostanę w pokoju przy Jeff, sois tranguille, tous ca irai (bądź spokojny, wszystko pójdzie dobrze).
Pytam –jak czuje się Jeff?
– Nie jest z nim dobrze – odpowiada Etienne.
Proszę Jules, aby poszedł spać. Obecność jego – o ile będzie potrzebna – to bardziej o świcie niż teraz.
Zastanawiam się nad postępowaniem dr Diez – dlaczego zostawił umierającego w rękach, mówiąc szczerze, dwóch ignorantów? – Le lemps arriver, en quel... (Przychodzi czas, w którym...)

23 VI

Porucznik Ciesielski przeszedł dobrze operację. Doktor jest dobrej myśli.

24 VI

Jeff ma silne bóle i wysoką temperaturę. Dostaje morfinę. Diagnoza Doktora – peritonitis (zapalenie otrzewnej).

27 VI

Dalsza poprawa u porucznika Ciesielskiego. Pytam Doktora – co dalej?
– Wszystko zależy – mówi – od stanu drugiej nerki, o ile będzie zdrowa, rozrośnie się i przejmie funkcje również tej usuniętej.
Do Jeff przychodzi L’Abbe Debrey z ostatnią posługą.

29 VI

W nocy budzi mnie Etienne, który pozostał przy łóżku Jeff. Chory jakby mniej cierpiał.
Jeff Lyney, Amerykanin, zmarł o świcie w wieku dwudziestu trzech lat.

30 VI

Wiadomości z obozu. Alianci wylądowali w północnej Francji.

1 VII

Jasio Peplowsky przynosi radosną nowinę. Personel szpitala będzie otrzymywał amerykańskie paczki żywnościowe – za dobra opiekę nad rannymi i chorymi Amerykanami. Tak zdecydował Amerykanin, ten od Czerwonego Krzyża.

4 VII

Porucznik Ciesielski przechodzi z bloku operacyjnego do ogólnego pokoju oficerskiego. Według Doktora stan operowanego jest dobry. Jeżeli tak, to warto było się trudzić.
Długo nie mam wiadomości z domu. Przyszła kartka od Fernand Lediemon. Dojechał szczęśliwie do Francji, chwilowo jeszcze leży w szpitalu. Przyjemnie, że pamięta o nas.

6 VII

Czas „Wielkiego Głodu” skończył się. Dostajemy paczki amerykańskie, wielki koncentrat kalorii. Paczki, które otrzymujemy to podstawowe wyżywienie oddziałów frontowych. Tak informuje Jasio.
(dalszy tekst nieczytelny)

10 IX

Przyszedł lekarz niemiecki 0berarct na kontrolę szpitala. Doktor ukończył ostatnią operację, spotykają się więc w pokoju przygotowawczym. Kontrola – jak widać – sprowadza się do rozmowy. Doktor jest z Poznania, zna dobrze języki niemiecki. Nie ma żadnego chodzenia po salach, wyłapywania „dekowników”, sprawdzania kart chorobowych itp.
Nie wszystko zrozumiałem o czym mówiono, natomiast z postawy, sposobu prowadzenia rozmowy i wzajemnego szacunku, zrozumiałem jedno. Tych dwóch panów stojących na przeciwko siebie nic nie dzieli; ani pozycja po przeciwnych stronach barykady, ani urazy czy różnice narodowościowe. Natomiast widać, że wiele ich łączy. Tylko co? Może większa wiedza w sprawach życia, może rola Samarytanina przydzielona przez los w tym piekle, może przeżycia. Jeden, to niedawny inwalida, na pewno z frontu wschodniego, drugi z ciężarem blisko czterech lat niewoli. To zbliża i uczy zrozumienia drugiego.
Po rozmowie lekarz niemiecki coś zapisuje w książce, daje do przeczytania Doktorowi. Wychodząc, pierwszy oddaje Doktorowi honory wojskowe.
Jest młodszy tylko wiekiem.

14 IX

Paczki amerykańskie zmieniły nasz świat w niewiarogodny sposób, a szczególnie papierosy i sproszkowana kawa „NESTLE”. Papierosy stają się walutą obiegową i to wysokiej klasy. Popyt na papierosy amerykańskie jest olbrzymi. Za papierosy można w mieście dostać wszystko. Mieczysław i Janusz z racji swoich zajęć mają tzw. ausweisy (przepustka), pozwalające na wychodzenie do miasta bez wachmanów. Stają się więc pośrednikami handlowymi, przy czym Janusz podejmuje ten proceder w szczególnych przypadkach, Mieczysław jest hurtownikiem we wszystkich branżach, jest mistrzem i w tym zawodzie. Francuzi to naród, który nie pije herbaty, wyłącznie kawę. Chociaż Nestle to nie ta kawa, którą cenią, nie mniej jest poszukiwana, daje satysfakcję „bycia w domu”, a to już jest luksusem. Niemcy też szukają tej kawy, dlatego jest drugą „walutą”.
Ceniona jest też czekolada. Ma formę, kolor i częściowo właściwy smak, ale czekoladą nie jest. Mała kostka tej masy, w krótkim czasie stawia na nogi najbardziej zmęczonego. Logicz¬nie, że znajduje się w racjach żywnościowych żołnierzy frontowych. Cenimy ją bardzo w szpitalu i używamy w chwilach wielkiego zmęczenia, jako preparat farmakologiczny.
U Francuzów nie do pomyślenia jest konsumowanie paczek na „surowo”, są one tylko surowcem do przyrządzania posiłków. Wszyscy konstruują kuchenki na wzór obozowych. W najlepszej sytuacji znaleźli się kucharze z Henri na czele. Mając papierosy i kawę, mają dozorującego ich Niemca „w kieszeni” i robią co chcą.
Największą popularnością cieszy się pieczenie le tarte (tortu). Do tego potrzeba, mąki, cukru i jaj i te produkty figurują na pierwszych pozycjach w spisie zakupów sporządzanym dla Mieczysława. Do le tarte potrzebne są jeszcze owoce. Ich rolę spełniają śliwki suszone, o których nie zapomniano przy pakowaniu paczek.
Jak odmiennie użytkują śliwki suszone moi ziomkowie kochani – pędzą samogon. Dwa narody, dwie tradycje jakże różne. Ale comparaison n'est pas raison. (z porównania nie wynika racja)
Wieczorem siedzimy w mojej dyżurce, Henri przynosi kolejny tarte wielkości miednicy, ma oczy pełne radości, patrząc na nas jak jemy. Czasem nie mogę więcej, ale wiem, że muszę, inaczej zrobiłbym Henri największą przykrość.
Korzyści z paczek są daleko idące. Skończyły się kłopoty z materiałami opatrunkowymi i lekarstwami. Braki uzupełniamy przez Hanssa za papierosy. Papierosów jest sporo. Nikt z nas nie pali. Kto kiedyś palił, dawno musiał się odzwyczaić.
Większość transakcji „papierosowo-kawowych” odbywa się poprzez Mieczysława. I to dobrze. Nie mając konkurenta, może dbać o silny kurs „naszej waluty”.
Pierwsza paczka sprawiła przyjemność nie tylko mnie. W czasie pracy w infirmerie wiedziałem, kiedy Commandant Bulleu otrzymuje paczkę z domu. Wówczas papieros był jego nieodłącznym towarzyszem. Ładnie zapakowałem cztery paczki papierosów „CAMEL”, wiążąc wstążeczką pozostałą po kwiatach przywiezionych Zygmuntowi przez żonę i przy najbliższej okazji poszedłem do obozu. Wyczyszczony, pozapinany i wyprostowany – jak zawsze – „na strunę”, zameldowałem się u Commandant, prosząc o przyjęcie małego prezentu. Mimo wielkich wysiłków, ten silny człowiek nie mógł ukryć wzruszenia.
Nie zapominamy o „nieetatowych” pracownikach. Etienne przystał do naszej trójki, Eric do Lucien i Jules.
Spodziewam się drugiej strony medalu naszego dobrobytu, mogę odezwać się „wewnętrzne korniki”.
Staram się zrozumieć zjawisko powszechnej dobroci. Francuzi uchodzą za naród egoistów. Z taką opinią można było spotkać się przed wojną. Rozmawiam na ten temat z wieloma, co nie przybliża zrozumienia problemu. Potrzebna jest wiedza z zakresu socjologii. Bez niej, wszelkie wysiłki można porównać do posługiwania się zegarem słonecznym w świetle księżyca.

(?) IX

Niedzielne popołudnie. Zostałem sam, wszyscy poszli do obozu w odwiedziny. Przeglądam Le cahier d’operations (zeszyt z rejestracją operacji), w którym Eric rejestruje na bieżąco wszystkie operacje. Ostatnia zanotowana w dniu czternastego września pod Nr 300, to usunięcie wyrostka robaczkowego u Legrand przez dr Diez. W ilu brałem udział? Liczę i wychodzą dziewięćdziesiąt cztery operacje. Jak to mogłem wytrzymać?
Zadziwiająco dużo jest operacji usunięcia wyrostka robaczkowego i przepuklin. Dużo przypadków przepukliny jest zrozumiałe. Słabe wyżywienie powoduje – między innymi – osłabienie mięśni brzucha a ciężka praca czyni swoje.
Natomiast niezrozumiała jest duża liczba operacji usunięcia wyrostka robaczkowego. Przeważnie jest to podrażnienie, rzadziej przypadki apendicitis acuta (ostre zapalenie wyrostka robaczkowego). Wiele jest – jak się zdaje – przypadków symulacji.
Zdarzają się przypadki, gdy pacjent jest poinformowany (tylko niedokładnie) jak należy zachować się podczas badania. Doktor w pewnym momencie naciska tzw. „punkt MacByrneay” i prosi o podniesienie prawej nogi. „Poinformowany” czyni to wcześniej z własnej inicjatywy, oznajmiając przy tym, że odczuwa ból.
Nie należy dziwić się tym praktykom. Czasem symulowanie choroby jest jedynym środkiem wydostania się z ciężkiego Komando. Dla tych operacja jest błahym zabiegiem, a czas pobytu w szpitalu tak oczekiwanym odpoczynkiem. Nie wiedzą, że każda operacja tego typu jest związana z niebezpieczeństwem zapalenia otrzewnej, tkanki o nikłym ukrwieniu.
Doktor – przypuszczam – ma czasem wątpliwości, co do potrzeby operowania, ale czy może ryzykować popełnienie błędu zaniechania?
Nie są rzadkie przypadki pooperacyjnego suppuration. (jątrzenia) Przyczyna, to przeważnie nieprzyswajalność katgutu przez organizm. Wtedy gojenie rany następuje – jak to określa Doktor – per secundam, w przeciwieństwie do per primam, gdy tych komplikacji nie ma.
Niektórzy przyjmują z lękiem dłuższy czas gojenia rany, uznając ten fakt za wynik zakażenia, inni z radością, gdyż wiedzą, że pobyt w szpitalu będzie dłuższy.
Sporo kłopotu jest z flegmonami (jak u Jacgues). Dr Diez wyjaśnia – powodem są zaniedbane skaleczenia (przeważnie dłoni), nawet te drobne. Stanowią one porte d entre (miejsce wejścia) dla bakterii. Same skaleczenia przysychają, nawet idą w niepamięć, ale bakterie, które dostały się do organizmu, przy sprzyjających warunkach po pewnym czasie owocują flegmonami.
Zastanawiam się, co to znaczy „oswajanie się z salą operacyjną” jak to określa Doktor. Wydaje mi się, można się oswajać, ale nigdy oswoić. Jest coś, co można nazwać barierą psychologiczną. Przekroczenie jej wywołuje wyraźne napięcie nerwowe. Nie sądzę, aby ktokolwiek był od niego wolny.
Doktor wychodzi z sali operacyjnej spocony, bez względu na porę roku. Dr Diez też, tylko w większym stopniu, choć od Doktora młodszy i szczuplejszy. Czyżby dlatego, że początkujący?
Rozumiem, dlaczego niektórzy z kolegów na Uniwersytecie przenosili się po roku medycyny na inny fakultet, dlaczego nie mogli przejść przez prosektorium.
Chirurgia wydaje się być konkretniejsza od pozostałych działów medycyny, mniej chodzi po omacku. To jest precyzyjne rzemiosło artystyczne, wsparte dużą wiedzą i praktyką.

18 IX

Przykra sprawa, której mogło nie być. Na oddziale zakaźnym leży kilku naszych oficerów chorych na gruźlicę. Dr Magardon, kierujący oddziałem zakaźnym, wypisuje ich ze szpitala, co oznacza powrót do Oflagu i przerwanie leczenia. Doktor dowiedziawszy się o tym, zabiera zwolnionych na oddział chirurgiczny i na tym sprawa mogła zakończyć się, ale nie zakończyła.
Dr Magardon czuje się urażony postępowaniem Doktora, zarzuca mu mieszanie się do nie swoich spraw i przejmowanie roli dyrektora całego szpitala.
Sprawa stała się głośna w szpitalu. Opinie o decyzji dr Magardon są podzielone. Oddział zakaźny stoi po stronie szefa, chirurgia opowiada się za Doktorem, oddział chorób wewnętrznych zachowuje neutralność.
Mieczysław, Janusz i Jan obrazili się na wszystkich Francuzów i zażądali abym zerwał z nimi wszelkie stosunki towarzyskie, w przeciwnym przypadku mogę się do nich nie odzywać. Nonsens.
– Dr Magardon mógł porozmawiać z Doktorem, zakończenie byłoby podobne tylko bez awantury – mówi Xavier.
Henri kwituje wydarzenie jednym, słowem i nie porusza więcej tematu, zachowuje się tak, jakby nic się nie stało.

20 IX

W nocy zmarł nagle Xavier. Rozmawialiśmy wieczorem, nic nie wskazywało na tak bliski koniec. Swoją pogodną melancholię zachował do końca. Zawsze o dalekich horyzontach, nigdy o drobiazgach nawet tych najbardziej dokuczliwych.
„Pamiętaj, najtrudniej jest uwierzyć. Wątpliwości (les doutes) to największy skarb ludzi myślących. Pozbycie się ich, to więcej niż utrata największego majątku. Egoizm, to busola ludzkości. Nawet czyniąc dobrze, czynisz to dla własnej satysfakcji, czasem dla ratowania własnego sumienia”.
(dalszy tekst nieczytelny)

10 X

Janusz prosi o ukrycie lampy radiowej w bandażach porucznika, który wraca po konsultacji do Oflagu. Proszę o szczegóły.
Janusz, pod warunkiem zachowania tajemnicy wyjaśnia – w Oflagu w Gross-Born organizacja konspiracyjna oficerów planuje zajęcie Pomorza przy pomocy byłych jeńców wrześniowych (a obecnie robotników cywilnych), przed wejściem Rosjan na te tereny.
Janusz, któremu ausweis pozwala na swobodne wychodzenie do miasta, jest łącznikiem między Oflagiem a organizacją konspiracyjną w terenie, poprzez oficerów przyjeżdżających z Oflagu do szpitala. Dostał rozkaz dostarczenia lampy do radia, które służy do śledzenia sytuacji na froncie wschodnim i pozwoli na określenie dogodnego momentu rozpoczęcia akcji. Oczywiście, lampę dostał za papierosy.
Pytam Janusza – czy sądzisz, że nawet kilka setek ludzi może cokolwiek zdziałać, gdy po obu stronach zaangażowano setki tysięcy? Czy można kierować organizacją zza drutów? Czy w takich warunkach jest możliwa konspiracja?
– Może masz rację, ale ja dostałem rozkaz.
Biorę lampę owiniętą w karton, mimo to parzy mi palce.
Francuzi to praktyczny naród, chodzący po ziemi. Mają swój ruch oporu pomagający przetrwać niewolę tym najsłabszym. A my? Bez odrobiny wyczucia rzeczywiści pchamy się w beznadziejne przedsięwzięcia.
Zdaje się, że ta sprawa trwa od dłuższego czasu i nic o niej nie wiedziałbym, gdyby nie przepalona lampa w radioodbiorniku w Oflagu.

11 X

Zmarł Simon Brehin, Belg, sanitariusz z oddziału zakaźnego. Poznałem go bliżej podczas pracy przy ołtarzu i ustawianiu tryptyku w kaplicy. Choroba nie została rozpoznana, dlatego dr Diez zdecydował się na przeprowadzenie sekcji zwłok. Do pomocy dr Diez zostali wyznaczeni Lucien i ja.
Dziś dr Diez przeprowadził sekcję zwłok. Nie dała odpowiedzi na pytanie, co było przyczyną śmierci Simon. Ten dzień należy zaliczyć do tych najtrudniejszych. Porucznik wyjechał do Oflagu z lampą radiową w bandażach.

12 X

Jean Diot przychodzi do szpitala z silnymi bólami brzucha. Doktor chce operować natychmiast, nie ma jednak nic sterylizowanego po porannych operacjach. Chory dostaje środki przeciwbólowe.

13 X

Operacja Jean Diot. Doktor po otworzeniu jamy brzusznej nie kontynuuje operacji, zaszywa ranę operacyjną. Powodem przerwania operacji jest rozległy rak.

14 X

Jean zmarł nad ranem nie odzyskawszy przytomności. Nie wiem, w jakim był wieku. Eric nie zdążył zapisać wszystkich danych zmarłego w zeszycie ewidencji operacji.
Wizyta Timofieja. Przestał być nieufny. Opowiada o wielkim głodzie na Ukrainie, wywołanym nie brakiem urodzaju, a rekwizycją wszystkich płodów rolnych przez szereg kolejnych lat, co miało zmusić ludność do pozbywania się ziemi na rzecz Państwa. Ilość zmarłych z głodu liczono na setki tysięcy. Nie do wiary. Ile czasu musiało upłynąć, aby Timofiej pozbył się nieufności?

15 X

Przyszło to, czego się obawiałem najbardziej. Policja cywilna zabiera Janusza w kajdankach. Wśród naszych konsternacja zupełna, nikt nie domyśla się powodów zabrania Janusza. Doktor zdenerwowany – przypuszczam – wie o wszystkim. Nie informuję Mieczysława, mniej będzie wiedział, lepiej dla niego.
Henri widzi zmianę w moim zachowaniu, pyta – que ce qui passe (co się dzieje?).
Opowiadam mu całą historię. Po raz pierwszy słyszę jak Henri klnie używając le mot Cambronne (słówko generała Cambronne) spod Waterloo.
Ma jak zwykle rozwiązanie. – W razie czego, gdy ci panowie przyjadą do szpitala, będziemy mieli dość czasu, aby ciebie schować u nas w kuchni, twoją blaszkę z numerem zostawimy przy pierwszym nieboszczyku leżącym w kostnicy, a ty z jego blaszką wrócisz po południu do obozu jako wyleczony. Wojna ma się ku końcowi, niedługo będziesz musiał ukrywać się pod obcym nazwiskiem. Wszystko się uda, chyba, że będziesz miał pecha i nie będzie tego dnia nieboszczyka w kostnicy. Rzeczywiście wszystko jest proste.

22 X

Minął nerwowy tydzień. Każdego dnia spodziewamy się ponownej wizyty policji. Nie do pomyślenia jest, aby zostawiono nas w spokoju. Podejrzenie o udział nas wszystkich w konspiracji, jest zbyt silne. Mija tysiąc pięćsetny dzień za drutami.
(dalszy tekst nieczytelny)

14 XII

W mroźny dzień przychodzi do szpitala grupa Amerykanów. Niemcy pod naciskiem ofensywy rosyjskiej ewakuowali amerykański obóz jeniecki w Köninksberg i jeńców popędzili na zachód w silny mróz. Cała kolumna zatrzymała się w obozie, do szpitala trafili ci z odmrożonymi kończynami. Nie wiem, jaka odległość dzieli nas od Köninksbergu, nie będzie mniej niż sto pięćdziesiąt kilometrów. Odmrożenia są duże. Doktor nie wyklucza amputacji. Tymczasem dostają opatrunki z ichtiolu.

15 XII

Wszystkie badania, również rentgenem, które zostały przeprowadzone, nie pozwoliły na postawienie diagnozy u chorego Virgilia.

17 XII

Brak możliwości porozumienia z Virgilio utrudnia znalezienie przyczyn choroby. Poszukiwania na terenie szpitala Francuza, znającego język włoski, nie dały rezultatu.

19 XII

Po skończonych operacjach Lucien zwierza się. – Zapomniał sterylizować jeden zestaw instrumentów i do ostatniej operacji podał instrumenty nieużyte w poprzedniej. Były to identyczne operacje, przepukliny. Zaczynam wymyślać Lucien, przypominam przypadek Jeff, który zmarł po operacji, wskutek infekcji. Lucien słucha zdziwiony moim wybuchem, nie widział mnie krzyczącego.
Uprzytamniam sobie bezsens mego zachowania, przepraszam go.
Lucien mówi spokojnie – Vraiment mom vieux, tu es mal (rzeczywiście, mój stary, ty jesteś chory) – Ma rację.

21 XII
U odmrożonych pierwsze oznaki nekrozy. Dziś operacja usunięcia martwych części kończyn. Wszystkie operacje mają być przeprowadzone jednego dnia. Doktor i dr Diez operują oddzielnie, i wszyscy jesteśmy potrzebni. Henri z konwią kawy „Nestle” podtrzymuje bystrość umysłu u pracujących do późnego wieczora.

22 XII

Virgilio nie przyjmuje pokarmu, nie może wstać z łóżka. Ma napady strachu, ktoś stale musi być przy nim.

24 XII

Do Virgilio przychodzi L'Abbe Debrey z ostatnią posługą.
Pod wieczór zmieniam Etienne przy łóżku chorego, który wpada w okresy drzemki, czy też utraty świadomości.
Z sąsiedniej sali dochodzą odgłosy śpiewanych kolęd. Przychodzi kolej na heilige Nacht. Virgilio poznaje tę kolędę, wyciąga rękę i powtarza buona natale, felici anno.
Zapada w drzemkę. Po dłuższym czasie budzi się, patrzy na mnie i wykonuje ruchy ręką, jakby pisał. Podaję mój zeszyt i ołówek. Z trudem pisze. Stara się coś mi tłumaczyć. Zmęczony wysiłkiem zasypia.
Długo odchodził. Jest dobrze po północy, słychać z korytarza kroki wracających z Pasterki. Czas kończy pisanie, choć jak piszę, jest mi lżej. Dlaczego?

25 XII

Opowiadam Henri o wczorajszym wieczorze. Daję mu blankiet listu i proszę, aby napisał o wszystkim do rodziny zmarłego na adres: Claudia Mantini, Chiaramonte, Viale Angelico 4 – Italia. Virgilio zmarł w wieku dwudziestu dwóch lat.
(dalszy tekst nieczytelny)

Czytany 1878 razy
Norbert Maczulis

Zapraszam na stronę portalu Szwajcaria-Kaszubska.pl gdzie można przeczytać moje publikacje.

Dyrektor Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach (do 30 kwietnia 2015), Norbert Maczulis

Mój profil na fb.com/norbert.maczulis

Najnowsze od Norbert Maczulis

Artykuły powiązane