Szlaki turystyczne

Znajdziesz tu informacje na temat miejsc, które są ciekawe do odwiedzenia. Prezentacja wizualizacji i zdjęć oraz opisów szlaków pieszych, rowerowych i Nordic Walking.

Ze słownika Polsko-Kaszubskiego:duda | duda, dudla (sł. Eugenisz Gołąbek)
czwartek, 17 lipiec 2014 00:00

Dr por. rez. Edmund Mroczkiewicz, dyrektor Szpitala Powiatowego, „znakomity chirurg polski z Kartuz nad morzem

Autor: 
Oceń ten artykuł
(2 głosów)
znakomity chirurg polski z Kartuz nad morzem znakomity chirurg polski z Kartuz nad morzem Dr por. rez. Edmund Mroczkiewicz, znakomity chirurg polski z Kartuz nad morzem

 

Norbert Maczulis

Pod takim tytułem podjąłem 10 lat temu temat zapomnianego i niedocenianego w Kartuzach dr. Edmunda Mroczkiewicza, dyrektora Szpitala Powiatowego w Kartuzach. Była to wówczas Jego 40 rocznica śmierci. Napisałem wówczas krótką notatkę w „Gazecie Kartuskiej” w rocznicę śmierci – (8 lutego 1964 r.), a potem artykuł i wydałem go w postaci zeszytu – Kaszubskiego Zeszytu Muzealnego Z 12 2004.

I tak to się zaczęło…

Po kilku tygodniach – o dziwo - otrzymałem niespodzianie telefon z Warszawy od pracownika Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego Tomasza Wasilczuka.

Z rozmowy dowiedziałem się, że jego jeszcze wówczas żyjący przyjaciel Stanisław Gryniewicz znał dr. Mroczkiewicza z czasów drugiej wojny światowej.

 W okresie wojny przebywał z Mroczkiewiczem w Stalagu II B Hammerstein (Czarne), gdzie Dr był naczelnym lekarzem, a Gryniewicz został jego instrumentariuszem.

Los zrządził, że S. Gryniewicz w okresie wojny spisywał pamiętnik, który po 60 latach mi przekazał. Opublikowałem go jako Płatek róży białej.

 To była rewelacja. Był Polakiem, który trafił do niemieckiej niewoli we Francji i podał się za Francuza. Bardzo ciekawa historia.

W 2009 r. wydałem książkę Kartuzy 1939. Wspomnienia, gdzie umieściłem relacje oficerów i osób cywilnych, wśród nich m. in. Anny Dziewiątkowskiej z Kartuz.

Z relacji wynika, że na początku Września 1939 r. przywiozła ona spod Żukowa do szpitala w Kartuzach 2 rannych żołnierzy… niemieckich, a przyjmował ich dyrektor dr Mroczkiewicz.

Po kolejnych latach otrzymałem od Karola Góralskiego  Księgę Główną Przyjęć Szpitala Powiatowego w Kartuzach, obejmującej okres drugiej wojny światowej.

I cóż tam wyczytałem? Ciekawostkę.

Pod pozycją 300 zapisany został Szmid Hugo, ur. 17 listopada 1896 r. zamieszkały w Gołębiewku, żonaty, 11 kompania 2 pułku piechoty niemieckiej. Przyjęty do szpitala 2 września 1939 r.. Opuścił szpital 11 września 1939 r.

Pod pozycją 301 wpisany został Nitecki Jan, ur. 17 października 1897 r., żonaty, zamieszkały w Gdańsku, Niemiec, 11 kompania 2 pułku piechoty. Przybył 2 września 1939 r., a szpital opuścił 11 września 1939 r..

To byli ci dwaj żołnierze niemieccy.

W 2010 r. odbyło się seminarium historyczne poświęcone jeńcom francuskim w Stalagu II B Hammerstein i polskim oficerom w Oflagu II D Gross Born w Bornem Sulinowie, gdzie przypomniałem sylwetkę dr. Mroczkiewicza.

Muzeum Jeńców Wojennych w Opolu - Łambinowicach opublikowało później ten artykuł seminaryjny w pracy zbiorowej pod wspólnym tytułem Zwykły żołnierski los.

Tym razem z pewną przekorą, historię tę zacznę inaczej. Na opak, od końca, od Wspomnień Pośmiertnych.

Raz może być inaczej, co nie znaczy, że jest to fałsz. Inaczej, myślę, że ciekawiej.

Życzę miłej lektury.

Norbert Maczulis

W S P O M N I E N I E    P O Ś M I E R T N E

   Dnia 8 lutego 1964 r. zmarł w Kartuzach dr Edmund Mroczkiewicz. Gdy uzyskał świadectwo dojrzałości, wstąpił na Wydział Lekarski Uniwersytetu Poznańskiego. Po uzyskaniu dyplomu doktora wszech nauk lekarskich rozpoczyna praktykę podyplomową w oddziale chirurgicznym Szpitala Miejskiego w Toruniu. Dla ugruntowania zdobytych wiadomości przez 6 miesięcy pracuje jako asystent w Klinice Chirurgicznej UP, pod okiem prof. dr. A. Jurasza.

   W roku 1937 z konkursu obejmuje dyrekturę Szpitala Powiatowego w Kartuzach. Na stanowisku z tym zastaje go wojna w 1939 r. Zmobilizowany jako lekarz chirurg dostaje się do niewoli do obozu w Hammerstein – (dzisiaj Czarne - N. M.), w którym przebywa aż do chwili wyzwolenia. W obozie jenieckim jest opiekunem nie tylko żołnierzy Polaków, ale i licznych Francuzów, a także Serbów. Dowody wdzięczności współtowarzyszy niedoli były świadectwem dobrze spełnionego obowiązku w wyjątkowo trudnych warunkach. W roku 1945 dr E. Mroczkiewicz powraca na swe stanowisko w Kartuzach.

   Mały Szpital Powiatowy stopniowo zmienia oblicze, starając się zaspokoić potrzeby okolicznej ludności. Tworzą się samodzielne oddziały: chirurgiczny, wewnętrzny, położniczy i zakaźny. Powstaje przychodnia specjalistyczna, tak, iż część pracy, która przebywała z racji rozrastającego się lecznictwa otwartego, może być przeniesiona do zaadoptowanego w tym celu innego budynku. Ale i te innowacje nie mogły usunąć braków wynikających z niedostatecznie dużego gmachu, który ongiś był tylko przytułkiem dla starców.

   Dr Edmund Mroczkiewicz marzy o nowym szpitalu. Uzyskuje zgodę Ministerstwa Zdrowia na rozpoczęcie budowy. W tym czasie sam zdobywa II stopień specjalizacji, pobudza swych asystentów do nauki, ułatwia im wyjazdy na kursy doskonalenia się, biorąc na siebie część ciążących na nich obowiązków. W starym szpitalu stają się wzorowe pod względem czystości chirurgicznej skromne izby operacyjne.

   Podczas niespodziewanej inspekcji ówczesnego ministra zdrowia        prof. dr Rajmunda Barańskiego szpital kartuski zostaje przez niego wyróżniony.

 

 

   W przededniu przeniesienia się szpitala do nowego, obecnego budynku dr E. Mroczkiewicz (1960) przestaje być dyrektorem szpitala, a potem i ordynatorem oddziału chirurgicznego. Nagłe odejście z zajmowanego stanowiska przyspieszyło Jego ciężką chorobę serca.

   Nie obce były Mu także zagadnienia z medycyny wewnętrznej, położnictwa i chorób kobiecych oraz z innych dziedzin, z którymi często styka się lekarz prowincjonalny.

   Za swą pracę był odznaczony „Złotym Krzyżem Zasługi” i odznaką „Za Wzorową Pracę w Służbie Zdrowia”. Brał czynny udział w życiu Związku Zawodowego Pracowników Służby Zdrowia.

   Dr Edmund Mroczkiewicz był od szeregu lat członkiem Towarzystwa Chirurgów Polskich, Traumatologicznego i Ortopedycznego, brał udział w ich zjazdach krajowych i okręgowych.

   Ze śmiercią dr E. Mroczkiewicza towarzystwo nasze poniosło bolesną stratę, którą tym bardziej odczuwamy, iż dobrze znał On psychologię Kaszubów, gospodarzy Tej „Ziemnicy”.

   Spontaniczny hołd pośmiertny złożony przez społeczeństwo Kartuz i najbliższych okolic może tylko złagodzić ból osieroconej małżonki i dzieci oraz wskazać im, że dobrze spełniony obowiązek nie ginie.

  

                                         *********

 Tak pisano po śmierci,

a ja zbierałem materiały kilka lat i spisałem później, 10 lat temu, że…

   Edmund Mroczkiewicz urodził się w dniu 16 października 1902 r. w Wągrowcu w województwie poznańskim, z ojca Antoniego i matki Teresy z Markiewiczów. Jego ojciec był właścicielem sklepu kolonialnego – drogerii, matka natomiast zajmowała się domem.

   Do Szkoły Podstawowej i Państwowego Gimnazjum uczęszczał w Wągrowcu w Wielkopolsce, gdzie w czerwcu 1922 r. uzyskał świadectwo dojrzałości. Jako ochotnik uczestniczył w wojnie polsko – bolszewickiej z 1920 r.[1]. Następnie rozpoczął studia medyczne na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Poznańskiego. Jako student medycyny odbył w latach 1928 – 1929 roczną obowiązkową służbę wojskową w Szkole Podchorążych Sanitarnych i w Kadrze 8. Batalionu Sanitarnego[2].

   W dniu 9 marca 1932 r., po uprzednim złożeniu wymaganych egzaminów, uzyskał dyplom lekarza, a w dniu 30 grudnia 1932 r. obronił tytuł doktora Wszechnauk Lekarskich Uniwersytetu Poznańskiego.

   Swą pracę zawodową rozpoczął w Szpitalu Miejskim w Toruniu, gdzie praktykował od dnia 25 kwietnia 1932 r. do 30 października 1937 r..

   Z perspektywy czasu – i jego późniejszych osiągnięć - wydaje się być interesujący przebieg praktyki lekarskiej w okresie toruńskim. W tym to bowiem mieście, ówczesnej stolicy Województwa Pomorskiego, poczynając od dnia 25 kwietnia 1932 r. przez 3 miesiące pracował na oddziale wewnętrznym, a od 25 lipca 1932 r. do dnia 1 kwietnia 1933 r. na oddziale ginekologiczno-położniczym. Następnie przez 4,5 roku do dnia 30 września 1937 r. pracował na oddziale chirurgicznym.Początkowo był asystentem, a następnie zastępcą ordynatora oddziału chirurgicznego Szpitala Miejskiego w Toruniu. W tym też okresie przez okres 6 miesięcy, od 1 grudnia 1933 r. do 31 maja 1934 r., pracował w Klinice ChirurgicznejUniwersytetu Poznańskiego pod kierunkiem prof. Jurasza[3], gdzie nabył stosownych doświadczeń zawodowych. Zaowocowały one w sposób aż nadto wyraźny w późniejszym okresie pracy zawodowejdr. Mroczkiewicza.

I tu maleńka dygresja, ale jakże ważna.

Niedawno sprowadziłem sobie Pamiętniki, gen. J. Hallera, Londyn 1964, s. 277 - 278, które gen. Haller podyktował, bo nie napisał, ale dyktował: (w 1933 r…. „zaziębiłem się z powodu niespodziewanych śnieżyc i niedomykających się okien, tak że nabrzmiała mi twarz od powiększonego gruczołu przy uchu. Dopiero w czasie drugiej wojny światowej w szpitalu polskim w Edynburgu zoperował mi ten gruczoł prof. dr Jurasz  -  (podr. N. M.).

   Na podstawie konkursu na stanowisko dyrektora Szpitala Powiatowego w Kartuzach, ogłoszonego przez Wojewodę Pomorskiego WładysławaRaczkiewicza (późniejszego Prezydenta RP Na Uchodźctwie), z dniem 1 października 1937 r. dr Mroczkiewicz objął stanowisko dyrektora i ordynatoraoddziału chirurgicznego w Szpitalu Powiatowym w Kartuzach. Swą pracą zawodową i organizacyjną stworzył odpowiedni poziom lecznictwa dla społeczności kaszubskiej, w swej większości niezbyt zamożnej, i odbudował zaufanie kaszubskiej warstwy średniej do polskiej placówki medycznej mieszczącej się w Kartuzach. Do tej bowiem pory większość nieco zamożniejszej ludności kaszubskiej leczyła się w zakładachleczniczych na terenie WolnegoMiasta Gdańska[4].

   W sierpniu 1939 r. dr Mroczkiewicz wcielony został do Batalionu Obrony Narodowej działającego w składzie „Armii Pomorze” pod dowództwem gen. dyw. Władysława Bortnowskiego.IV Batalion – jeden z siedmiu działających na Pomorzu – otrzymał nazwę „Kartuzy”. Batalion ten wraz z trzema Komisariatami Straży Granicznej, plutonami wzmocnienia i improwizowanymi pododdziałami Przysposobienia Wojskowego stanowił Oddział Wydzielony „Kartuzy”. Jego dowódcą został kpt Marian Mordawski, a lekarzem - por. rez. dr Edmund Mroczkiewicz [5].

   W połowie września 1939 r. dr Mroczkiewicz biorący udział w walkach opóźniających w rejonie Gdyni, odkomenderowany został do Szpitala Morskiego nr 2 w Gdyni, gdzie pełnił funkcję starszego ordynatora oddziału chirurgicznego (350 łóżek) aż do chwili jego likwidacji. Wtedy to dostał się do niewoli, a po zakończeniu wojnyobronnej wraz z rannymi został przewieziony na teren obozu jenieckiego Stalag II B Hammerstein (Czarne). Dla potrzeb obozu w szpitalu jenieckim stworzył oddział chirurgiczny i niebawemzostał jego ordynatorem i lekarzem naczelnym. Przebywał tam i pracował jako chirurg przez cały okres drugiej wojny światowej. Wykonywał wszelkiego rodzaju skomplikowane operacje,zyskując sobieuznanie i sympatie jeńców – żołnierzy i oficerów, z pokonywanych przez Wehrmacht armii: polskiej, francuskiej, belgijskiej, holenderskiej, jugosłowiańskiej, radzieckiej, a także amerykańskiej oraz francuskich wojsk kolonialnych. Zdobył sobie również szacunek i uznanie u samych Niemców - dowództwa obozu.

   Mało znanym epizodem z życia obozowego dr. Mroczkiewicza była przynależność do ruchu oporu – do „Batalionów Odra”, których zadaniem było sianie dywersji i niepokoju na tyłach wroga, do przeprowadzania akcji sabotażowych włącznie.Główna baza znajdowała się w szpitalu w Hammerstein, a jej dowódcąbył początkowo dr E. Mroczkiewicz [6].

   W tym miejscu nie sposób nie poświęcić więcej uwagi działaniom tej konspiracyjnej organizacji. „Odra” była IV samodzielnym inspektoratem bydgoskiego Okręgu Armii Krajowej „Reich” nosząca symbol T – 103. Działała na terenie powiatu miasteckiego, szczecineckiego, słupskiego i bytowskiego. Dowódcą „Batalionu Odra” liczącego ponad 700 osób był Leon Hamerski „Jotan”. Batalion był podzielony na oddziały zbrojne, które przeprowadziły na terenie Pomorza Szczecińskiego tzw. Starej Rzeszy kilka dużych akcji dywersyjnych, a nawet partyzanckich. Przykładem może być podpalony w 1943 r. magazyn smarów pod Szczecinkiem, jesienią zaś sekcja dywersyjna „Odry” pod dowództwem sierż. „Jotana” uszkodziła w powiecie miasteckim parowy młyn pracujący dla Wehrmachtu. Wiosną 1944 r. grupa pchor. „Okonia”, „Dęba” ze Szczecina wykoleiła pociąg towarowy, a później zabiła pod Goleniowem funkcjonariusza szczecińskiego Gestapo.

   Dość często zdarzały się wypadki podpaleń niemieckich gospodarstw rolnych przez robotników będących żołnierzami „Odry”, jako skuteczna forma odwetu za znęcanie się bauerów nad pracującymi u nich przymusowymi robotnikami. Wywoływało to strach przed polskim odwetem i utratę poczucia pewności Niemców, co było jednym z poważniejszych osiągnięć „Odry”.

   Przez długi czas hitlerowskie władze bezpieczeństwa intensywnie tropiły konspirację polską, aż wreszcie wiosną 1944 r. Gestapo wpadło na ślad organizacji. Zaczęło się od aresztowania w marcu 1944 r. członków „Odry” w powiecie łobeskim, których odstawiono do Szczecina[7].

   We wrześniu 1944 r. funkcjonariusze Gestapo w Szczecinku ujawnili istnienie podziemnej organizacji „Bataliony Odra”. W związku z tym funkcjonariusze Gestapo w Szczecinku i Pile dokonali masowych aresztowań polskich robotników przymusowych na terenie powiatu szczecineckiego, człuchowskiego i miasteckiego. Akcja ta objęła także polskich jeńców wojennych z obozów Oflag II D Gross Born i Stalag II B Hammerstein [8].

   Aresztowani zostali umieszczeni początkowo w barakach w Szczecinku, silnie oświetlonych w ciągu nocy reflektorami, skąd wywieziono ich w niewiadomym kierunku [9].

   Jak się jednak okazało przetransportowano ich do wychowawczego obozu pracy w Policach do dyspozycji placówki Gestapo w Szczecinie i w dniach 7 i 9 października 1944 r. wywieziono do obozu koncentracyjnego w Mauthausen. Tam na wniosek szczecińskiej placówki Gestapo w dniu 9 listopada 1944 r. zostali straceni [10]. Wśród nich znajdowali się oficerowie – jeńcy z Oflagu II D Gross Born i Stalagu II B Hammerstein, m. in. płk dypl. Witold Dzierżykraj-Morawski[11], mjr Bronisław Wandycz, mjr Wiesław Hołubski, por. Eugeniusz Kloc i aspirant Janusz Szaybo [12].

   Z relacji S. Gryniewicza z dnia 1 października 2004 r. dotyczącej „Batalionów Odra” wynikła jednak inna bardzo istotna kwestia. Planowały one bowiem zająć Pomorze przy pomocy jeńców Września – oficerów, podoficerów i żołnierzy obozów jenieckich oraz wszystkich jeńców, którzy wbrew postanowieniom III Konwencji Haskiej z 1907 r. zostali pozbawieni statusu jeńców wojennych[13] i stali się wbrew swej woli robotnikami cywilnymi. Ostrze tych przedsięwzięć skierowane było przeciwko armii hitlerowskiej oraz, co stanowiło sedno działania, dokonać się miało przed wejściem na te tereny Armii Czerwonej – (podkr. N. M).

   Ten fakt oraz spisana opowieść Timofieja o wielkim głodzie w ZSRR (Zapiski, 11 X 1944 r.)[14], ale nade wszystko odmowa zgody S. Gryniewicza na usunięcie jakichkolwiek fragmentów tekstu wpłynęły na odmowę opublikowania „Zapisków” w czasach PRL-u.

   Światopogląd reprezentowany przez zdecydowaną większość żołnierzy Września nie szedł w parze z propagandą powojenną władz naszego kraju. W swej zdecydowanej większości sympatyzowali oni bardziej z rozkazami i strategią działającej na Pomorzu Armii Krajowej niż z późniejszymi kierunkami politycznymi prezentowanymi przez Grupy Operacyjne Polskiej Partii Robotniczej.

   Przed wybuchem drugiej wojny światowej S. Gryniewicz był studentem Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego wraz – jak powiedział [15] – z Marysiem Brandysem, z którym notabene spotkał się później w obozie Hammerstein. Wskazuje na to zapis z dnia 16 września 1941 r.[16].

   Ten utworzony przez hitlerowców międzynarodowy kompleks obozowy skupiał obok Stalagu II B Hammerstein również obóz dla polskich oficerów - Oflag II D Gross Born (Borne Sulinowo i Borne – Nadarzyce), w którym los S. Gryniewicza i dr. Mroczkiewicza dzieliło wiele tysięcy Polaków,  m. in. znani nam z literatury i historii Polski: por. rez. Leon Kruczkowski, autor „Niemców” i „Pierwszego dnia wolności”, czy też ppor. rez. Adam Rapacki – późniejszy, powojenny minister spraw zagranicznych RP.

Znany był pokojowy Plan Rapackiego przedstawiony w ONZ o utworzeniu strefy bezatomowej w Europie Środkowej. Ale dzisiaj wiemy, że jak na ironię, w latach siedemdziesiątych, do tego m. in. Bornego Sulinowa Sowieci potajemnie sprowadzili głowice jądrowe, by podbić Europę Zachodnią, a potem resztę świata. A Polacy nie mieli o tym żadnego pojęcia, nie mieli wstępu na teren garnizonu, tylko zapewnienia, że nie jest to prawdą.

Prawda jest taka, że w lasach garnizonu do dzisiaj można zobaczyć silosy, w których znajdowały się głowice i okopy, transzeje dla sprzętu wojsk specjalnego przeznaczenia. Byłem tam i widziałem, warto tam pojechać.

Pisał o tym również J. Szaniawski, w swej książce poświęconej swojemu przyjacielowi pułkownikowi Ryszardowi Kuklińskiemu [17].

W garnizonie Borne Sulinowo, liczącym ponad 10 tys. żołnierzy sowieckich, stacjonowało też 120 żołnierzy i oficerów, którzy nie podlegali dowództwu garnizonu, ale bezpośrednio dowództwu wojsk sowieckich w stolicy Kraju Rad.

Dlaczego tak było, bo mieli nadzór i zarząd nad…NAMI.

   Przypomnieć również należy, iż po upadku Powstania Warszawskiego w tym Oflagu Niemcy osadzili liczne rzesze jego uczestników.

   Jeńcy przetrzymywani za drutami obozów byli odcięci od świata, nie dochodziły do nich żadne informacje z frontów. Oznaką niekorzystnej sytuacji militarnej w Europie i ich trudnego położenia w obozie były przybywające do obozów jenieckich transporty z jeńcami wojennymi państw podbitych przez Trzecią Rzeszę. Symptomy te nie wskazywały jednak rychłego wyzwolenia obozu, nie rokowały też nadziei na jakąkolwiek zmianę w codziennym życiu obozowym.

   W pracy Oflag II D Gross - Born, wydanej w 1977 r. w Warszawie, dawny towarzysz niedoli jenieckiej, również absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego ppor. Marek Sadzewicz napisał:  

   „(...) Centralny punkt konspiracyjnej łączności wszystkich ośrodków jeńców znajdował się w międzynarodowym szpitalu dla jeńców w Hammerstein (Czarne). Posyłano tam na leczenie jeńców z różnych obozów jenieckich oraz różnych narodowości z Okręgu Pomorskiego (Wehrkreis II Stettin – II Okręg Wojskowy Szczecin – przyp. N. M.). Personel lekarski i sanitarny składał się głównie z Polaków. Funkcję naczelnego lekarza pełnił znakomity chirurg polski, por. rez. dr Edmund Mroczkiewicz, -(podkr. N. M.) były dyrektor szpitala w Kartuzach[18]. Organizatorem i duszą punktu kontaktowego był dr Mroczkiewicz, z którym konspiracja obozowa utrzymywała stały kontakt przez oficerów wysyłanych do szpitala na badania i leczenie. W takim charakterze bywali tam por. adwokat Marian Schroeder, por. Edgar Wellenger i wreszcie latem 1944 roku por. Eugeniusz Kloc „Brzoza”. Do najbliższych jego współpracowników należeli por. Jan Kubik „Roma”, przyjaciel por. Kowalskiego zastrzelonego przez wartownika, i mjr Wiesław Hołubski. Na specjalny rozkaz płk. Izdebskiego i ppłk. Mossora mieli poprzez szpital nawiązać bliższy kontakt z organizacją terenową, mającą swoich łączników w stalagu II B, na którego terenie znajdował się szpital.

   Drugi nasz punkt kontaktowy z oddziałami ruchu podziemnego w najbliższej okolicy znajdował się w Szczecinku, gdzie naszym rezydentem był Jerzy Kąkol „Bosman” – były jeniec wojenny, marynarz. Tam też miał swoje komórki kontaktowe batalion „Odra”, składający się z jeńców i byłych jeńców wojennych oraz robotników cywilnych wywiezionych na przymusowe roboty. Nazwy „Odra” nie znaliśmy wówczas”(...) [19].

   Ten zapis ppor. M. Sadzewicza dotyczący osoby dra Mroczkiewicza nie wymaga komentarza.

   Swój maszynopis zapisek wojennych Stanisław Gryniewicz, były sanitariusz szpitala jenieckiego Stalagu II B w Hammerstein (Czarne), zadedykował  Pamięci Doktora Edmunda Mroczkiewicza.

   W sporządzanych na bieżąco w obozie notatkach - zapiskach S. Gryniewicza z lat 1940 – 1945 nazwisko Edmunda Mroczkiewicza otaczane jest zawsze szacunkiem i występuje jako Dr Mroczkiewicz lub Doktor pisany zawsze wielką literą.

   Konkluzją wieloletniej, ciężkiej pracy obozowej dr. Mroczkiewicza w charakterze lekarza chirurga niech będzie zapis obozowy S. Gryniewicza z dnia 10 września 1944 r.:

    „Przyszedł lekarz niemiecki Oberarzt na kontrolę szpitala. Doktor ukończył ostatnią operację, spotykają się w pokoju przygotowawczym. Kontrola – jak widać – sprowadza się do rozmowy. (...) Nie wszystko zrozumiałem o czym mówiono, natomiast z postawy, sposobu prowadzenia rozmowy i wzajemnego szacunku, zrozumiałem jedno. Tych dwóch panów stojących naprzeciwko siebie, nic nie dzieli: ani pozycja po przeciwnych stronach barykady, ani urazy czy różnice narodowościowe. Natomiast widać, że wiele ich łączy. Tylko co? Może większa wiedza w sprawach życia, może rola Samarytanina przydzielona przez los w tym piekle, może przeżycia. Jeden, to niedawny inwalida, na pewno z frontu wschodniego, drugi z ciężarem blisko czterech lat niewoli. To zbliża i uczy zrozumienia drugiego.

   Po rozmowie lekarz niemiecki coś zapisuje w książce, daje do przeczytania Doktorowi. Wychodząc, pierwszy oddaje Doktorowi honory wojskowe. Jest młodszy tylko wiekiem.(...)”[20].

   Ciekawe jest spostrzeżenie zawarte w wypowiedzi – wspomnieniu S. Gryniewicza, który po aresztowaniu dr. Mroczkiewicza przez Niemców za udział w „Batalionach Odra” i jego kilkutygodniowej nieobecności w obozie, po ucieczce Niemców z obozu w 1945 r., z dumą opowiedział[21] i napisał:

   „(...) Któregoś dnia odwiedziła nas grupa przedstawicieli francuskiej organizacji opieki nad jeńcami. Przechodząc przez pomieszczenia szpitalne zauważyli ich czystość. Natomiast nie mogli zrozumieć, jak nasi pacjenci, przecież chorzy, mogą spać na deskach łóżka, przykrytych tylko nigdy nie zmienianym kocem (...) i przykrywając się tylko jednym kocem i własnym płaszczem, mając pod głową rzeczy osobiste przykryte ręcznikiem. A spali przeważnie w mundurach, bo tylko niewielu decydowało się prosić rodzinę o paczkę z bielizną zamiast paczki żywnościowej. Brakowało również mydła i ciepłej wody, a mycie unieruchomionych i obandażowanych ograniczało się do wycierania mokrą szmatką. Nie mogli uwierzyć, że w tych warunkach było tylko jedno zakażenie pooperacyjne. Miałem zaszczyt i wielką przyjemność tłumaczenia wyrazów szacunku i uznania dla pracy Doktora Mroczkiewicza składanych przez tą grupę. A Doktor, jak zwykle dziękował swoim miłym uśmiechem przykładając dwa palce do daszka rogatywki, z którą nigdy się nie rozstawał.(...) – (podkr. N. M.) [22].

   Stanisław Gryniewicz zapisał niegdyś – a ja dzisiaj przytoczę pod rozwagę - słowa swojego francuskiego kolegi Xaviera, adiunkta jednego z uniwersytetów francuskich, który uczył go w obozie języka francuskiego, i nie tylko, a później znalazł też w nim miejsce swego ostatniego spoczynku:

   „Przychodzi czas, w którym wszyscy razem i każdy osobno, zdajemy egzamin z naszego człowieczeństwa”.

   Wojenne losy S. Gryniewicza i dr. Mroczkiewicza skrzyżowały się w Stalagu II B Hammerstein. Z relacji ppor. M. Sadzewicza i S. Gryniewicza mamy pogląd na działalność por. dr. Edmunda Mroczkiewicza oraz na własną działalność Gryniewicza. Zachodzić może pytanie, czy nie jest ona subiektywna, czy może mało rzetelna, bo pisana w formie dziennika. Przytaczam zatem relację innego uczestnika - pacjenta szpitala obozowego w Hammerstein, któremu było dane zaobserwować pracę szpitala. Pewne fakty wszystkich niezależnych relacji pokrywają się tworząc jedną całość.

Również materiał por. Karola Pokorskiego z Sanoka [23], w którym ten przedstawił swe spotkanie, jakie miało miejsce w szpitalu jenieckim w Hammerstein w 1944 r., z dr. Mroczkiewiczem i ... znanym nam sanitariuszem, którego nazwiska nie zapamiętał i nie wymienia w swych wspomnieniach. Jednak, jeżeli właściwie powiążemy znane nam fakty, to jasno z nich wynika, że chodzi o osobę sanitariusza – Stanisława Gryniewicza autora Zapisek.

   W 1982 r. por. K. Pokorski w swych wspomnieniach napisał, że dr Mroczkiewicz to: „(...) prawdziwy Polak, lekarz „z powołania”, chirurg o „złotej” ręce, był duszą szpitala międzyjenieckiego w Hammersteinie, obecnie Czarne. Jeńcy różnych narodowości znali dwa słowa po polsku – „doktor Mroczkiewicz”- słowa te znaczyły, że życzą sobie, by byli operowani przez dr. Mroczkiewicza, mimo że był również dobry inny chirurg, lekarz belgijski.(...) W szpitalu tym przebywałem w 1944 r. przez okres trzech miesięcy – miałem więc możność poznania bliżej tego nieocenionego człowieka, prawdziwego ambasadora Polski (podkr. N. M.).

   Polacy byli dla niego braćmi, których osobiście operował i pielęgnował, bo tak można nazwać jego troskę o chorego. (...) Sam przechodziłem bardzo ciężko operację na niby drobną rzecz – wyrostek robaczkowy. Jednak na skutek wyczerpania nerwowego trwającego tyle lat, nastąpiła u mnie zapaść pooperacyjna. Byłem jak mi mówiono, 48 godzin nieprzytomny, a dr Mroczkiewicz nie odstępował mnie ani na chwilę. Nawet obiady i kolacje przynoszono mu do mego łóżka. Szpikował mnie różnymi lekarstwami. Pamiętam tylko jak przez mgłę pierwszą kroplówkę. Gdy wniesiono mnie na salę ogólną już przytomnego, zewsząd przez otwarte drzwi pytano, jak tam było na tamtym świecie? zrozumiałem wówczas jak bardzo byłem chory. Wieczorem tego dnia Staś, magister prawa z Warszawy, starszy sanitariusz (nazwiska nie pamiętam) podkr. N. M. (Stanisław Gryniewicz – przyp. N. M.) mówi, że dzisiejszej nocy mogę mieć kłopoty w związku z reakcją na otrzymane leki. Jeślibym czuł się niedobrze, mam go wezwać, ponieważ dr Mroczkiewicz jest bardzo przemęczony i musi spać. Roześmiałem się, Stachu – mówię – jak to możliwe. Ja o własnych siłach nie mogę wstać (leżący współtowarzysze byli po operacji), więc jak cię mogę zawiadomić? Nie bój się – odpowiada – wszystko jest zorganizowane. Na końcu sali śpi >Amico< Włoch Sycylijczyk o bujnej czarnej czuprynie. Twą rękę połączymy sznurkiem z jego ręką. Gdy tylko szarpniesz ręką, on obudzi się i już wie, co robić. Kiedy zacząłem zasypiać, poczułem się źle. Pot wystąpił mi na czoło i serce zaczęło mi walić, szarpnąłem ręką. W tej chwili Włoch pobiegł do Stasia, który natychmiast się zjawił. Spytał, co mi dolega, zbadał puls i zalecił spokój. Po pewnym czasie ta sama scena, wtedy zapytałem: Stasiu, czy dla mnie nie ma już lekarstwa ? Odpowiedział, że wszystko co było możliwe otrzymałem, a teraz tylko spokój.

   Po zapaści nastąpiły u mnie odleżyny. Na pośladku zaczęła powstawać gangrena. Dr Mroczkiewicz wziął mnie na stół operacyjny, wyciął całe zagangrenowane miejsce, zabezpieczając zastrzykami dalsze niebezpieczeństwo. Tak cuchnąłem, że nie miałem odwagi odchylić koca. Gdy raz zapytałem, czy coś jeszcze ze mnie będzie, doktor uśmiechnął się swoim dobrotliwym uśmiechem, a następnie poważniejąc zapytał, czy mam możność otrzymywania paczek ponieważ wymagam dobrego odżywiania. Odpowiedziałem, że z tym gorzej, ponieważ Sanok odcięty jest już przez Sowietów. Powiedział: coś zrobimy. Stale spałem, co było dowodem, że organizm przychodzi do siebie.

   Raz budzę się, obok spostrzegam paczkę amerykańską z Czerwonego Krzyża. Ucieszyłem się i powiedziałem: w obozie pamiętają o mnie. Wówczas sąsiad, młody podporucznik z Nowego Sącza, nazwiskiem zdaje się Słonkowski, powiedział mi, że paczka ta nie jest z obozu. Zdumiony pytałem się: więc skąd ?  Jeśli pan da mi słowo – mówi – że się nie zdradzi, to powiem. Daję, powiedziałem. Dr Mroczkiewicz oddał panu swą paczkę i zakazał nam o tym mówić.

   Ten lekarz, który otrzymywał to samo jedzenie co my, który tak ciężko pracował, ofiarował mi swą paczkę i nie chciał nawet bym wiedział od kogo pochodzi, a tym samym by mu dziękować. Człowiek o złotej ręce, któremu tak wielu zawdzięczało życie względnie czuło jego bezinteresowną opiekę, Polak, którego nazwisko mogę powiedzieć bez przesady, znał cały ówczesny obozowy świat: Niemcy, Francuzi, Belgowie, Serbowie, Amerykanie różnego pochodzenia, Włosi a nawet Sowieci, którzy wprawdzie mieli osobny obóz, lecz na prześwietlenia przychodzili do naszego szpitala.

   Pamiętam, jak wielka duma rosła w nas Polakach, kiedy podczas symbolicznego przyjęcia w czasie drugiego dnia Święta Zmartwychwstania w dniu 9 kwietnia 1944 r. zaproszeni przez nas lekarze obcej narodowości, wśród niskich ukłonów gratulowali dr. Mroczkiewiczowi jego sukcesów leczenia ciężko chorych.

   Przed powrotem ze szpitala do obozu w czerwcu 1944 r. dziękowałem dr. Mroczkiewiczowi za wyleczenie. Zatrzymał się i powiedział: to nie mnie, panie poruczniku. Gdy udawałem, że nie wiem do czego zmierza, i powiedziałem, że to przecież on mnie uzdrowił, wsparł ręce na mych ramionach i patrząc w oczy powiedział: panie poruczniku, uzdrowienie pana nie leżało w mej mocy. Tam jest kapliczka, proszę iść i podziękować Temu, który pana powrócił do życia (...)  [24].

   Dr Mroczkiewicz był człowiekiem głęboko wierzącym i praktykującym katolikiem. Po wyzwoleniu obozu jenieckiego w Hammerstein powrócił do Kartuz w dniu 2 kwietnia 1945 r., organizując wcześniej właściwe zabezpieczenie dla chorych ze szpitala jenieckiego w Hammerstein.

   W Kartuzach objął zajmowane wcześniej stanowisko dyrektora szpitala[25] i ordynatora oddziału chirurgicznego, będąc jedynym lekarzem w szpitalu kartuskim.

   W maju 1945 r. ożenił się z Anną Krefft. Z ich związku narodziło się troje dzieci – Zofia (ur. w 1947 r.), Antoni (ur. w 1949 r.) oraz Wiesława (ur. w 1950 r.).

   Stary ród Krefftów związany był od wieków z Kaszubami i uchodził za majętny, powszechnie szanowany i z pewnością należał do elity tej ziemi. Szwagier dra Mroczkiewicza, Karol Józef Krefft był absolwentem Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, pełniącym przed wojną stanowisko zastępcy kierownika Wydziału Bezpieczeństwa Urzędu Wojewódzkiego Pomorskiego w Toruniu, a w 1946 r. funkcję starosty kartuskiego [26].

   Jak też na elitę przystało, jesienią 1945 r. dr Mroczkiewicz uczestniczył w zjeździe kaszubskich działaczy społeczno-kulturalnych, jaki miał miejsce w Kartuzach w dniu 4 listopada 1945 r.[27]. Było to pierwsze tego rodzaju spotkanie Kaszubów po zakończeniu drugiej wojny światowej.

   Przejęty przez dr. Mroczkiewicza powiatowy szpital kartuski mający obsługiwać 63 tys. mieszkańców powiatu był kompletnie zdewastowany przez działania wojenne. Nie było w nim łóżek, bielizny oraz instrumentów medycznych. Dr Mroczkiewicz zorganizował go od podstaw w taki sposób, że już niebawem – jako doskonały diagnosta, mógł przeprowadzać skomplikowane operacje nerek czy resekcje żołądków.

   Poza pracą w szpitalu pracował też w lecznictwie otwartym. Już w czerwcu 1945 r. wraz z lekarzem powiatowym zorganizował Ośrodek Zdrowia. Pracował w poradni ogólnej oraz poradni „G”, a w 1948 r. zorganizował i prowadził poradnię „K”, zaś od 1953 r. również przychodnię rentgenowską. Poza tym zorganizował i rozwijał Pogotowie Ratunkowe, którego został pierwszym kierownikiem.

   Początkowo średni personel szpitala składał się wyłącznie z 12 sióstr zakonnych. Po ich eliminacji, przez władze, z pracy w szpitalu dr Mroczkiewicz dokonywał uzupełnienia i rozszerzenia go poprzez osobiste szkolenie pielęgniarek przyuczonych, które potem stawały do egzaminu państwowego. Dr Mroczkiewicz był przeciwnikiem zwalniania sióstr zakonnych z pracy w szpitalu, co zostało niebawem wykorzystane przeciwko niemu. W 1958 r. zdobył II stopień specjalizacji w zakresie chirurgii. Mimo trudności lokalowych i finansowych potrafił utrzymać szpital i oddział chirurgiczny na najwyższym poziomie. Znalazło to wyraz w wyróżnieniu szpitala w 1958 r., w wyniku inspekcji dokonanej przez Ministra Zdrowia prof. dra Rajmunda Barańskiego.

   Wspomniane trudności, a przede wszystkim brak możliwości rozwoju bazy medycznej koniecznej dla potrzeb rozwijającego się miasta i powiatu spowodowały już w latach pięćdziesiątych podjęcie zamysłu budowy nowego szpitala na miarę potrzeb czasów i mieszkańców powiatu. W tym też względzie szczególnie pomocne okazały się prywatne kontakty dra Mroczkiewicza z władzami wojewódzkimi i centralnymi oraz osobista znajomość osób uznawanych za autorytety i sławy w zakresie medycyny w Polsce i za granicą.

   W następstwie tych dążeń i kierunku działania dyrektora szpitala kartuskiego podjęto decyzję, a w 1956 r. rozpoczęto budowę nowego szpitala w Kartuzach. Był on pierwszym po wojnie szpitalem budowanym od podstaw w ówczesnym województwie gdańskim.

   W 1960 r., w przededniu oddania do użytku nowego szpitala powiatowego, decyzją Powiatowej Rady Narodowej w Kartuzach dr Mroczkiewicz został odwołany ze stanowiska dyrektora szpitala. Władze powiatowe zastosowały wybieg rozpisania konkursu na dyrektora nowej placówki i tym samym rozwiązały umowę z dotychczasowym dyrektorem. Należy podkreślić, że dr Mroczkiewicz nie należał do żadnej partii politycznej, a przypomnieć trzeba ważny fakt, że był człowiekiem głęboko wierzącym. Te fakty z życia dra Mroczkiewicza stały się w ówczesnym okresie pretekstem i powodem do odwołania ze stanowiska, najpierw dyrektora, a następnie ordynatora oddziału chirurgii szpitala powiatowego. Pozostawiono mu stanowisko kierownika Powiatowej Stacji Pogotowia Ratunkowego[28] oraz kierownictwo Przychodni Chirurgicznej w Kartuzach. W konsekwencji zmiany te oznaczały dla dra Mroczkiewicza odsunięcie od możliwości przeprowadzania operacji, co osobiście odczuł bardzo boleśnie.

   Przypłacił to niebawem utratą zdrowia, chorobą serca, na którą zapadł jesienią 1962 r., w następstwie której zmarł w dniu 8 lutego 1964 r. Pochowany został na Cmentarzu Komunalnym w Kartuzach. Na Jego nagrobku wyryto skromne, a zarazem zawsze aktualne dla potomnych motto: „Mało wymagał od świata, dużo od siebie”.

   Jeden z wielu pacjentów dr. Mroczkiewicza w szpitalu obozowym w Hammerstein – jeniec Oflagu II D Gross Born – oficer Wojska Polskiego, por. K. Pokorski swe Wspomnienia zakończył znamienną konkluzją [29] :

   (...) Ten wspaniały człowiek i lekarz, który cieszył się wdzięcznością swych pacjentów – jeńców, powrócił do Kartuz i pracując dniem i nocą przeżył najcięższe czasy stalinowskie, po to by spotkać się z niewdzięcznością miejscowych władz.

   Zmarł nagle wielki Polak, głęboko wierzący i praktykujący katolik pozbawiony stanowiska ordynatora chirurgii w Kartuzach 15 lutego 1960 r. Ten człowiek sprawił swą osobowością i kulturą, że chorzy w czasie okupacji otrzymywali paczki nie rozcinane, gdy zaś gestapo zaczęło protestować, paczki miały tylko rozcięte sznurki. Narzeczone chorych miały możność ich odwiedzenia, co w innych obozach było nie do pomyślenia. Oczywiście okazja ta została wykorzystana. Narzeczone te były łączniczkami AK. Dowódcą AK obozów oficerskich należących do szpitala jenieckiego w Hammerstein był nasz starszy obozu II D Gross Born pułkownik Morawski, zabity przez gestapo po zamachu na Hitlera. To wielkie dzieło na terenie szpitala jest ogromną zasługą śp. dr. E. Mroczkiewicza, która nie może ulec zapomnieniu”.

   Minęło kolejne 20 lat od spisanych Wspomnień, a pamięć o dr. Mroczkiewiczu nie zaginęła. Powróciła - ze zdwojoną siłą. Pierwszą jest 50 rocznica śmierci dr. Mroczkiewicza, drugą – 70 lecie wyzwolenia obozu w Hammerstein. Z perspektywy czasu wydarzenia, jakie miały miejsce w tym obozie, jak najbardziej zasługują na przypomnienie.

   Jakże znamiennym, decydującym impulsem w dobie pojednania narodów i tworzenia Wspólnoty Europejskiej są zapiski Stanisława Gryniewicza dotyczące działalności dr. Mroczkiewicza w międzynarodowym obozie jenieckim, współtwórcy i świadka tamtych wydarzeń, z których winniśmy wysnuć właściwe wnioski, ku chwale poległych i wdzięczności nas - potomnych.

   Dr Edmund Mroczkiewicz, który jedną trzecią swego życia poświęcił na pracę w charakterze dyrektora i ordynatora oddziału chirurgicznego szpitala powiatowego w Kartuzach za swą działalność na rzecz lokalnej społeczności kaszubskiej został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi i innymi odznaczeniami resortowymi.

   Wartości człowieka nie mierzymy jednak ilością posiadanych odznaczeń czy orderów. Jego pogrzeb był spontanicznym hołdem miejscowej społeczności, chociaż w swym życiu spotykał się z niewdzięcznością miejscowych władz.

   Życie człowieka szybko przemija, ale żyje on tak długo, dopóki o nim pamiętają inni. Po jego śmierci żyje jednak jego dzieło i pamięć o nim.

   Najbliższy czas pokaże czy w dobie demokracji i suwerenności, o co walczył dr Mroczkiewicz w Batalionach Odra, zdamy egzamin z naszego człowieczeństwa.

   Taki też egzamin zdawał dr Mroczkiewicz i jestem zupełnie przekonany, że zdał go z oceną wzorową i to zarówno w okresie wojny, jak i po jej zakończeniu.

  1. - służbie dla ludzi, niezależnie od ich narodowości czy przekonań politycznych.

   Jakże trudno w tamtych okolicznościach obozowych było pozostać sobą – być po prostu człowiekiem. Dr Mroczkiewicz, wykazał się bardzo wysokim stopniem etyki zawodowej nawet w stosunku do swych oprawców obozowych. Jeniec wojenny, ofiara systemu hitlerowskiego, potrafił wykazać swą wyższość nad ciemiężcami, posuwając się nawet do wybaczenia im swych krzywd. Jest to na pewno zadanie bardzo trudne, na miarę wielkiego człowieka godnego najwyższego podziwu i naśladowania. Jakże znamienny w tym względzie wydaje się być fragment wspomnień por. K. Pokorskiego, który uzyskał te informacje w 1944 r., zaś opisał w 1982 r.[30]:

   „(...) W obozie przebywał podchorąży Straży Granicznej aspirant Szajbo. Ponieważ ja byłem ze Straży Granicznej (choć zmobilizowany do 57 pp w Poznaniu z przydziałem do komisariatu Straży Granicznej w Zbąszyniu) wnet zaprzyjaźniliśmy się i wiele z ufnością opowiadaliśmy o sobie. On we wrześniu 1939 r. dostał się do niewoli niemieckiej. Udało mu się uciec i dotrzeć do Francji. Ponieważ we Francji nie znano stopnia podchorążego, dano mu stopień aspiranta. Chłop miał pecha i znów dostał się do niewoli niemieckiej ale już jako aspirant mówiący po francusku. Opowiadał mi on ciekawą rzecz o drze Mroczkiewiczu.

   Dr Mroczkiewicz był dyrektorem szpitala w Kartuzach. Po wkroczeniu Niemców wraz z innymi polskimi inteligentami został jako zakładnik wsadzony do piwnicy. Zaszedł jakiś wypadek, w którym potrzebny był lekarz. Wyciągnięto go więc z piwnicy. Ponieważ władał dobrze językiem niemieckim i był oficerem Wojska Polskiego, nie wrócił już do piwnicy, lecz Niemcy skierowali go do szpitala międzynarodowego jenieckiego w Hammersteinie. Tu zyskał sławę jako chirurg do tego stopnia, że generał niemiecki, opiekun szpitala jenieckiego, zwrócił się do dra Mroczkiewicza z prośbą o pomoc lekarską dla swej chorej córki wymagającej operacji. Według opowiadania aspiranta Szajbo, który został rozstrzelany przez Niemców jesienią 1944 r., dr Mroczkiewicz początkowo odmówił pomocy powołując się na rozkazy hitlerowskie oraz na przepisy niemieckie zakazujące wszelkich kontaktów Niemców z Polakami. Powoływał się na sławnych lekarzy Niemców, którzy operację tę mogliby przeprowadzić. Tłumaczył się również, że brak mu odpowiedniego zestawu narzędzi, których musiałby użyć do tej operacji. Wówczas generał niemiecki miał powiedzieć – „ja biorę odpowiedzialność za wszystko – jeśli pan operuje tymi narzędziami chorych proszę nimi operować mą córkę – samochód czeka. Jeśli pan nie chce tego uczynić na prośbę błagającego ojca – proszę to uczynić dla was – dla dobra Polaków”. Mroczkiewicz nie pytając o wyjaśnienie tych słów oświadczył, że jest do dyspozycji. Uratował dwa życia. W nagrodę dr Mroczkiewicz miał dostęp do apteki i prawo dysponowania lekami będącymi pewnego rodzaju zapleczem frontu wschodniego. (...).

   Po mojej kolejnej publikacji[31], sylwetka dr. Mroczkiewicza została uzupełniona i wzbogacona relacjami Czytelników „Gazety Kartuskiej” przedstawiającymi mało znane epizody z jego życia i działalności w Kartuzach. Zostały one zamieszczone przez redakcję „GK” pod wspólnym tytułem: Takim go zapamiętali. Są one spisane po wielu latach od ówczesnych wydarzeń, w innej już, demokratycznej Polsce i warte są upamiętnienia.

Był to rok 2004.

Niektórzy z piszących już zmarli. Ale ich świadectwa udało się mi się zachować i  jestem z tego dumny. Nawet bardzo…

Uratował mi życie

   Było to pod koniec lat 40. Miałam wtedy może 24 lata. Po trzech tygodni ach wysokiej temperatury (41 stopni) czułam, że umieram. Wykonano mi w tym czasie w szpitalu zdjęcie rentgenowskie płuc, ale nadal nie było wiadomo, co jest przyczyną mojego stanu. Wówczas nie wykonywano takich badań laboratoryjnych, jak dziś. Moja siostra płacząc szła, aby poprosić do mnie księdza. Po drodze spotkała doktora Danielewicza. Przyszedł do naszego domu i jeszcze raz mnie zbadał. Wyczuł w okolicach nerki zgrubienie. Zawiózł mnie swym samochodem do szpitala. Doktor Mroczkiewicz chciał natychmiast dać karetkę, aby zawiozła mnie do Gdańska. Trzeba pamiętać, że operacji na nerkach w Kartuzach nie wykonywano. O ile wiem, do dziś tu się takich operacji nie robi. Doktor Danielewicz uznał, że nie przeżyję podróży do Gdańska. Wtedy doktor Mroczkiewicz zdecydował się mnie „ciąć”. Trysnęła ropa, która jak mi potem powiedziano, obryzgała lekarza. Tyle jej się tam zgromadziło. Okazało się, że miałam gorący ropień okołonerkowy. Doktor Mroczkiewicz uratował mi życie. Mam teraz 80 lat. (2004 r. – N. M.)

                                                              Mieszkanka Kartuz

Znałem doktora

   Doktora Edmunda Mroczkiewicza poznałem, gdy był dyrektorem szpitala, który mieścił się jeszcze tam, gdzie dziś ma siedzibę szkoła specjalna. Byłem jego pacjentem. Przeprowadził mi zabieg chirurgiczny nogi. Był znanym, dobrym lekarzem, człowiekiem z charyzmą. Cieszył się zasłużenie w społeczności kartuskiej bardzo dobrą opinią, podobnie jak doktor Henryk Kotowski.

                                                              Stanisław Roszkowski

Wywalczył szpital

   Nie mam żadnych osobistych wspomnień związanych z doktorem Mroczkiewiczem. W tamtym czasie mało korzystałam z usług lekarzy. Pamiętam jednak tę postać z opowiadań ludzi i mego nieżyjącego męża. Pamiętam jak ciepło się o nim wypowiadał, jak go cenił i szanował. W pamięci utkwiła mi jedna scena, kiedy mój mąż ze zdenerwowaniem opowiadał, jak niesprawiedliwie potraktowano doktora Mroczkiewicza. Ten człowiek poświęcił kilka lat życia staraniom o wybudowanie nowego szpitala w Kartuzach. Przez cały czas pilotowal wszystkie sprawy z tym związane i tylko dzięki ogromnej determinacji tego wyjątkowego, kartuskiego lekarza, szpital stanął. I co potem się stało ? Stanowisko dyrektora otrzymała osoba z Gdańska, niezwiązana z Kartuzami. Pamiętam, z jakim oburzeniem komentowano ten fakt w Kartuzach. Ta sytuacja odbiła się niekorzystnie na zdrowiu doktora, nigdy już nie wrócił do dawnej kondycji.

                                                                                 Irena Hirsz

„Wiejski” lekarz też potrafi

   Doktor Mroczkiewicz był kiedyś moim sąsiadem. Pamiętam go jako bardzo spokojnego człowieka. Nie intrygował, nikomu nie wadził, trzymał się jakby na uboczu. Natomiast przychodzi mi na myśl, co opowiadała o nim moja znajoma. Przed laty, gdy była w ciąży, zoperował ją. Później leżała w szpitalu w Gdańsku i tam, lekarz na widok blizny pooperacyjnej i zdjęcia rentgenowskiego zawołał swych kolegów specjalistów, po czym powiedział: „Patrzcie i uczcie się, tak potrafi operować wiejski lekarz”.

                                                                       Regina Trapkowska

   Jakże charakterystyczny jest ostatni opis działalności... „wiejskiego lekarza”, którego wszechstronnym umiejętnościom nie mogli nadziwić się nawet specjaliści akademii medycznych. Nie znali historii. A szkoda, bo przecież „Historia magistra vitae est”

   Kartuzy - Miechucino, dnia 7 lipca 2014 r.

Szpital w Kartuzach – 1858

        

   Początki kartuskiego szpitalnictwa sięgają połowy XIX stulecia. W latach 1853 - 1856 wzniesiono w Kartuzach Szpital Powiatowy, który został otwarty 24 stycznia 1858 r. Zgodnie ze statutem, do Szpitala przyjmowano jedynie pacjentów rokujących wyzdrowienie, na podstawie skierowania wystawionego przez lekarza domowego, zaaprobowanego przez landrata. Szpital nie przyjmował nieuleczalnie chorych, chorych zakaźnie, chorych psychicznie i dzieci wymagających nieustannej opieki.

   Statut ten był wielokrotnie zmieniany i dostosowywany do ówczesnych wymogów medycyny. W październiku 1903 r. rozpoczęto modernizację Szpitala: m.in. podłączono wodociąg i wybudowano łaźnię. Opracowano także plan budowy nowego gmachu, który z powodu I wojny światowej nie został zrealizowany. Jedynie w 1916 roku postanowiono w ogrodzie przy szpitalnym barak dla zakaźnie chorych.

   Nowy budynek Szpitala, liczący 57 łóżek zlokalizowany przy ul. 3 Maja 34, został zbudowany przez polską administrację w 1922 r. Na parterze znajdowały się oddziały: wewnętrzny obejmujący 4 łóżka, chirurgiczny, liczący 16 łóżek oraz gipsowania, sala opatrunkowa, gabinet rentgenowski, pomieszczenia administracyjne, gabinet dyrektora i gabinet lekarski. Na pierwszym piętrze mieściły się: sala chorych chirurgiczna z 6 łóżkami, sala porodowa, oddział noworodkowy i dziecięcy z 13 łóżkami, oddział położniczy i ginekologiczny o łącznej liczbie 13 łóżek, oddział wewnętrzny z 5 łóżkami, apteka, pomieszczenia do sterylizacji i sala operacyjna.

  

   Dyrektorem Szpitala i ordynatorem oddziału chirurgicznego był od 1937 roku dr Edmund Mroczkiewicz (1902 – 1964). Dr Edmund Mroczkiewicz ukończył studia na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Poznańskiego w 1932 roku. W latach 1932 – 1937 pracował na oddziale chirurgicznym Szpitala Miejskiego w Toruniu, początkowo jako asystent, a następnie zastępca ordynatora. W tym czasie odbył staż w Klinice Chirurgicznej Uniwersytetu Poznańskiego, kierowanej przez prof. Jurasza. 1 października 1937 roku objął stanowisko dyrektora i ordynatora oddziału chirurgicznego Szpitala Powiatowego w Kartuzach. Stwarzając odpowiedni poziom lecznictwa dla lokalnej społeczności, budował zaufanie ludności kaszubskiej do polskiej placówki medycznej. Dotychczas bowiem, większość zamożniejszych mieszkańców Kartuz leczyła się w zakładach leczniczych Wolnego Miasta Gdańska.

   W sierpniu 1939 roku dr Mroczkiewicz został wcielony do Batalionu Obrony Narodowej powiatu kartuskiego. Następnie, na krótko został odkomenderowany do Szpitala Morskiego Nr 2 w Gdyni, gdzie pełnił funkcję ordynatora. Po klęsce wrześniowej, dostał się do niewoli do obozu jenieckiego Stalag II B w Hammerstein, obecnie Czarne w pow. Słupskim (dziś człuchowskim – N. M.). W obozie tym zorganizował oddział chirurgiczny i do końca wojny pracował jako chirurg, przeprowadzając prawie wszelkiego typu operacje. Po wyzwoleniu dr Mroczkiewicz powrócił do Kartuz 2 kwietnia 1945 roku. Zastał Szpital komprletnie zdewastowany. Brakowało łóżek i narzędzi chirurgicznych. Wszystko trzeba było organizować od nowa. W tym okresie dr Mroczkiewicz był jedynym lekarzem w mieście. Zajmował się wszystkimi oddziałami. Przez siedem lat pracował sam przeprowadzając badania diagnostyczne oraz wykonując zabiegi operacyjne z zakresu chirurgii jamy brzusznej, obejmujące resekcje żołądka, usuwanie pęcherzyka żółciowego, wyrostka.

AKADEMIA MEDYCZNA W GDAŃSKU,

KLINIKA CHIRURGII ONKOLOGICZNEJ

J. Zieliński, Historia chirurgii regionu gdańskiego w latach 1945 – 1991,

Rozprawa doktorska. Promotor: Prof. dr hab. Andrzej Kopacz, Gdańsk 2000.

Tym sposobem – wg mnie - Akademia Medyczna, dziś Uniwersytet Medyczny w Gdańsku zrehabilitował się „wiejskiemu lekarzowi”.

A Dr spoczywa na kartuskim cmentarzu, obok Wielkiego Syna Ziemi Kaszubskiej dr. Aleksandra Majkowskiego.

Nie wiem, czy to jest przypadek, zrządzenie losu czy Wola Boża.

Myślę, że dzięki Bogu.

Teraz już wiesz, gdzie możesz postawić świecę i przez chwilę pomodlić się w zadumie. Za Jego duszę. Na pewno Jest tego wart.

Norbert Maczulis


[1] Archiwum Państwowe Toruń, Akta miasta Torunia, 1920 – 1939, sygn. D. 7346, f. 3 a, własnoręczny życiorys.: W dniu 27 lipca 1920 r. został wcielony, a 30 września 1920 r. zwolniony ze służby w 14 p. a. c. Centralne Archiwum Wojskowe Warszawa, Akta personalno-odznaczeniowe E. Mroczkiewicza, f. 2.

[2] Artykuł Między Toruniem i Kartuzami, „Nowości” z dnia 6 listopada 2002 r. inserowany w aktach: Muzeum Kaszubskie im. F. Tredera w Kartuzach (dalej MKFTK), Zbiory akt, sygn. Z. 67, Dr Edmund Mroczkiewicz, s. 7.

[3] Fakt ten potwierdził Stanisław Gryniewicz na spotkaniu ze mną w dniu 1 października 2004 r. w Warszawie.

[4] MKFTK, Zbiory akt, sygn. Z. 67, Dr Edmund Mroczkiewicz, Gdańsk 1998, s. 2.: J. Zieliński, Historia chirurgii Regionu Gdańskiego w latach 1945 – 1991, (praca doktorska na prawach rękopisu), Gdańsk 2000, s. 107 – 108.

[5] N. Maczulis, Z dziejów Kartuz i walk Kaszubów o niepodległość w latach 1918 – 1945, „Kaszubskie Zeszyty Muzealne” Z. 4 1996, s. 36.: T. Kryska – Karski, op. cit., s. 25. (Materiał udostępniony, dzięki życzliwości Pana dr. A. Suchcitza – kierownika Archiwum Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie).

[6] MKFTK, Zbiory akt, sygn. Z. 67, Dr E. Mroczkiewicz, Życiorys..., s. 3.: J. Rostkowski, Znikające miasta. Gross Born – Borne Sulinowo. Westfalenhof – Kłomino, Warszawa 2004, s. 57.

[7] M. Sadzewicz, Oflag II D Gross Born, Warszawa 1977, s. 137 – 140.

[8] A. Zientarski, Represje Gestapo wobec polskich robotników przymusowych na Pomorzu Zachodnim 1939 – 1945, Koszalin 1979, s. 194 – 195, tenże, Jeńcy wojenni i robotnicy…, s. 164.

[9] M. Sadzewicz, op. cit., s. 151 – 152.

[10] Zob. relacje naocznych świadków : tamże, op. cit., s. 153 – 156.

[11] Rozkazem Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych z dnia 2 października 1944 r. płk Morawski został odznaczony Orderem Virtuti Militari za całokształt działalności bojowej, a w dniu 11 listopada 1961 r. pośmiertnie mianowany generałem brygady.: T. Gasztold, W. Zybajło, M. Zybajło, op. cit., s. 150.

[12] A. Zientarski, Represje Gestapo..., s. 195.: J. Szaybo został aresztowany 3 września 1944 r. w Stalagu II B Hammerstein, zaś por. Eugeniusz Kloc, mjr Bronisław Wandycz, mjr Wiesław Hołubski i płk Morawski w Oflagu II D Gross Born.: M. Sadzewicz, op. cit., s. 144 – 145.: O działalności tych oficerów w Oflagu II D Gross Born zob: J. Rostkowski, op. cit., s. 59 - 60.

[13] Szerzej na ten temat zob.: Międzynarodowe prawo wojenne. Zapobieganie konfliktom zbrojnym. Odpowiedzialność za przestępstwa wojenne. Zbiór dokumentów. Wyboru dokonał, wstępem i przypisami opatrzył M. Flemming, Warszawa 1978.

[14] Jak poinformował mnie T. Wasilczuk w piśmie z dnia 14. 07. 05 r. był to fakt decydujący.:  „W rozmowach ze mną S. Gryniewicz podkreślał zawsze, że powodem nie wydania książki była właśnie ta opowieść Timofieja”.

[15] Relacja S. Gryniewicza z dnia 1 października 2004 r.                                                           

[16] S. Gryniewicz, op. cit., - 16 września 1941 r.

[17] J. Szaniawski, Pułkownik Kukliński. Tajna misja, Warszawa 2007.

[18] Por. też S. Gryniewicz, op. cit., zapis z dnia 7 maja 1943 r.: „W czasie spaceru po terenie szpitala mój towarzysz pyta o moje sprawy. Poznaję nazwisko lekarza prowadzącego oddział chirurgiczny. To dr Mroczkiewicz, były dyrektor szpitala w Kartuzach, chirurg w szpitalu jenieckim od 1939 roku”.

[19] M. Sadzewicz, op. cit.,, s. 137.

[20] S. Gryniewicz, op. cit., s. 81.

[21] S. Gryniewicz był tłumaczem tej rozmowy. „Byłem – powiedział – bardzo dumny, dumniejszy chyba niż sam Dr Mroczkiewicz, że mogłem tłumaczyć pochwały skierowane przez Francuzów pod adresem Dr. Mroczkiewicza”. Wypowiedź S. Gryniewicza z dnia 1 października 2004 r.

[22] T. Wasilczuk, Zakończenie pracy S. Gryniewicza, s. 97 – 98.

[23] K. Pokorski, Dr Edward Mroczkiewicz – lekarz z powołania, „Chrześcijanin w Świecie” nr 9 z grudnia 1982.: Autor wspomnień podał błędne imię dr. Mroczkiewicza, co jest wynikiem ulotności umysłu. Por. Pokorski spisał swoje wspomnienia z obozu i przekazał do Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu. Zob.: Zakład Narodowy im. Ossolińskich Wrocław, Dział Rękopisów, sygn. 15591/II, k. 57 – 64, (dalej cyt. Zakład Narodowy im. Ossolińskich).

[24] K. Pokorski, op. cit., s. 156 – 158.

[25] Dzieje Kartuz, pod redakcją M. Widernika, t. II, Kartuzy 2001, s. 259.

[26] Karol Józef Krefft był jedynym Kaszubą spośród starostów kartuskich lat 1818 – 1998.: Szerzej na ten temat zob.: N. Maczulis, Kartuzy - z dziejów miasta i powiatu. Landraci, Starostowie, Przewodniczący Prezydiów Rad Narodowych, Naczelnicy Miasta i Powiatu oraz Burmistrzowie Gminy w latach 1818 – 1998, Kartuzy 1998, s. 50 – 52.: Po przeprowadzeniu nowej reformy administracyjnej w naszym kraju, na starostę powiatu kartuskiego wybrany został w 1998 r. Kaszuba Marian Wilkowski.

[27]Szerzej na ten temat zob.: N. Maczulis, Zjazd kaszubskich działaczy społeczno-kulturalnych w Kartuzach w 1945 r. w świetle dokumentów, „Kaszubskie Zeszyty Muzealne”  Z. 7 1999, s. 7 –16.: Por. też Dzieje Kartuz, t. II, s. 242.: Zob. też N. Maczulis, Kartuzy - z dziejów miasta i powiatu..., s. 56 – 57, wkładka fotograficzna z opisem uczestników zjazdu.

[28] MKFTK, Zbiory akt, sygn. Z. 67, Dr E. Mroczkiewicz, Życiorys..., s. 3 – 4. Jak wynika ze sprawozdań Protokólarza Narad Dyrekcji Szpitala za rok 1954 – 1962, w Protokole nr 4 z dnia 22 kwietnia 1960 r. dyrektorem szpitala był dr Mroczkiewicz, zaś już w Protokole nr 5 datowanym 15 czerwca 1960 r., lek. med. Jadwiga Jankiewicz, zaś dr med. Edmund Mroczkiewicz był Kierownikiem Powiatowej Stacji Pogotowia Ratunkowego.: Zob.: Załącznik do Zbioru akt, sygn. Z. 67,  Protokólarz Narad...

[29] K. Pokorski, op. cit., s. 158 – 159.

[30]Zakład Narodowy im. Ossolińskich, op. cit., k. 59 – 60.

[31] N. Maczulis, Dr Edmund Mroczkiewicz – znakomity kartuski lekarz (1902 – 1964), „Gazeta Kartuska” nr 46 z dnia 16 listopada 2004.

 

 

Dr Edmund Mroczkiewicz

Dr Edmund Mroczkiewicz

Czytany 5926 razy Ostatnio zmieniany piątek, 18 lipiec 2014 16:06
Norbert Maczulis

Zapraszam na stronę portalu Szwajcaria-Kaszubska.pl gdzie można przeczytać moje publikacje.

Dyrektor Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach (do 30 kwietnia 2015), Norbert Maczulis

Mój profil na fb.com/norbert.maczulis

Skomentuj

Komentarz zostanie opublikowany po zatwierdzeniu przez redakcję.


Proszę rozwiązać proste zadanie (blokada antyspamowa):

Skocz do:

Zdjęcie z galerii

Ostatnie komentarze

Akademia Kaszubska

szwajcaria-kaszubska.pl