Społeczność

Kaszuby - (kasz. Kaszëbë lub Kaszëbskô) to kraina historyczna w Polsce, będąca częścią Pomorza, którą zamieszkują Kaszubi, Tutaj prezentujemy historie ludzi związanych z regionem Kaszub.

Ze słownika Polsko-Kaszubskiego:fasolowy | szabelbónowi, bónkòwi (sł. Eugenisz Gołąbek)
poniedziałek, 20 czerwiec 2016 09:33

Tragiczna śmierć Naczelnego Wodza i Premiera RP Generała Władysława Sikorskiego na Gibraltarze w lipcu 1943 r.

Autor: 
Oceń ten artykuł
(3 głosów)
Generał Władysław Sikorski Generał Władysław Sikorski źródło foto: https://pl.wikipedia.org/wiki/W%C5%82adys%C5%82aw_Sikorski

   Generał Władysław Sikorski był żołnierzem i politykiem okresu drugiej Rzeczypospolitej i drugiej wojny światowej. Uczestniczył w walkach w wojnie polsko-bolszewickiej 1919 -1921. Po wyborze i rychłej śmierci, zabójstwu, pierwszego Prezydenta RP Gabriela Narutowicza w 1922 r., w okresie powstałego kryzysu w Polsce i obawie nasilenia dalszych mordów politycznych, gen. Sikorski został premierem i ministrem spraw wewnętrznych.

   W tym też okresie, w dniu 29 marca 1923 r. podpisał Kartuzom prawa miejskie. Stąd też dla dziejów Kartuz jest osobą zasłużoną.

   W kwietniu 1923 r. gen. Sikorski wraz z rządem przybył do Kartuz. „Świeżo upieczone” miasto odwiedził też wówczas po raz pierwszy Prezydent RP Stanisław Wojciechowski. Najwyższe władze RP zmierzały do budującego się portu w Gdyni.

   Po wybuchu drugiej wojny światowej gen. W. Sikorski stanął na czele emigracyjnego rządu polskiego we Francji, a następnie w Wielkiej Brytanii. Zginął tragicznie w wypadku samolotowym, należącym do RAF, samolocie bombowym B – 24 „Liberator” na Gibraltarze. Jego zwłoki sprowadzono do Wielkiej Brytanii do portu wojennego w Plymouth na polskim okręcie – niszczycielu „Orkan”, następnie przetransportowane i złożone na cmentarzu polskich lotników w Newark k. Nottingham. Następnie ekshumowane i 17 września 1993 r. złożone w krypcie na Wawelu w Krakowie, gdzie spoczywa.

                                                        ***

   Walczący wówczas w Anglii Lech Bądkowski, późniejszy znany działacz kaszubski, a w okresie strajków w Stoczni Gdańskiej w 1980 r. doradca Lecha Wałęsy w NSZZ „Solidarność”, dowiedział się od swego kolegi, oficera sygnałowego w Plymouth, o tym, że Naczelny Wódz, gen. W. Sikorski nie żyje.

   Napisał o tym w swych wspomnieniach w 1976 r., które zawarte zostały w tomie „Bitwa trwa”.

   4 lipca 1943 r.

„ … Zginął wczoraj, wczoraj w Gibraltarze. Przyszła szyfrowana depesza. Za godzinę wszyscy będą wiedzieli.

   Znaliśmy dobrze nazwę tej skały przekutej w twierdzę, zachodni klucz do Morza Śródziemnego. Tam wojny właściwie nie było, stamtąd flota i lotnictwo kontrolowały rozległe obszary morza na wschodzie i oceanu na zachodzie. Niemieckie okręty podwodne czatowały w pobliżu gardzieli, ale rzadko ośmielały się w nią wejść, a wrogie samoloty docierały tylko wyjątkowo z odległych baz. Hiszpania zachowywała neutralność, chociaż nieprzychylną.

   - Jak to – w Gibraltarze?

   Wypadek. Wracał z wizytacji naszych wojsk na Bliskim Wschodzie do Anglii i zatrzymał się w Gibraltarze. Samolot, zaraz po starcie do dalszego lotu, spadł w morze i zatonął. Wypadek. Zginął Generał, zginęli wszyscy z jego otoczenia, w tym również jego córka, oraz załoga z wyjątkiem pilota, który cudem ocalał. Wypadek. Nikt nie zawinił. Siła wyższa, los …[1].

   „... Zwłoki możliwie najwcześniej zostaną sprowadzone do Anglii. Od innych kolegów dowiedzieliśmy się, że co dopiero wyruszył po nie do Gibraltaru niszczyciel „Orkan”. Była to ścisła tajemnica, jak zresztą każda operacja wojenna, ale ta szczególnie, liczono się bowiem z możliwością, że Niemcy okażą jej nadzwyczajne zainteresowanie.

   Okazali rzeczywiście. Przede wszystkim to oni pierwsi powiadomili świat o katastrofie i najważniejszej ofierze. Dla tych, co znali otoczenia Gibraltaru, nie było to rewelacją. Nie dziwiły nas również komentarze polityczne pełne ledwo maskowanej satysfakcji, ani nawet wyrazy jakby współczucia dla naiwnych Polaków, którzy zawierzyli nieszczerym przyjaciołom. Ale – a to już zupełnie inna sprawa – rozgłosili niemal od razu, że okręt polski opuścił Plymouth z żałobną misją i wkrótce na dodatek wymienili jego nazwę. Wywiad działał z niepokojącą sprawnością. Źle to wróżyło kolegom z „Orkana” … ” [2].

   „ … Niszczyciel pełną mocą maszyn szedł na południowy zachód. Przy działach, karabinach maszynowych, wyrzutniach bomb głębinowych, dalmierzu i na pomoście dowódcy wachta bojowa w stałej gotowości, na tych bowiem wodach nieustannie się kotłowało. Niemcy z powietrza i spod wody atakowali wszystko, co się poruszało na powierzchni. A tu nadarzyła im się gratka popisowego okazania siły na oczach całego świata.

   Lecz stała się rzecz dziwna. Okręt Rzeczypospolitej, spieszący po zabitego Wodza, płynął niemal w pustce, w spokojnym kręgu, który otaczając go przesuwał się wraz z nim po oceanie, kursem prowadzącym najkrótszą drogą do Cieśniny Gibraltarskiej. Na obwodzie kręgu raz po raz pojawiały się wrogie samoloty dalekiego zasięgu, „Condory” tropiące zdobycz. Aparaty nasłuchowe niszczyciela wykrywały też obecność okrętów podwodnych. Ale i jedne, i drugie trzymały się w odległości, poprzestając na śledzeniu ruchów „Orkana”. I trwał ten osobliwy pochód z asystą, a nieprzerwanie towarzyszyły mu komunikaty niemieckich rozgłośni o jego postępie.

   Na Biskajach fala się wzmogła, okręt ciężko pracował, rył dziobem, kładł się na boki, zlewały go spiętrzone kaskady, praca stała się hazardem, nawet jedzenie w mesach przygodą ani zabawną, ani bezpieczną, kiedy tłuszcze i płyny wyślizgały podłogę i ludzie się tłukli; teraz jednak mało myślano o jedzeniu. Co zaprzątało ich myśli ? Prosta sprawa: na pierwszym miejscu to, aby ten rejs jak najprędzej się skończył, ze wszystkim co oznaczał. Gibraltarskie nieszczęście wchodziło w jego rachunek jako część, najważniejsza bez wątpienia, od niego przecież się zaczęło, ale tylko część. Brak snu, nieustanne pogotowie przy broni, woda zalewająca okręt, wściekłe skoki na fali, zmęczenie i ból fizyczny – dawało się to wytrzymać, byle już do celu i wrócić. Wrócić żywymi, z trupem na pokładzie. To było najgorsze i zapowiadało… Nie myśleć o tym. Tak czy inaczej, dziś lub jutro los okrętu zawsze był zagrożony, okrętu, więc i jego załogi. „Condory” naokoło, u-booty pod spodem, z nimi było czym walczyć, cios za cios. Pozostawała ta trumna, rzecz niewyobrażalna na okręcie, groźniejsza od innych niebezpieczeństw, jakie czyhały ze strony żywych, wszystkie je przyciągająca. Nie dziś to jutro, nie w ten to inny sposób. ...” [3].

   „ … O świcie weszli w Cieśninę Gibraltarską, a parę godzin później stanęli u nabrzeża w bazie. Okręt wytłuczony zmaganiami z morzem, ale nietknięty, sprawny i uporządkowany, na ile starczyło czasu, z postrzępioną banderą do pół masztu. Załoga ogolona, czysta, w odświętnych mundurach, gotowa do posępnej uroczystości. Tam też świeciło słońce, znacznie gorętsze, był upał. Wokoło stały ciężkie okręty liniowe, pancerniki, krążowniki, lotniskowce, oraz wiele mniejszych, niszczyciele, korwety, ścigacze. To kościec floty, która zdołała utrzymać drogę przez Morze Śródziemne do Kanału Sueskiego, odeprzeć i pobić silniejszą flotę włoską wspieraną niemieckim lotnictwem, decydująco pomóc w obronie Malty, strzec części Atlantyku. Nad portem wojennym wznosiły się skały przeryte tunelami jak mrowisko, gdzie gnieździła się twierdza. Wszędzie bandery zatrzymane w pól drzewca.

   W piękny poranek, wśród niezwykłej ciszy, odbył się krótki obrzęd. Księża z krzyżami w rękach otwierali pochód, za nimi maszerowała orkiestra i kompania piechoty morskiej, następowały kompanie marynarki, lotnictwa i armii, bagnet na broni. I wreszcie toczyło się działo z umocowaną na nim trumną, a okrywała ją flaga biało – czerwona i towarzyszyła jej mała grupa polskich żołnierzy. Za trumną szli delegaci rządu polskiego, gubernator Gibraltaru, wysocy oficerowie polscy i brytyjscy. Pochód posuwał się powoli między szpalerami wojska. Przy dźwiękach marsza żałobnego, wśród modłów księży przeniesiono trumnę na pokład. Marynarskie ręce zamocowały ją na śródokręciu, na platformie działa przeciwlotniczego. Wieńce, całe naręcza kwiatów ozdobiły wojenny katafalk Wodza Naczelnego. Katafalk i cmentarne kwiaty na żywym okręcie… Niezwykła cisza trwała, „Orkan” odbijał już od nabrzeża, słychać było tylko orkiestrę grającą „Jeszcze Polska nie zginęła”, i nic nie zmąciło ceremonii. Ale z pobliża pilnie obserwowano ruch w porcie i manewry wyjściowe „Orkana”. Powrotny rejs odbywał się dokładnie tak samo, jak w tamtą stronę. …” [4].

   „ … Istotnie powrotny rejs do Plymouth odbywał się tak samo jak do Gibraltaru. Znów morze było ostro przeciwne, huczał wiatr, fala biła w kadłub okrętu, który drżał i wibrował. Trumnę trzeba było przenieść z platformy działa i schronić starannie zamocowaną w nadbudówce rufowej. A więc „Orkan” znów ciężko zmagał się z morzem, za to nie oddał ani jednej salwy do nieprzyjaciela na powierzchni lub ponad nią i nie rzucił ani jednej bomby głębinowej, mimo że jak przedtem, wokół niego, w pewnej odległości, krążyły samoloty i okręty podwodne znaczone czarnym krzyżem, a niemieckie rozgłośnie nadając w wielu językach bardzo dokładnie określały aktualne położenie samotnego niszczyciela. Demonstrowano bezbłędność rozpoznania i, zwłaszcza, niczym nie wymuszoną intencję nie przeszkadzania Polakom w dokonaniu ich żałobnej misji.

   Na „Orkanie” wiedziano o tym i to nowe, nie doświadczone nigdy dotąd poczucie braku bezpośredniego zagrożenia na wodach, gdzie zabijano się i topiono bez wytchnienia i pardonu, wprawiało załogę w zdumienie. Było w tym coś niesamowitego, za sprawą trumny ze zwłokami Wodza Naczelnego, które roztaczały opiekę nad okrętem. Ten czas spoza świata miał trwać i udzielać bezpieczeństwa także w przyszłości? Czy właśnie przyjdzie drogo okupić honor i rozgłos „Orkana”, i list żelazny milcząco, udzielony mu przez nieprzejednanego wroga, zapłacić za te zaszczyty, których nikt z załogi nie pożądał ? …” [5].

   Jak napisał przed laty J. Pertek, przybycie „Orkana” do Plymouth opisał jeden z jego oficerów, świadków naocznych, Eryk Sopoćko[6] :

   „Od strony morza idą trzy kontrtorpedowce. Dwa pod brytyjską banderą tworzą eskortę Na rejach ich podniesione do pół masztu biało-czerwone polskie bandery. Załogi stoją w zbiórkach na pokładzie. W środku pomiędzy nimi idzie ORP „Orkan”. Eskorta płynie w głąb portu. Mijając polski kontrtorpedowiec, salutują go świstem trapowym…

   „Orkan” podchodzi do mola. Oddziały zamierają w bezruchu. Cisza. Słychać tylko spadające z pomostu rozkazy, syk pary i cichy warkot filmowych aparatów… Podano trap…

   Na śródokręciu, pod działem przeciwlotniczym, leży trumna spowita narodową banderą. Oficerowie lotnictwa, marynarki, armii oraz przedstawiciele społeczeństwa cywilnego trzymają straż. Na posterunku sześciu marynarzy znieruchomiałych w majestacie Wielkości i Śmierci. Okręt documował do mola. Widać poważne, jakby wyryte z granitu twarze każdego z członków załogi „Orkana” Im przypadł zaszczyt przywiezienia zwłok śp. generała Sikorskiego do Anglii. Pierwszy etap skończony…”.

   L. Bądkowski pisał dalej:

   „… Do Plymouth dotarli dziesiątego lipca. Ten rejs „Orkana” trwał wyjątkowo krótko, we wszystkim był wyjątkowy, wyciskali z maszyn największe obroty, dwa tysiące czterysta mil zrobili w pięć i pół dnia wliczając w to postój w Gibraltarze. Oczekiwano już okrętu, gdy zbliżał się do nabrzeża. Na molo wdowa po Generale, która straciła męża, i córkę[7], cała w czerni. Przy niej ministrowie rządu na wychodźctwie, generalicja polska, goście brytyjscy wysokiej rangi. Stanął oddział naszych marynarzy z orkiestrą, zebrał się tłum. I tu wszędzie, na budynkach i okrętach, bandery powiewające w połowie masztu, niektóre z krepą. Już przedtem trumnę wyniesiono ponownie na platformę działa przeciwlotniczego, wokół niej marynarze zaciągnęli wartę. Zwłoki Naczelnego Wodza przebywały ostatnie chwile na skrawku terytorium, które należało do suwerennej Rzeczypospolitej, pod ochroną jej żołnierzy i wojennej bandery. Księża odmawiali modły, a trumna oparta na marynarskich barkach opuszczała to terytorium, niepokonany jego skrawek, przenoszona na obcą ziemię, gdzie miała spocząć do czasu, kiedy niepodległy kraj będzie mógł ją przyjąć. Orkiestra grała, tonął w niej modlitewny szept, tłum milczał. Wszystkie oczy kierowały się za konduktem, zwrócone ku wywyższonej trumnie.

   „Orkan” wykonał zadanie, skończył je, oczekiwały go następne, dla których został zbudowany, istniał i służył. Tutaj nikt go już nie potrzebował. Kiedy pochód z wolna się oddalał, padły ściszone rozkazy i okręt bezgłośnie oddał cumy, odbił od nabrzeża, wyśliznął się. Mało kto popatrzał za nim. Zrobił swoje, mógł odejść. …” [8].

   I odszedł. Na wieczną wachtę na południu od Islandii eskortując powracający do Anglii konwój „SC – 143”.

   Uczestniczył w „bitwie o Atlantyk” i spoczął… w jego otchłani 8 października 1943 r.

   Uratowano 44 członków załogi.

                                                        *****

   NISZCZYCIEL ORP „ORKAN” I JEGO ZAŁOGA PODZIELIŁ LOS NACZELNEGO WODZA GENERALA WŁADYSŁAWA SIKORSKIEGO

                                                       

   Przedwojenną rozbudowę polskiej floty wojennej rozpoczęto w latach 1932 – 1937, a budowę niszczycieli planowano na lata 1939 – 42. Budowę okrętów zamówiono w stoczniach francuskich i angielskich, a niszczycieli w gdyńskiej stoczni Marynarki Wojennej. Projekty opracowana w biurze konstrukcyjnym Kierownictwa Marynarki Wojennej RP.

   Wybuch wojny sprawił, iż te ostatnie plany pozostały na papierze. Jednak część materiału przeznaczonego do budowy tych jednostek została wykorzystana do obrony Wybrzeża w 1939 r.. Blachy stalowe przeznaczone na budowę „Orkana” i „Huragana” zostały wykorzystane do opancerzenia pociągu pancernego zwanego „Smokiem Kaszubskim” oraz samochodów ciężarowych. Prace zostały naprędce wykonane w Warsztatach Marynarki Wojennej w Gdyni, a pociąg wziął udział w obronie Wejherowa.

   Po 3 latach wojny polscy marynarze – na mocy układów polsko – brytyjskich, w dniu 18 listopada 1942 r., otrzymali okręt z królewskiego Royal Navy HMS „Myrmidon”, który otrzymał nazwę ORP „Orkan”.

   Wybudowany w latach 1940 – 1941 w stoczni Glasgow przydzielony do bazy w Scapa Flow użyty był do służby patrolowej, a później brał udział w eskortowaniu konwoju płynącego z Anglii do Murmańska. Północna trasa przebywana przez konwoje alianckie była najniebezpieczniejszym szlakiem żeglugowym. Płynącym konwojom groziły u-booty, niemieckie samoloty startujące z baz w Norwegii, niemieckie okręty pancerne oraz warunki klimatyczne, nawigacyjne – pływające lody, burze śnieżne, bardzo ciężkie sztormy i silne mrozy.

  

  

   „ … ORP „Orkan” zginął, pełniąc służbę eskortową w konwoju na północnym Atlantyku w dniu 8 X 1943 r. Trafiony torpedą zatonął od wybuchu amunicji. W tej chwili wiem o uratowaniu jednego oficera i czterdziestu trzech podoficerów i marynarzy. Los dowódcy okrętu i reszty załogi nie jest jeszcze znany.

   Strata ORP „Orkan” jest wielkim ciosem dla naszej Marynarki. Straciliśmy najnowocześniejszą jednostkę bojową i olbrzymią większość doskonałej załogi.

   Przechowując w sercach naszych pamięć o zaginionych towarzyszach broni, zdwójmy nasze wysiłki dla chwały Polski, Marynarki Wojennej oraz pomszczenia straty ORP „Orkan”.

   Torpeda, tak. Bardzo celna. Kapitanleutnant Erich Mader otrzymał order. I słusznie. A to przecież własna amunicja…

   Załoga „Orkana” liczyła dwustu dwudziestu ludzi …” [9].

   Nie był to niestety przypadek odosobniony. Wiele zatopionych przez U-booty statków alianckich zatonęło po trafieniu torpedą i w następstwie utonęło od wybuchu własnej amunicji. …

 


[1] L. Bądkowski, Bitwa trwa, Gdańsk 2005, s. 154 – 155.

[2] Ibidem, s. 157.

[3] Ibidem, s. 158.

[4] Ibidem, s. 160.

[5] Ibidem, s. 161 – 162.

[6] J. Pertek, Niszczyciel „Orkan”. Gdynia 1958, s. 10 – 11.

[7] Ciała córki gen Sikorskiego nie odnaleziono do dzisiaj. W chwili katastrofy nie było jej na pokładzie „Liberatora”, chociaż przyleciała nim na Gibraltar. Nie wiadomo, co się z Nią stało.

[8] L. Bądkowski, op. cit., s. 164 – 165.

[9] Ibidem, s. 167.

Galeria

{gallery}1231{/gallery}
Czytany 5318 razy Ostatnio zmieniany poniedziałek, 20 czerwiec 2016 10:09
Norbert Maczulis

Zapraszam na stronę portalu Szwajcaria-Kaszubska.pl gdzie można przeczytać moje publikacje.

Dyrektor Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach (do 30 kwietnia 2015), Norbert Maczulis

Mój profil na fb.com/norbert.maczulis

Skomentuj

Komentarz zostanie opublikowany po zatwierdzeniu przez redakcję.


Proszę rozwiązać proste zadanie (blokada antyspamowa):

Skocz do:

Polecamy

Stadnina Kolano
( / Place zabaw)

Zdjęcie z galerii

Ostatnie komentarze

Akademia Kaszubska

szwajcaria-kaszubska.pl