Tytułem wstępu kilka słów o Elektrowni wodnej w Rutkach.
Elektrownia wodna w Rutkach powstała w 1910 roku. To najstarszy obiekt tego typu w okolicach Kartuz na biegu rzeki Raduni. Zaopatrywała w energię elektryczną Kartuzy, Gdańsk, a od 1924 roku także Gdynię.
Jak ważny był to obiekt, świadczy chociażby fakt zwiedzania elektrowni przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Stanisława Wojciechowskiego w dniu 27 kwietnia 1923 roku.
Zarząd elektrowni miał swoją siedzibę w Kartuzach, przy ulicy 3 Maja.. Kierownikiem elektrowni w Rutkach był inżynier Taczanowski. Obiekt w latach 20. ubiegłego wieku spełniał ważną funkcję prądotwórczą nie tylko dla społeczności lokalnej, ale także dla nowopowstającego portu w Gdyni. Stąd Sejmik Powiatowy na posiedzeniu w dniu 1 sierpnia 1927 r. powziął uchwałę o rozbudowie elektrowni. W latach 1928- 1930 elektrownia umożliwiała dostarczanie prądu 6 liniami wysokiego napięcia o łącznej długości 170 km do Gdyni, Kościerzyny a także na powiaty kartuski i morski. Ciekawostką jest, że Kartuzy w 1928 roku posiadały 98 lamp elektrycznych oświetlających ulice i place.
W czasie II wojny światowej elektrownia przeszła w ręce niemieckich zarządców komisarycznych. Elektrownia w Rutkach jest elektrownią przepływową, czyli nie wymagającą zbiornika retencyjnego, dzięki czemu nie musi być powiązana z innymi obiektami tego typu z okolicy. II wojna światowa nie spowodowała większych uszkodzeń samej elektrowni ani urządzeń w niej działających. Już w 1945 roku przystąpiono do ponownego wytwarzania prądu pochodzącego z sił płynącej wody.
Szanowna Dyrekcjo Muzeum!
Szanowni Pracownicy!
13 listopada 2015 roku, w telewizji regionalnej TVP Gdańsk, w Panoramie Gdańskiej o godz. 18.30, ukazał się wywiad z pracownikami Elektrowni Rutki, połączony z filmem przedstawiającym ten zakład. Fakt ten pobudził mnie do wspomnień z lat mojego dzieciństwa i zainspirował do przeglądu rodzinnego albumu ze zdjęciami. Nie jestem zorientowana, czy w Kartuzach istnieje jakaś organizacja, instytucja, stowarzyszenie, Zrzeszenie Kaszubsko Pomorskie, zajmujące się zbieraniem materiałów dotyczących historii Kartuz. Dlatego zwracam się z prośbą do Państwa, o przekazanie tego listu i załączonych zdjęć do instytucji zbierającej materiały historyczne, bowiem moja rodzina związana jest z elektrownią Rutki i Kartuzami. Jestem w posiadaniu kilku zdjęć, między innymi oryginału zdjęcia z pobytu w Rutkach Prezydenta Stanisława Wojciechowskiego. Uważam, że ta wizyta prezydenta w Rutkach, była wydarzeniem bezprecedensowym, a może pracownicy nie wiedzą nawet, że miała miejsce.
Mój ojciec, Stanisław Knopkiewicz, urodził się 16 października 1895 roku w miejscowości Winnagóra w Wielkopolsce. Winnagóra to posiadłość Henryka Dąbrowskiego i jego spadkobierców. W kościele parafialnym znajduje się grób Henryka Dąbrowskiego. Tak, jak wielu innych Polaków, mieszkających na ziemiach objętych zaborem, ojciec mój został powołany do służby wojskowej i wysłany do walki na front zachodni do Francji. W 1918 roku, wykorzystał zamęt, który powstał w wojsku po wybuchu rewolucji, zdezerterował i przyjechał do rodzinnej wioski. Gdy wybuchło Powstanie Wielkopolskie, przyłączył się do Powstania i uczestniczył w nim, aż do zwycięskiego końca. I Wojna Światowa skończyła się. Polska odzyskała niepodległość. Powstańcom, dla których skończyła się walka, zaproponowano służbę w Straży Granicznej i Celnej. Należało tylko przejść odpowiednie przeszkolenie. Ojciec mój skorzystał z tej propozycji. Skierowano go na kurs dla Straży Granicznej i Celnej do Wielenia nad Notecią. Tam poznał moją matkę Marię. Po ukończeniu kursu, skierowano go na placówkę Straży Granicznej na granicy Wolnego Miasta Gdańska. Placówka stacjonowała w Matarni. W dniach wolnych od pracy, zwiedzał Gdańsk i okolicę. Zawitał też do Kartuz. Kaszuby i Kartuzy zauroczyły go swym pięknem. Zachwycił się widokiem lasów, jezior, urozmaiconym pagórkowatym terenem i postanowił osiedlić się w Kartuzach. Zwolnił się z pracy w Straży Granicznej i zatrudnił w Elektrowni Rutki w administracji. Budynek administracyjny znajdował się tuż przy elektrowni. I wtedy to, gdy rozpoczął tam swą pracę, miała miejsce wizyta prezydenta Stanisława Wojciechowskiego w Rutkach utrwalona na zdjęciu. Mój ojciec to pierwsza osoba, ten w jasnym kapeluszu. Następną osobą jest prezydent Stanisław Wojciechowski, ten w meloniku.
Główne biura elektrowni Rutki znajdowały się w Kartuzach przy ul. 3-go Maja, od tej samej strony, gdzie jest park, tuż za budynkiem będącym własnością państwa Pawelczyków. Przypominam sobie nazwiska niektórych pracowników administracyjnych Elektrowni Rutki, takie jak inżynier Taczanowski mieszkający w służbowym mieszkaniu na parterze budynku, w którym były biura. Z Kartuz dojeżdżał do pracy w elektrowni samochodem. Woził go kierowca o nazwisku Drajer (nie znam pisowni tego nazwiska). W biurze pracowali: Edmund Formela. Alojzy Potrykus, Marta Brzozowska, dozorca Roszkowski. Innych osób nie przypominam sobie. Panowie E. Formela i A. Potrykus, po wojnie nie wrócili do Kartuz. Edmund Formela osiedlił się w Kanadzie, a Alojzy Potrykus we Francji. W 1923 r. ojciec ożenił się z poznaną w Wieleniu Marią i zamieszkał w Kartuzach, w wynajętym mieszkaniu u państwa Pioch przy ul. Kościerskiej. Tam się urodziłam - 28 sierpnia 1926 roku. Ojciec znalazł zatrudnienie w Wydziale Powiatowym w Kartuzach, pełniąc tam funkcję kierownika działu rachuby, aż do wybuchu wojny w 1939 roku. W 1932 roku ukończył budowę własnego domu przy ul. Prokowskiej 10b. Dom ten został z nieznanych mi powodów niedawno rozebrany. Już nie istnieje. Uchronił się przed rozbiórką, gdy powstała nowa ulica, równoległa do ul. Prokowskiej.
W Kartuzach ojciec udzielał się politycznie i społecznie. Działał w organizacji o nazwie Związek Powstańców i Wojaków. Organizował zebrania, spotkania, ćwiczenia, akademie z okazji świąt państwowych. Przygotowywał i wygłaszał referaty.
Wojna w 1939 r. zastała go na wyjeździe służbowym w Gdyni. W ten sposób uniknął aresztowań i rozstrzelania działaczy politycznych i inteligencji Kartuz i okolicy. W Gdyni też uniknął cudem śmierci. Wszystkich mężczyzn niebędących zameldowanymi w Gdyni, Niemcy gromadzili w kościołach i salach np. kinowych. Ojciec mój znalazł się w kościele przy ul. Świętojańskiej. W pewnym momencie pod kościół zajechały samochody ciężarowe. Zarządzono ustawianie się czwórkami i wchodzenie do samochodów. Ojciec ustawił się w czwórce wraz ze znajomymi, którzy też znaleźli się w kościele. Gdy byli już blisko wyjścia, do ich czwórki dołączył jakiś obcy mężczyzna. Jeden z niemieckich funkcjonariuszy wrzasnął po niemiecku: „Co, nie umiecie liczyć do czterech?!”, szarpnął mojego ojca i wypchnął poza czwórkę. Wyprowadzeni znajomi nie wrócili do domów. Wywieziono ich na rozstrzelanie. Być może do lasów w Piaśnicy. Gdy już załadowano wszystkie samochody, zaczęto wydawać przepustki. Ojciec, który znalazł się w dosyć odległej nowej czwórce, dostał taką przepustkę, z poleceniem powrotu do miejsca swego zameldowania. Gdy wrócił do Kartuz, po jakimś czasie zaczął funkcjonować Urząd Pracy. Zgłosił się tam i wysłano go do Ulkau, do pracy w niemieckim gospodarstwie. Zimą nie był tam potrzebny. Zwolniono go i wrócił do Kartuz. Ponieważ znał dobrze język niemiecki, tak w mowie jak i w piśmie, otrzymał przez Urząd pracy nakaz pracy administracyjnej w nadleśnictwie w Sulęczynie. W tym samym czasie, rodzice zostali wywłaszczeni z posiadania domu i otrzymali nakaz jego opuszczenia. Tak więc ojciec udał się do Sulęczyna razem z cała rodziną. Przebywaliśmy tam do końca wojny. Ale niemieccy donosiciele wytropili ojca i 11 listopada 1940 r. został aresztowany i osadzony w obozie koncentracyjnym w Stutthofie. Przeszedł gehennę obozową, przeżył ewakuację obozu i „marsz śmierci”, doczekał wyzwolenia i w kwietniu 1945 r. wrócił do domu, do rodziny. W 1945 r. wróciliśmy z Sulęczyna do Kartuz. Rodzice odzyskali dom. Ojciec wrócił do pracy. Stał się inicjatorem i organizatorem budowy pomnika na cmentarzu kartuskim dla zamordowanych przez Niemców Polaków. Załączam zdjęcia tego pomnika. W 1949 r. sprzedał dom w Kartuzach. Znalazł pracę w Gdańsku i tam się wraz z rodziną osiedlił. Do przejścia na emeryturę był związany z pracą administracyjną w elektrowni. W Gdańsku pracował w elektrowni „Ołowianka”. Zmarł 8 listopada 1966 r. Jego żona Maria, zmarła 24 marca 1974 r. Nie żyją też ich dzieci Irena, Tadeusz i Kazimierz. Żyje córka Bronisława, (autorka listu) mająca obecnie 89 lat.
Bronisława Knopkiewicz