Zwrócenie na to uwagi jest ważne, zwłaszcza, że pismo bardzo dba o zasady etyczne, precyzyjnie określone na internetowej stronie redakcji. W punkcie 9 tychże zasad znajdujemy zapis o obowiązkowej powinności autora recenzji: Ujawnienia informacji o każdym potencjalnym konflikcie interesów, jaki może się pojawić w procesie recenzowania i redagowania nadesłanych artykułów naukowych[2]. Wydaje się, że redakcja pisma mogła nie mieć pełnych informacji, że istnieje pewien konflikt interesów pomiędzy autorami recenzji i recenzowanej książki. Otóż obaj od wielu lat należymy do Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Pod koniec 1998 roku obaj zostaliśmy wybrani do Rady Naczelnej tej organizacji. Z. Szultka miał wówczas zostać nawet członkiem ścisłego zarządu. Nie było na to zgody większości członków rady. Prowadzone były mediacje, po których dotkliwie przegrał on w głosowaniu. Miałem wówczas to „nieszczęście”, że brałem udział w tychże pertraktacjach i to właśnie mnie przypadł niewdzięczny obowiązek przekazania innym informacji, kto ma być wykreślany w głosowaniu. To był ostatni akt zaangażowania Z. Szultki w Radzie Naczelnej ZKP. Sprawa nie byłaby nawet godna wzmianki, jednak w obliczu licznie powtarzanych złośliwych sformułowań, których Z. Szultka używa w swoim tekście, typu „pseudonaukowa praca”, „świadome fałszerstwa”, „fałszywe tezy”, „wysoce naganne postępowanie moralne”, „zaprzeczenie wszelkiej działalności naukowej”, „pycha autora”, „autor nawiedzony złym duchem”, etc., rzecz ta nabiera znaczenia. Budzi to wszystko poważne wątpliwości natury etycznej.
O zawartości mej książki wypowiedziało się już sporo osób, w tym szczególnie cenne są słowa ks. biskupa dra Ryszarda Kasyny – ordynariusza pelplińskiego, wydrukowane na jej początku[3], ks. biskupa dra Wiesława Meringa – ordynariusza włocławskiego[4], ks. prof. Jana Walkusza z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego[5] oraz kilkakrotne wypowiedzi ks. prof. Jana Perszona, który znając wcześniej maszynopis pracy napisał o niej, że jest to: Znakomite studium z dziejów sanktuarium sianowskiego i jego oddziaływania na pobożność Kaszubów[6]. Stwierdzenia te wynikały z autentycznej potrzeby wyrażenia swojej opinii o dziele. Ich autorzy są całkowicie niezależni, nie mają żadnego związku formalnego z autorem książki.
Tymczasem wątpliwości natury etycznej potęgują już pierwsze zdania recenzji Z. Szultki, w których przywołuje on pracę magisterską ks. M. Miotka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie podejmowane w dalszych partiach 20-stronicowego tekstu oskarżenia, że moja praca jest niesamodzielna. Chcąc wywrzeć tego rodzaju odczucie czytelnika wzbudza insynuacje o treści: Prawdopodobnie wykaz kronik szkolnych (s. 378) zaczerpnął z pracy magisterskiej ks. Miotka, bo nie podał aktualnego miejsca ich przechowywania[7]. Tak się składa, że posiadam wszystkie kopie kronik szkolnych, z których czerpałem m.in. informacje o strajkach szkolnych w poszczególnych szkołach, m. in. w Koloni. W pracy M. Miotka nie ma nic o strajkach szkolnych, co łatwo mógł sprawdzić Z. Szultka, bo przecież – jak wynika z pierwszych zdań – posiada tę pracę. Tymczasem zdumiewa fakt, że Z. Szultka podaje 1990 jako rok obrony pracy M. Miotka, podczas gdy stało się to w 1981 r., co podaję także w moich przypisach. Czyżby zatem Z. Szultka w ogóle nie widział pracy M. Miotka, skoro podaje takie dane? Chyba, że mówimy o dwóch różnych pracach. Wówczas muszę stwierdzić, że w ogóle nie miałem w rękach wspomnianej pracy M. Miotka. Zaiste, niezwykła to insynuacja o „czerpaniu” rzekomo dokonywanym z pracy, której nie widziałem na oczy! Kopia, którą posiadam, pochodzi z pracy obronionej – jak napisano - na Seminarium Historycznym pod kierunkiem ks. prof. dra Edmunda Piszcza, a nie ks. prof. Z. Zielińskiego. Otrzymałem ją ponad trzydzieści lat temu. Na pierwszej stronie widnieją faksymile kustosza z czasów koronacji, ks. Aleksandra Kaźniaka.
Nie jest moim zadaniem oceniać pracy dyplomowej M. Miotka. Powiem tylko, że znacznie lepsza jest praca magisterska ks. Dariusza Cieszyńskiego[8], której kopię także posiadam. Również mam kopie kolejnych czterech prac magisterskich obronionych w Poznaniu, Lublinie (dwie) i Warszawie. Każda z nich ma pewną wartość, wnosi drobną cegiełkę do naszej wiedzy, a na pewno jest świadectwem rosnącego znaczenia sianowskiego sanktuarium. Do informacji podawanych przez M. Miotka podchodziłem bardzo ostrożnie, co szczegółowo podaję w przypisach i bibliografii, zawsze konfrontując je z danymi zawartymi w źródłach. Z kolei nie szczędzę pochwał dla M. Miotka za to, że swego czasu zajął się tą tematyką (obaj pochodzimy z sianowskiej parafii) oraz za jego osobiste zaangażowanie w promocję tego miejsca, zwłaszcza za zainicjowanie pielgrzymek z Wejherowa do Sianowa, co szeroko opisuję.
Tymczasem Z. Szultka już w drugim zdaniu przywołuje jedną z moich ponad dwudziestu książek o tytule Królowa Kaszub, wydanej blisko dwadzieścia lat temu. Przy jej pisaniu miałem już tym razem – jak to ujął recenzent – „czerpać oburącz” z przywołanej pracy M. Miotka. Abstrahując już od tej słabej metafory, zupełnie nie licującej z językiem naukowym, prześledźmy jak jest naprawdę. Otóż w całej ponad 150-stronicowej publikacji kilkanaście razy wskazuję na jedyną znaną mi pozycję bibliograficzną M. Miotka. Zawsze stanowi ona (poza bodajże dwoma wyjątkami) dopełnienie przypisów złożonych z pozycji znanych i uznanych autorów. Z pracy M. Miotka nie cytuję ani jednego zdania (sic!)[9]. Wszystkie wiadomości pochodzą ze źródeł, które posiadam. Mam nawet taśmy magnetofonowe i filmowe z koronacji znalezione w trakcie moich działań eksploracyjnych. Źródła ich pochodzenia są dokładnie określone w książce. Dla porównania częściej występują w przypisach tacy autorzy, jak Marek Dzięcielski, ks. Jakób Fankidejski, ks. Władysław Szulist (znacznie częściej), ks. prof. Antoni Czacharowski (również częściej), ks. Henryk Mross i szereg innych. Przywoływanie w przypisach pracy M. Miotka jest moim ukłonem w jego stronę, jako mego dawnego parafianina, gdyż – jak wyżej zaznaczyłem – nie czerpałem z jego pracy dyplomowej, gdy tymczasem prace J. Fankidejskiego, S. Kujota, A. Czacharowskiego, M. Dzięcielskiego, W. Szulista, H. Mrossa[10] i inne są fundamentalne zarówno dla „Królowej Kaszub”, jak i „Swionowskô nasza Matinkò”.
Ponadto gdyby zasugerowany przez Z. Szultkę fakt ukryty pod mającym wywrzeć wrażenie określeniem „czerpania oburącz” miał jakiekolwiek znamiona naukowej nieuczciwości, wówczas musiałbym zwrócić uwagę na analogiczną sytuację w przypadku pracy doktorskiej M. Miotka. W samym tylko zestawieniu bibliograficznym (!) moje nazwisko pojawia się w niej 16 razy, dodatkowo dwanaście razy wykazane są emisje programów „Rodnô Zemia” bez podania ich realizatora. Podobnie jest w przypadku kilkunastu pozycji filmowych dostępnych w internecie, których jestem autorem[11]. Należy dodać, że z moich zbiorów M. Miotk – nawiązując do słownictwa Z. Szultki – rzeczywiście „czerpał oburącz”, gdyż osobiście przygotowałem mu na jego prośbę stosy kart z mojego obszernego archiwum, które przez kilka godzin fotografował w moim domu. Żałować należy, że w żaden sposób nie wykazał tego faktu w swej publikacji doktorskiej. Nie mam jednak o to żadnych pretensji. Cieszę się za to, że powstała jego praca, czego mu osobiście serdecznie gratulowałem dzień po ogłoszeniu tej informacji na uroczystości w Żarnowcu[12].
Powyższe dywagacje byłyby tak naprawdę bez znaczenia, gdyby nie fakt, że tuż przed wyborami na prezesa Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego pod koniec 2016 roku, w łonie organizacji zaczęto rozgłaszać informację, że moja praca doktorska jest plagiatem. Działo się to przede wszystkim na spotkaniach z kandydatem prof. Edmundem Wittbrodtem w Kartuzach, Chwaszczynie i Kosakowie. Byłem drugim kandydatem na prezesa. Powoływano się wówczas na opinię rozgłaszaną przez ks. M. Miotka, czemu zbytnio nie dawałem wiary, tym bardziej, że w rozmowie telefonicznej on sam całkowicie temu zaprzeczył[13]. Jednak kolejne relacje ją potwierdzały. Sprawa ta jest obecnie na wokandzie Sądu Koleżeńskiego Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego[14].
W tym miejscu należy się zastanowić, co to jest plagiat. Najprościej mówiąc, jest to opublikowanie (kradzież) utworu podpisanego swoim nazwiskiem, choć stworzył go ktoś inny. Istnieją też pojęcia plagiatu częściowego oraz plagiatu ukrytego. Ten pierwszy występuje wówczas gdy: w swoim utworze jego twórca wykorzystuje obszerną część cudzej pracy w sposób, który nie może być uznany za korzystanie z prawa cytatu (np. zapożyczony fragment jest bardzo obszerny, nie ma informacji, że to cytat).Plagiat ukryty z kolei jest wykorzystaniem czyjegoś utworu w całości lub we fragmencie bez wskazania autora i źródła cytatu[15]. Z. Szultka odważył się jeden raz użyć terminu „plagiat” w zdaniu: Budzi to podejrzenie o popełnieniu przez Pryczkowskiego plagiatu[16]. Choć zdanie to nie zawiera żadnego konkretu to i tak wszystkie inne uwagi wobec mej pracy bledną wobec tak ciężkiego oskarżenia.
Z. Szultka, który jak wynika ze strony internetowej Akademii Pomorskiej jest profesorem historii, nie jest w stanie autorytatywnie stwierdzić zaistnienia plagiatu, tylko „wzbudza podejrzenie”, podczas gdy nie ma on żadnej wątpliwości co do różnych „braków” mej pracy, do tego stopnia, że nawet literówkę lub brak kropki bez wahania nazywa największym przestępstwem metodologicznym! Czy takie postępowanie licuje z godnością profesora?! Zaiste, nawiązując do jego własnych słów, nie przynosi to chwały słupskiej uczelni, a tym bardziej recenzentowi. Tak niemoralnego zachowania, mówiąc wprost insynuowania dokonania kradzieży, nie da się nawet wytłumaczyć podeszłym wiekiem autora.
Paradoksalnie i raczej niezamierzenie, a na pewno pozytywnie dla mnie, przez to „wzbudzanie” wykluczył on jednocześnie pracę dyplomową (magisterskiej w ogóle nie posiadam) M. Miotka, z której miałby być rzekomy plagiat dokonany. Jest ona dobrze znana recenzentowi, a więc jako wytrawny badacz doskonale wi(e)działby przecież, że to z niej pochodziłyby kradzione teksty. Zatem z czego miałby być ten plagiat? Ano Z. Szultka ma i na to pytanie fascynującą odpowiedź. Brzmi ona: Wskazuje na to, że E. Pryczkowski korzystał tylko z materiałów anonimowego dla piszącego te słowa komisarza… Kim mógł być ten anonim, tego już się nie dowiemy z tekstu Z. Szultki. Zostawiam to także pod rozwagę Szanownym Czytelnikom z jednoczesną zachętą, by sięgnąć do mojej książki, gdzie wszystko dokładnie jest wykazane. Nie będzie to już takie proste, gdyż tysiąc egzemplarzy nakładu rozeszło się w bardzo szybkim tempie. Dlatego, już teraz – po niespodziewanej promocji Z. Szultki – muszę poważnie rozważyć dodruk pracy.
Trzeba też wspomnieć, że w innym miejscu Z. Szultka mówi o „autoplagiacie”, czyli, że sam dokonałem kradzieży własnego tekstu. Abstrahując od komiczności sprawy należy wyjaśnić, że chodzi o rozdział dotyczący koronacji, który w Królowej Kaszub zajmuje 11 stron formatu A-6, zaś w Swiónowskô nasza Matinkò aż 31 stron formatu B-5, czyli czterokrotnie więcej. Jest to najszerszy istniejący opis przygotowań i przebiegu samej koronacji ukazujący bardzo dużo dotąd zupełnie nieznanych szczegółów. Na sukces ten złożyło się przede wszystkim dotarcie do całkiem bogatych źródeł znajdujących się w gdańskim oddziale Instytutu Pamięci Narodowej oraz odnalezienie oryginalnych materiałów filmowych i ikonograficznych z koronacji. Stąd ten rozdział jest dla mnie powodem do nieskrywanej dumy. Odkryte materiały stanęły też u podstaw filmu dokumentalnego o tytule „Swiónowskô nasza Pani”, który zrealizowałem w 2016 roku (złoty jubileusz koronacji). Film był kilkakrotnie emitowany w Telewizji Polskiej.
Warto się zastanowić, dlaczego Z. Szultka tak postępuje? Przecież skoro nie może znaleźć żadnych dowodów, to insynuacje o plagiacie są bardzo ryzykownym krokiem narażającym go na pewną przegraną w sądzie. Zwłaszcza dla ludzi związanych z organizacjami artystycznymi (od 2003 r. jestem członkiem Związku Autorów i Kompozytorów Scenicznych, a od 2005 Związku Literatów Polskich) tego rodzaju oskarżenia są okrutne. Trudno sądzić, by dla spełnienia jakiejś własnej satysfakcji recenzent ryzykował zderzenie z machiną prawną, którejś z tych czy innych instytucji. Rzecz nabiera jednak innego wymiaru, gdy skonfrontujemy ją z sytuacją przed wyborami na prezesa ZKP w 2016 roku. Stosując język recenzenta działanie jego budzi podejrzenie o to, że miał on dostarczyć jakiegokolwiek drobnego uzasadnienia, że można było wykorzystać takie kłamstwo w kampanii wyborczej. Niestety, zupełnie się to nie udało. Wyszło zgoła odwrotnie. Recenzent w pełni zaprzeczył kłamstwu rozgłaszanemu przed wyborami w ZKP.
Warto się jeszcze pochylić nad źródłem tego kłamstwa. Członek Zarządu Głównego ZKP Kazimierz Formela na Radzie Naczelnej organizacji w Luzinie w dniu 2 czerwca 2018 r. podkreślał, że informację tę rozgłaszał jakiś ksiądz[17]. Osoby obecne na spotkaniach w Kartuzach i w innych miejscowościach zeznają, że chodzi o ks. Mariana Miotka[18]. Gdyby tak było rzeczywiście, to byłoby to bardzo przykre, zwłaszcza że chodzi o księdza katolickiego, który bądź co bądź najlepiej powinien wiedzieć, czym jest kradzież. Przez taki czyn wyrządziłby przede wszystkim krzywdę Kościołowi chełmińskiemu (od 1992 r. pelplińskiemu), a w szczególności samemu sanktuarium i jego duszpasterzom, którzy zostali oskarżeni przez zainspirowanego pomówieniami o plagiacie Z. Szultkę, o „historyczne fałszerstwo” dokonane podczas koronacji, o czym za chwilę. Osobiście jednak ufam, że kłamstwo to sprefabrykowano wyłącznie na użytek wyborów, czego echa pobrzmiewały podczas oficjalnych wystąpień w dniu 3 grudnia 2016 r. na Walnym Zjeździe Delegatów ZKP w Gdańsku[19].
Zdanie o plagiacie Z. Szultka wplótł w kontekst jednego źródła, którego nie zdołał odnaleźć mimo podjętej próby dotarcia do plebanii sianowskiej. O wiele łatwiej było po prostu zadzwonić bezpośrednio do mnie. Przecież znamy się bardzo dobrze. Nawet spotkaliśmy się na dwudniowej konferencji naukowej w Słupsku, na której sporo rozmawialiśmy o mojej pracy, zwłaszcza podczas obiadu[20]. Oczywiście, kopie wszystkich źródeł, które składają się na trzy półmetrowe sztaple, posiadam. Poszukiwane źródło to Wörtliche Abschriften der General Visitationen von Sianowo zawierające m. in. odpisy wizytacji biskupich w języku łacińskim. Z. Szultka kilka razy podkreśla, że w tytule są błędy. Istotnie, korekta nie wyłapała wszystkiego. Pojawiły się dwie literówki w tytule pisanym niemieckim gotykiem. Nie zmienia to jednak faktu, że to ważne źródło jest w moim posiadaniu i że znakomicie pomogło w ustaleniu ważnych fragmentów dziejów sanktuarium. Notabene sam recenzent nie ustrzegł się błędów w swym tekście, bądź co bądź miniaturowym w stosunku do mojej pracy, dwukrotnie pisząc o wsi Kolonia w dopełniaczu z błędem ortograficznym. Wymyślił też nowy przymiotnik od wsi Strzepcz o brzmieniu „strzepczeński”, zamiast używać poprawnej formy „strzepski”.
Swoją drogą, wykazanie dwóch literówek przez tak wnikliwego recenzenta jest dla mnie bardzo pochlebną oceną. Uczciwie dopowiem, że osobiście znalazłem jeszcze kilka literówek. Taki stan w tak ogromnej pracy (472 strony tekstu o kroju 11, przypisy – 8,5) na pewno może zadowalać.
Zarówno tego rodzaju i podobne uchybienia, niekoniecznie wynikające z działań autora, są dla recenzenta powodem do całkowitej dyskredytacji książki. Określa je na różne sposoby: „wysoce naganne moralnie”. „nieetyczne”, „są poważnym niedostatkiem metodologicznym” itd. Oceny te dotyczą także wielu kwestii, które nie są wynikiem badań autora, tylko przytaczane są za innymi autorami, precyzyjnie cytowanymi. Przykładem jest kwestionowanie zasięgu terytorialnego kaszubszczyzny w wiekach średnich. Najważniejsze ustalenia w tym zakresie poczynił prof. Gerard Labuda wyznaczając nawet mapę Kaszub ok. 1200 roku[21]. To na nim w głównej mierze oparto środniowieczne dzieje Kaszub i Kaszubów, co oczywiście jest ściśle wykazane w publikacji. G. Labuda poświęcił też sporo uwagi samemu Sianowu i okolicy, gdyż tam się urodził i tam często przebywał. W tym miejscu – a dokładnie w Cieszonku pod Sianowem, czyli tuż pod samą Łysą Górą – każdego lata przebywa jego syn, prof. Aleksander Labuda, któremu ze zrozumiałych względów również bardzo bliskie są te tematy. W dużym stopniu dzięki pracom i sugestiom prof. G. Labudy (miałem z nim także osobisty wielokrotny kontakt za sprawą mej działalności medialnej, a także powiązań rodzinnych) i jego syna udało się wskazać etymologię nazwy Sianowo, zwłaszcza – dotąd nierozpatrywanej – niemieckiej nazwy Ottenow. Ta wiedza istotnie ma ogromne znaczenie w pełnym rozpoznaniu dziejów Sianowa i sanktuarium. Z. Szultka wolał skupić się jednak na fakcie, czy na Rugii mówiono po kaszubsku (co zasugerowałem opierając się m.in. także na Alfonsie Parczewskim[22]), czy też nie, a to de facto nie ma najmniejszego znaczenia dla przyszłości Sianowa. Ważne jest, że w samym Sianowie zawsze mówiono w tym języku i tak jest do dziś. Stąd m.in. liczne kaszubskie teksty literackie, które sprawiły nieco problemu recenzentowi, do tego stopnia, że jeden z nich („Oratorium Sianowskie”) postanowił wskazać jako rzekome źródło w ustaleniu faktu określenia Królowej Kaszub jako Patronki Pięknej Miłości.
W tej kwestii stwierdza, że dokonałem „sfabrykowania” źródła. Miało to polegać na wskazaniu, że Sianowska Pani cieszy się szczególną estymą młodych. Dla każdego czytelnika jest oczywistym, czym jest tekst literacki, pomieszczony bądź co bądź w aneksie do książki, a czym źródła historyczne. Tymczasem tytuł „Patronki Pięknej Miłości” ma o wiele głębszą genealogię, którą podaję i którą również pośrednio przytacza Z. Szultka w następujący sposób: Nie można przejść obojętnie – zdaniem niżej podpisanego – wobec oczywistego fałszerstwa, wyrażonego w 1966 r. przez ówczesnego sianowskiego proboszcza i kustosza sanktuarium, że „w XVII wieku figurę Sianowskiej Panienki wielką miłością otacza młodzież zamierzająca wstąpić w związki małżeńskie”. Nigdy w życiu nie stwierdziłbym (a jako urodzony i wychowany w tej parafii znam ją bardzo dobrze, także ludzi z nią związanych oraz kolejnych duszpasterzy), że ówczesny kustosz sanktuarium ks. Aleksander Kaźniak dokonał – de facto w imieniu Kościoła – fałszerstwa! W taki sposób można by łatwo udowodnić, że cały kult Królowej Kaszub jest jakimś wymysłem. Na szczęście tak nie jest dla dziesiątków tysięcy wiernych czcicieli Królowej, którzy od lat co roku przybywają na wielkie odpusty kaszubskie oraz coraz liczniej poza nimi. Ciekawe, że w tej kwestii recenzent nie miał żadnych wątpliwości podkreślając swój osąd o fałszerstwie kustosza słowem „oczywiste”.
W tym miejscu zastanawia fakt, dlaczego Z. Szultka nie zakwestionował samego tytułu „Królowa Kaszub”. Przecież trudno byłoby znaleźć źródła o siedemnasto- czy osiemnastowiecznej proweniencji, które mówią wprost o cudownej figurze, że nazywana była Królową Kaszub lub choćby Królową Kaszubów. Taka była jednak tradycja, którą wykazuję. Również w oparciu o tę samą tradycję ks. kustosz miał prawo powiedzieć, że od wieków Sianowska Pani cieszy się szczególną czcią młodych pragnących wstąpić w związek małżeński! O sile tej tradycji zaświadczają relacje sędziwych, często już nieżyjących, moich rozmówców, których miałem około 150. Jeden z recenzentów pracy doktorskiej słusznie nazwał tę liczbę imponującą. Dla Z. Szultki nie ma to jednak znaczenia, gdyż nie tylko pominął ten fakt, co i nie docenia przekazów moich rozmówców, świadczących również o tym, że Królowa Kaszub w szczególny sposób opiekuje się narzeczonymi[23].
To gorące przeświadczenie podkreśla też liczba ślubów zawieranych w Sianowie, co szczegółowo wykazuję w oparciu o analizę ksiąg kościelnych. Połowa par przybywa spoza parafii, często z innych krajów. Liczby te rosną. Z. Szultka podsumowuje to następująco: Gdyby śluby te miały uzasadnienie w prawdzie (rzeczywistości) historycznej, należałoby się cieszyć, ale ponieważ bynajmniej w części wypływają z świadomego fałszerstwa historycznego, to poddaję je rozwadze i sumieniu sianowskich proboszczów i Pryczkowskiego oraz decyzji pelplińskiego Biskupa. Wypada zaznaczyć, że koronacja, podczas której ks. kustosz tak wzniośle mówił o tej pięknej tradycji, odbyła się trzy lata przed moim urodzeniem! Natomiast tezę Z. Szultki o rzekomym fałszerstwie dokonanym przez kustosza, a pielęgnowanym przez jego następców oraz biskupów diecezjalnych, pozostawiam rozwadze Szanownych Czytelników oraz dziesiątkom tysięcy Kaszubów, którzy tak chętnie odwiedzają umiłowane sanktuarium i swoją Królową!
W tym miejscu trzeba zwrócić uwagę na rozważania Z. Szultki dotyczące liczby Kaszubów, którą podaję w oparciu o badania Marka Latoszka, a zwłaszcza najnowsze badania Jana Mordawskiego[24]. Według tych ostatnich szacunkowa liczba Kaszubów (także osób z częściowym rodowodem kaszubskim) wynosi ok. 600 tys., co przyznaje także recenzent. Jednak od razu autorytatywnie dodaje: Nie ulega wątpliwości, że liczba ta jest zawyżona i daleka od rzeczywistości, ale trudno dokładnie określić w jakim stopniu. Konia z rzędem temu kto zrozumie ten sposób analizy. Recenzent nie wie w jaki sposób, ale wie na pewno, że liczba jest zawyżona! Na podparcie swej opinii przywołuje on wyniki spisu powszechnego. O wynikach pierwszego spisu z 2005 r. mówi, że są całkowicie bezwartościowe, o drugich z 2011 r. stwierdza, że są one bliższe rzeczywistości. Na jakiej podstawie? Tego już nikt nie wie. Przykro to stwierdzić, ale chyba tylko dlatego, że ja przyjąłem za bardziej wiarygodne profesjonalnie i bardzo szczegółowo przeprowadzone analizy J. Mordawskiego. Aż strach pomyśleć, co zrobiłby recenzent, gdybym to ja zastosował jego sposób rozumowania i użył w mej pracy danych wynikających ze spisu powszechnego.
Ciekawe, że Z. Szultka nie zakwestionował ustaleń J. Mordawskiego dotyczących procentowego udziału Kaszubów w populacji powiatów. Każdy uczeń VIII klasy szkoły podstawowej jest w stanie w oparciu o te dane i znane w każdym urzędzie powiatowym (oczywiście także w książkach J. Mordawskiego) liczby mieszkańców powiatów stwierdzić, że liczba 600 tys. jest bardzo wiarygodna. Mało tego, nie brakuje opinii, że jest ona zaniżona, gdyż z roku na rok liczba osób z rodowodem kaszubskim wyraźnie wzrasta, głównie ze względu na wysoki przyrost naturalny Kaszubów. W samym tylko powiecie kartuskim na 135 tys. mieszkańców (dane z końca 2018 r.) jest ponad 120 tys. Kaszubów, w Trójmieście kolejnych prawie 140 tys., co znacznie przekracza już sugerowaną przez Z. Szultkę liczbę. Gdy w taki sposób dodamy populację Kaszubów z wszystkich powiatów otrzymamy liczbę ok. 600 tys. Ponadto badaniami nikt nie objął dziesiątków tysięcy Kaszubów, którzy mieszkają w głębi naszego kraju, Niemczech, Wielkiej Brytanii, USA, a zwłaszcza w Kanadzie. Jednak w gruncie rzeczy nawet i ta – skądinąd bardzo ważna sprawa – nie ma decydującego wpływu na wzrost kultu Królowej Kaszub. To jednak nie przeszkadza Z. Szultce w stwierdzeniu, że moje analizy w tej materii są wyjątkowo nieudane. Jedyna wartościowa uwaga dotyczy pominięcia powiatu bytowskiego jako części Kaszub. Fakt ten jest tak oczywisty, że każdy czytelnik odczyta to w zgodzie z prawdą jako przypadkową zmyłkę, za wskazanie której recenzentowi dziękuję.
Podziękować także wypada, za niezamierzone potwierdzenie kilku ważnych moich ustaleń. Zwłaszcza cenne jest uwiarygodnienie tezy, że od 1393 roku istniała już w Sianowie samodzielna parafia. Do tego czasu w badaniach różnych uczonych nie było to takie oczywiste. Żałować należy, że Z. Szultka nie zanalizował moich wywodów na temat upadku pierwszej parafii. Tym zagadnieniem nikt przede mną się nie zajmował. Brak uwag ze strony recenzenta świadczy o tym, że moje ustalenia w tym zakresie są trafne. Równie ważne dla dalszych losów sanktuarium jest uznanie przez Z. Szultkę dowodów na cudowny charakter figury Sianowskiej już w XVII wieku i wcześniej. W obu powyższych przypadkach, jak i w kilku innych, recenzent przede wszystkim chciał usilnie wykazać moje braki metodologiczne. Powtarza to zresztą jak mantrę kilkanaście razy, do znudzenia, tak że po którymś razie Czytelnik na pewno ma już wyrobioną opinię na ten temat. W pracy naukowej, a nawet publicystyce, bezrefleksyjne powtarzanie bezpodstawnej konstatacji całkowicie traci bowiem swą wartość. To jak w matematyce - z którą jak wykazano Z. Szultka ma problemy - dwa minusy dają plus, tym bardziej dwadzieścia!
Reasumując wszystkie pozytywy i negatywy tekstu Z. Szultki należy mimo wszystko stwierdzić, że z mojej perspektywy zdecydowanie więcej jest tych pierwszych. Przede wszystkim recenzent:
- Zadał kłam pomówieniom o plagiacie artykułowanym przed wyborami na prezesa ZKP w 2016 r. Mało tego, za sprawą bardzo wnikliwej analizy całej książki, pośrednio udowodnił, że praca jest obszernym, bardzo szczegółowym, autorskim dziełem[25]. Za to dziękuję!
- Wykazał marginalną liczbę literówek i zmyłek stylistycznych.
- Wskazał wprost na kilka pozytywów, jak czas powstania figury, opisy reformacji i kontrreformacji, a także wojen szwedzkich, ustalenie ofiar II wojny światowej, czy losów figury w czasie wojny.
- Potwierdził fundamentalne kwestie w dziejach tego miejsca, jak zaistnienie pierwszej parafii czy cudowny charakter figury sianowskiej. Niestety, w tym kontekście dokonał także oskarżenia Kościoła o fałszerstwo historyczne, które miało rzekomo zaistnieć podczas koronacji, a dotyczyć kultu Królowej Kaszub jako Patronki Pięknej Miłości. Ta rzecz nie łączy się z moją osobą, gdyż nie było mnie jeszcze na świecie.
- Dokonał dosyć szczegółowej analizy mojej pracy. Do tego czasu nie sądziłem, że moje działania naukowe są godne aż takiej uwagi. Za sprawą mojej książki przeniósł zatem dyskusję o sanktuarium Królowej Kaszub na szersze pola nauki polskiej. To jest znacząca promocja sanktuarium sianowskiego, na którą niewątpliwie ono zasługuje, a której dotąd nie miało! Starczy choćby przywołać fakt, że w 1966 r. nawet słowem nie wspomniał organ ZKP „Pomerania” o koronacji cudownej figury[26].
Zapewne można by jeszcze wymienić kilka niezamierzonych walorów wypływających w tekstu Z. Szultki. Nie wątpię, że wkrótce więcej wskaże nam upływ czasu. Pewne sprawy czas już wykazał i potwierdził. Otóż w 2018 roku ukazała się praca zbiorowa pod moją redakcją o tytule Sanktuarium sianowskie a tożsamość kaszubska. Jest to plon referatów wygłoszonych podczas konferencji w dniu 9 lipca 2016 r., podczas której promowano moją pracę doktorską. Książka zawiera artykuły różnych autorów. Na szczególną uwagę zasługują referaty ks. prof. Jana Perszona Sianowskie pielgrzymowanie w świetle współczesnego nauczania Kościoła, prof. Andrzeja Grotha Sianowo w XVIII stuleciu i inne. Szkoda, że uszła ona uwadze recenzenta. Nie musiałby się już wówczas rozwodzić nad wieloma kwestiama poruszonymi w mojej pracy doktorskiej, potwierdzonymi i w niektórych przypadkach znacznie poszerzonymi, we wspomnianej kolejnej książce[27]. Jeszcze raz żałować należy, że nie zwrócił się do mnie podczas poszukiwania źródeł. Wówczas z chęcią podarowałbym mu opiniowaną książkę, którą – jak napisał w pierwszym zdaniu – po długim zastanawianiu musiał kupić. Sprezentowałbym też równie chętnie kolejną pracę o Sianowie, a także mą najnowszą rzecz dotyczącą tym razem Banina i okolic[28]. W obu przypadkach recenzentami są znakomici uczeni, świetnie znający sanktuarium sianowskie i Kaszuby oraz mówiący w języku kaszubskim: ks. prof. Jan Perszon, ks. prof. Wojciech Cichosz oraz dr hab. Karol Polejowski, prof. Ateneum.
Czas także pokaże – w co również nie wątpię - by w jakikolwiek sposób ucierpiało sanktuarium Królowej Kaszub i Patronki Pięknej Miłości, pomimo poważnych oskarżeń wysuniętych przez recenzenta. Tu pozwolę sobie na pewną osobistą refleksję, która – uprzedzając wszelką krytykę – nie rości sobie praw do naukowości.
Pani Sianowska od wieków wspiera kaszubski lud. Do Niej uciekano się w najtrudniejszych chwilach życia, do Niej podążano dziękować za łaski i błagać o przebaczenie. Mimo tak wielu dramatów, które dotykały tę społeczność (co szeroko wykazuję w pracy, a co pominięte zostało przez recenzenta) Pani Sianowska zawsze pomagała swoim wiernym czcicielom. Wspierała i wzbogacała intelektualnie. Nie bez powodu tam właśnie rodzili się i ukształtowali główni twórcy i ideolodzy ruchu Zrzeszińców (Aleksander Labuda, Jan Trepczyk, ks. Franciszek Grucza), nie bez powodu też to miejsce dało początek kaszubskiej pieśni religijnej oraz ciągle jest wspaniałym źródłem twórczych inspiracji. Tam wciąż naprawdę bije serce kaszubszczyzny. I bić będzie, choćby inni chcieli temu przeszkadzać. Umiłowanie Swiónowsczi naszi Matinczi, której jestem wiernym synem od urodzenia, było dla mnie inspiracją do napisania setek artykułów publicystycznych, zrealizowania około sześćdziesięciu reportaży telewizyjnych oraz dwóch filmów dokumentalnych, napisania popularnonaukowej książki Królowa Kaszub oraz naukowej pracy Swiónowskô nasza Matinkò. To Ona towarzyszy mi w każdym kroku mego życia, w każdym artystycznym natchnieniu, przy każdym zdaniu przeze mnie stworzonym. Ona też towarzyszyła mi stale przy pisaniu pracy doktorskiej o Niej. I Ona – Królowa Kaszub – trwa przy tych działaniach i dziełach, a ja przy Niej.
Eugeniusz Pryczkowski
[1]Z. Szultka,Eugeniusz Pryczkowski, Swiónowskô nasza Matinkò. Dzieje parafii i sanktuarium oraz cuda Królowej Kaszub, Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. Oddział: Pryczkowscy. Akademia Kaszubska, Banino 2016, ss. 472, ISBN 978-83-63940-03-4,„Zapiski Historyczne”, T. LXXXIII, R. 2018, Z. 3, ss. 208-228.
[2] http://www.zapiskihistoryczne.pl/pl/page/zasady-etyczne (dostęp z 29.01.2019 r.).
[3] E. Pryczkowski, Swiónowskô nasza Matinkò. Dzieje parafii i sanktuarium oraz cuda Królowej Kaszub, Banino 2016, s. 5.
[4] List ks. bpa W. Meringa do autora z 18.07.2016 r., w którym napisano m.in.: A książka jest piękna, godna gratulacji i uznania! Jestem za nią wdzięczny i Bogu dziękuję, że natchnął Pana takim książkowym zamiarem.
[5] List ks. prof. J. Walkusza do autora z 2.02.2017 r.
[6] J. Perszon, Kaszubi. Tożsamość. Rodzina, Gdańsk 2015, s. 131.
[7] http://www.zapiskihistoryczne.pl/files/issues/f73b7349d92c90bdbb4fc443b4caa80e_ZH_2018_83-3_12_rec-Szultka_N.pdf, s. 226, (dostęp z 29.01.2019 r.).
[8] D. Cieszyński, Kult Matki Boskiej w Sianowie, praca magisterska napisana na Wydziale Teologicznym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego pod kierunkiem ks. dra Stanisława Człapy, Lublin 1992.
[9] Zob.: E. Pryczkowski, Królowa Kaszub, Sianowo-Banino 2002.
[10] J. Fankidejski, Obrazy cudowne i miejsca w dzisiejszéj Dyecezyi Chełmińskiéj, Pelplin 1880; S. Kujot, Kto założył parafie w dzisiejszej dyecezyi chełmińskiej, Grzybno, 1902; A. Czacharowski, Kopiariusz klasztoru norbertanek w Żukowie, „Zapiski historyczne”, T. XXIII, Toruń 1958; M. Dzięcielski, Dzieje Ziemi Mirachowskiej od XII do XVIII wieku, Gdańsk 2000; W. Szulist, Matka Boska Sianowska - Królowa środkowych Kaszub, „Studia Pelplińskie”, T. XI, Pelplin 1980; H. Mross, Słownik biograficzny kapłanów diecezji chełmińskiej wyświęconych w latach 1821-1920, Pelplin 1995.
[11] M. Miotk, Recepcja kaszubskich przekładów Biblii, Wejherowo-Gniewino 2018.
[12] Chodzi o uroczystość związaną z 200-tną rocznicą urodzin dra Floriana Ceynowy, która odbyła się 15 października 2017 r. Świadkami tej rozmowy byli Ludwik Bach z Rumi oraz moja żona, Elżbieta.
[13] Z ks. M. Miotkiem utrzymujemy kontakt telefoniczny, a także bezpośredni choćby poprzez dosyć częste spotkania w rodzinnej parafii. Ostatnio byliśmy na wspólnej mszy prymicyjnej mojego bratanka, ks. Mateusza Pryczkowskiego, a później na rodzinno-przyjacielskiej biesiadzie. Rozmawialiśmy tam całkiem sporo o różnych sprawach. Było to 19 maja 2018 r.
[14] Relacje świadków, także nagrania, są w moich zbiorach. Osób, które potwierdzają, że słyszały te oskarżenia bezpośrednio z ust ks. M. Miotka jest co najmniej pięć. Niektóre z nich są skłonne powiedzieć o tym pod przysięgą. Wszystko jest w materiałach autora oraz złożonych dla potrzeb Sądu Koleżeńskiego ZKP, gdzie oskarżonym nie jest wcale ks. M. Miotk, tylko trzy inne osoby zapalczywie rozgłaszające m.in. te „sensacje” przed wyborami na prezesa ZKP, które – jak podkreślają – usłyszały je na spotkaniach od „ważnych osób” przygotowujących wybory.
[15] A. Biernacka, Plagiat definicja, rodzaje, odpowiedzialność, „Wiadomości ZAiKS”,nr 15/2016, s. 120-121.
[16] http://www.zapiskihistoryczne.pl/files/issues/f73b7349d92c90bdbb4fc443b4caa80e_ZH_2018_83-3_12_rec-Szultka_N.pdf, s. 223, (dostęp z 29.01.2019 r.).
[17] Zob.: Protokół nr 2/2018 z posiedzenia Rady Naczelnej Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego z dnia 02 czerwca 2018 r. w Luzinie.
[18] Ich nazwiska i relacje są w zbiorach autora.
[19] Szczegółowy opis tych wydarzeń znajduje się w materiałach przekazanych do Sądu Koleżeńskiego ZKP, kopie w zbiorach autora. Wystąpienia na zjeździe tuż przed głosowaniem na prezesa ZKP powinny (muszą) zostać gruntownie zanalizowane. Wówczas wykazane zostaną metody stosowane przez niektórych działaczy związanych z biurem przy ul. Straganiarskiej w Gdańsku podejmowane w celu zdyskredytowania ich ideowych przeciwników. Powinno stać się to przykładem dla przyszłych pokoleń, w jaki sposób nie wolno nigdy postępować w organizacji społecznej.
[20] Owocem tej konferencji jest „Przegląd Zachodniopomorski”, Szczecin 2017, Rocznik XXXII, Z. 3, który otwiera mój artykuł zatytułowany Pochodzenie Kaszubów w świetle badań lingwistycznych i historycznych.
[21] Zob.: G. Labuda, Historia Kaszubów w dziejach Pomorza, Gdańsk 2006, s. 273.
[22] Parczewski A., Swanty Wid. Żywa nazwa w mowie ludu kaszubskiego [w:] Roczniki Towarzystwa Przyjaciół Nauk, T.27, Zeszyt 1/2, Poznań 1900.
[23] Warto też zwrócić uwagę na przepiękne wypowiedzi młodych Kaszubów z różnych okolic (spoza parafii sianowskiej), którzy podkreślają, że jedną z ważnych intencji ich pielgrzymowania do Sianowa jest uproszenie Królowej Kaszub – Patronki Pięknej Miłości o szczęście w małżeństwie. Zob.: Film dokumentalny „Swiónowskô nasza Pani”, real. E. Pryczkowski, 2016, pierwsza emisja w TVP 4.07.2018, kilkakrotnie powtarzany. Zob. także: K. Kankowska-Filipiak, Sanktuarium w Sianowie a tożsamość religijno-kulturowa młodych Kaszubów [w:] Sanktuarium Sianowskie a tożsamość kaszubska, red. E. Pryczkowski, Sianowo-Banino 2018, ss. 98-111.
[24] Kaszubi. Monografia socjologiczna, red. M. Latoszek, Rzeszów 1990; J. Mordawski, Statystyka Ludności Kaszubskiej. Kaszubi u progu XXI wieku, Gdańsk 2005; J.Mordawski, Geografia Kaszub Geògrafia Kaszëb, Gdańsk 2008;
[25] Warto dopowiedzieć, że w organie ZKP „Pomerania” ukazała się pod wymownym tytułem recenzja innego członka ZKP i Instytutu Kaszubskiego, dra Bogusława Brezy, który ani słowem nie wspomina o plagiacie. Mało tego w prywatnym liście o mojej pracy mówi autorytatywnie: Nigdy też nie twierdziłem, ani w mowie ani piśmie, że jest plagiatem!!! Zob.: B. Breza, Nauka i pasja, „Pomerania”, nr 3/2017, ss. 55-58.; List e-mailowy z dn. 26 stycznia 2019 r.
[26] Zupełnie inaczej było już w czasie złotego jubileuszu w 2016 r. W „Pomeranii”, z inicjatywy red. Dariusza Majkowskiego, ukazał się artykuł o sanktuaryjnym kulcie, koronacji i obchodach. Zob.: E. Prëczkòwsczi, Matinka Kaszëbsczi Zemi i Piãkny Miłotë, „Pomerania”, nr 7-8/2016, ss. 37-39. Ponadto ukazało się pełno artykułów w innych pismach, zwłaszcza w „Dzienniku Bałtyckim”. Fotokopie większości z tych tekstów umieszczone są w aneksie do książki, zob.:Sanktuarium Sianowskie a tożsamość kaszubska, red. E. Pryczkowski, Sianowo-Banino 2018, ss. 93-96 oraz 164-176.
[27] Sanktuarium Sianowskie a tożsamość kaszubska, red. E. Pryczkowski, Sianowo-Banino 2018, s. 208.
[28] E. Pryczkowski, Banino. Miszewo. Pępowo. Rębiechowo – dzieje dramatyczne i piękne, Banino 2018, s. 280.