Tyle właśnie lat minęło, od kiedy Witold Bobrowski rozpoczął naukę kaszubskiego na Głodnicy pod Strzepczem. On też wygłosił pierwszy referat, w którym przybliżył tę historię, naznaczoną wielkiem trudem i przeszkodami, ale także ogromnym entuzjazmem i radością z uczynienia czegoś znaczącego dla rodzimego języka.
Kolejne trzy referaty dotyczyły już aktualnych działań wokół tej nauki, zwłaszcza postawy samorządów. Mówił o tym Mateusz Titës Meyer, który w ubiegłym roku przeprowadził osobiste badania, jak wydatkowane są pieniądze z panstwowej subwencji na kaszubski. Zdecydowana większość funduszy przeznaczana jest na inne cele. Według animatora tej nauki Zbigniewa Byczkowskiego, który robił specjalnie obliczenia, jest to realnie 8 % z otrzymywanej przez samorządy subwencji. Doszło do paradoksalnej sytuacji. Otóż jeszcze w latach 90. XX wieku niektórzy obecni wójtowie jawnie przeciwstawiali się nauce rodziomego języka w szkołach. Dziś są oni jego „orędownikami”, wyłącznie dlatego, że jego nauka przynosi spore pieniądze do budżetu. W gruncie rzeczy przyczyniają się do dalszego unicestwienia największego bogactwa kulturowego, jakie zrodziła ta ziemia. Łatwo sobie wyobrazić, jaką przyjęliby postawę, gdyby raptem zabrakło subwencji.
O metodach nauki oraz jej organizowania mówiła prof. Adela Kożyczkowska z Uniwersytetu Gdańskiego. Wskazała na wiele mankamentów, których źródła są różnorakie. Podkreślała, że zwłaszcza politycy chętnie chwalą się, że obecnie około 20 tysięcy dzieci uczy się tego języka. To jednak nie jest żaden wskaźnik efektywności tej nauki. Mówienie o tym jest po prostu kolejnym złem wyrządzanym kaszubszczyźnie.
II Kôrba wzbudziła duże zainteresowanie nauczycieli, którzy chętnie przyjechali, by posłuchać prawdy o tej edukacji, mimo że nikt tym razem nie wydawał im żadnych certyfikatów. Wszyscy pozostali do samego końca.
- Po raz pierwszy ktoś otwarcie powiedział, jak jest, również w kwestii funkcjonowania Etnofilologii Kaszubskiej i innych instytucji odpowiedzialnych za losy tej nauki – podkreślali nauczyciele.
Większość z nich dowiedziała się także dokładnie, jakie fundusze idą na nauczanie, a co mają do dyspozycji jego realizatorzy. Na sumpozjum padło też mnóstwo istotnych spostrzeżeń. Jednym z nich jest fakt, że obecny system dostosowany jest do małych szkół, co w istocie jest złe dla języka, gdyż jego przyszłosć zależy od dużych szkół. Aktualna sytuacja pogłębia stereotypy i przyczynia się do jeszcze szybszego jego zaniku. (jd)