12 maja 2014
Dotarłem do Węgier. Poranna trasa rowerowa przy pięknej pogodzie doprowadziła mnie płaską drogą ok. godz. 11 do Debreczyna, historycznego miasta na dawnym szlaku handlowym. Niestety, z dawnych tradycji handlowych niewiele zostało. Nie mogłem zapłacić w euro za artykuły śniadaniowe, a z wymianą na forinty był duży problem.
Pogoda popsuła się. Zrobiło się zimno. Zaczął padać deszcz. Jadąc i błądząc w strugach deszczu i podczas burzy, dotarłem po ponad 100 km do Miskolca. Ponownie, dobrym schronieniem okazał się dworzec kolejowy. Po burzy świat nabrał ponurego wyglądu. Postanowiłem następnego dnia powrócić do głównej trasy, dojechać do Koszyc na Słowacji.
Tego dnia zaliczyłem 2000 km samotnej drogi powrotnej. Do domu pozostało jeszcze ok. 1000 km – chyba się uda.
13 maja 2014
Przez Węgry przejechałem ok. 250 km i dojechałem do Słowacji. W nocy spałem tylko 3 godziny. Padał deszcz i było zimno. Dużo rozmyślałem o życiu, przeznaczeniu, wskazówkach, których nie otrzymałem na górze Michała Archanioła, ale jednak pokonując kolejne kilometry w stronę domu, realizuję jakiś plan. Myślę, że moja droga przebiegała w tak skomplikowany sposób, żebym nie potraktował pielgrzymki jako atrakcyjnej wycieczki rowerowej z przyjaciółmi, ale przeżył ją głęboko, żebym wzruszeń, których doznałem podczas kanonizacji Jana Pawła II i Jana XXIII nie zapomniał nigdy. Mam też na imię Jan. Pomijając zmienną aurę pogody, jadę spokojnie, podziwiam przyrodę, niczego mi nie brakuje, spotykam przyjaznych ludzi, jestem zdrowy, może trochę zmęczony. Wypoczynek planuję w Polsce.
Wspominam i podziwiam Pielgrzymów, którzy na różne sposoby dotarli na kanonizację, pokonując własne słabości i przeciwności losu. Piotr Kuryło, którego poznałem na Placu Św. Piotra jest przykładem wytrwałości w podjętych działaniach. Pomimo problemów z kolanem, biega długodystansowo i myśli o następnych trasach, które pokona własnymi siłami. Dzięki niemu, pokonując zmęczenie, zdecydowałem się na nocne czuwanie na Placu Św. Piotra, co było wspaniałym przeżyciem duchowym.
Teraz jadąc samotnie, mogę wielokrotnie kontemplować to, czego doznałem.
Wyruszyłem w drogę, gdy jeszcze było ciemno. Nie było to rozważne, ale znowu ktoś nade mną czuwał. Kierowca mijającego mnie TIR’a zatroszczył się o moje bezpieczeństwo i obdarował mnie ochronną kamizelką. Moją kamizelkę zgubiłem gdzieś po drodze.
Rano pogoda poprawiła się. Polska w okolicach Krosna przywitała mnie słońcem i niewielkimi wzniesieniami w porównaniu z dotychczasowymi. Poczułem się swojsko i prawie w domu. Po drodze trafiłem na Duklę, miejscowość, w której znajduje się źródło, nazwane imieniem Św. Jana z Dukli. W tym roku przypada 600 – lecie urodzin tego Świętego. Chyba nieprzypadkowo dotarłem do miejsca poświęconego zakonnikowi, pustelnikowi, Św. Janowi z Dukli, kanonizowanemu przez Jana Pawła II w roku 1997. Korzystając z serwisu www.dukla.bernardyni.pl, przytoczę wypowiedź Jana Pawła II wygłoszoną podczas pobytu w Dukli. Tak oto mówił na temat tego świętego nasz Papież, a jego imiennik: „Zasłynął błogosławiony Jan jako mądry kaznodzieja i gorliwy spowiednik. Tłumnie schodzili się do niego ludzie spragnieni zdrowej Bożej nauki, aby słuchać jego kazań czy też u kratek konfesjonału szukać umocnienia i porady. Zasłynął on jako przewodnik dusz i roztropny doradca wielu ludzi. Zapiski mówią, że pomimo starości i utraty wzroku pracował nieprzerwanie, prosił, by mu odczytywano kazania, aby mógł dalej nauczać. Szedł po omacku do konfesjonału, aby nadal nawracać i prowadzić do Boga.
Świętość błogosławionego Jana wynikała z jego głębokiej wiary.Całe jego życie i gorliwość apostolska, umiłowanie modlitwy i Kościoła, wszystko to było oparte na wierze. Była ona dla niego siłą, dzięki której potrafił wszystko to, co materialne i doczesne odrzucić, by poświęcić się temu, co Boże i duchowe.”
14 maja 2014
Pogoda zmieniła się na deszczową. W strugach deszczu, zmarznięty dotarłem do miejscowości Niedrzwica Duża, koło Lublina, gdzie skorzystałem z gościnności sympatycznej Rodziny Wojtka. Brat Wojtka Mielnika, Grzegorz prowadzi tam piekarnię. Polecam przepyszne wypieki. Rodzina państwa Mielników ugościła mnie po królewsku. Wypocząłem po trudach podróży, grzejąc się ciepłem przyjaźni i życzliwości, zajadając się wyśmienitymi daniami, którymi mnie uraczono. Uzupełniłem zapas węglowodanów, podstawowe menu rowerzysty. Nabrałem siły i energii do dalszej drogi.
Wypoczynek u Rodziny Państwa Mielników wzmocnił mnie fizycznie i duchowo.
15 maja 2014
Dojechałem do Lublina. Tutaj także uczczono kanonizację Jana Pawła II, co uwidaczniają fragmenty jego pism uwidocznione na billboardach zainstalowanych w mieście.
Pogoda nie sprzyjała podróży rowerem, jednak wyjechałem z miasta. Padał deszcz i wiał przeciwny wiatr. Na polnej drodze, którą pojechałem dwukrotnie uszkodziła mi się dętka. Pierwsze uszkodzenie udało mi się zlikwidować. Drugie okazało się trudniejsze w obsłudze. Zapasowa dętka miała grubszy kominek. Jak rozwiercić felgę bez narzędzi? Gdy stałem pod przydrożnym krzyżem na pustkowiu, licząc tylko na cud, zatrzymał się przy mnie pojazd objazdowego kina. Jego kierowca i jednocześnie operator kina okazał się następnym wspaniałym człowiekiem na mojej drodze. Pomógł mi, podwożąc mnie z rowerem do serwisu. Po naprawie, mogłem ruszyć dalej.
16 maja 2014
Noc spędziłem w namiocie, który rozbiłem w leśnym otoczeniu, niedaleko Sokołowa Podlaskiego.
Do godziny 18 – tej dotarłem w okolice Ciechanowa. Deszcz przestał padać, ale nadal było zimno i wietrznie.
17 maja 2014
Wyruszyłem w drogę już o piątej rano. Wszystkie rzeczy były wilgotne. Telefon komórkowy zaczął odmawiać posłuszeństwa – chyba z powodu wilgoci. W tak dużym zawilgoceniu źle się spało, ale na szczęście byłem coraz bliżej domu.
Po drodze zatrzymałem się w Działdowie. Było sennie i smutno.
Dojechałem w okolice Malborka. Namiot rozbiłem na polu, przy stogach siana. Noc zapowiadała się deszczowo.
18 maja 2014
Ostatni dzień samotnej rowerowej podróży minął szybko. Dotarłem do Malborka, a stamtąd do mojego przyjaciela, Wojtka mieszkającego koło Pruszcza Gdańskiego. Wojtek pomógł mi doprowadzić wygląd do stanu pozwalającego na przywitanie z oczekującą mnie koło kościoła Św. Brygidy, Rodziną i Przyjaciółmi. Dzięki mu za to.
Przy kościele Św. Brygidy w Gdańsku spotkałem się z moją Żoną, Mamą, Dziećmi, Wnukami, Przyjaciółmi, także z Ks. Tomaszem i Ks. Wojtkiem, którym zawdzięczam duchowe inspiracje i bardzo praktyczne wskazówki, użyteczne na trasie. Obydwaj księża od lat są organizatorami bliższych i dalszych pielgrzymek rowerowych, w tym corocznej do Częstochowy i do Vadstena.
Na spotkanie przybyli także Zbyszek, Wojtek i Piotr, z którymi pielgrzymowałem na kanonizację, Piotr Kuryło, którego poznałem w Rzymie i wielu współtowarzyszy wypraw rowerowych. Jestem wszystkim przybyłym wdzięczny za wspaniałe przywitanie. Doceniłem to szczególnie po tak długim czasie samotnej wyprawy. Byłem i nadal jestem tym bardzo wzruszony.
W kościele Św. Brygidy podziękowałem Bogu, Michałowi Archaniołowi, moim patronom, Świętym Janom, Św. Janowi Pawłowi II i Św. Janowi XXIII za przewodnictwo duchowe, dar wytrwałości w dążeniu do celu i opiekę podczas tej długiej drogi, za spotkania ze wspaniałymi i życzliwymi ludźmi na trasie, gotowymi pomóc bliźniemu.
W miejscowości Oradea zakończyłem bałkański etap mojej samotnej podróży powrotnej z Rzymu, gdzie brałem udział uroczystościach kanonizacyjnych Jana Pawła II i Jana XXIII.
Dalsza trasa rowerowa wiodła mnie przez
- Węgry: okolice Debreczyna i Miszkolca,
- Słowację: okolice Koszyc,
- Polskę: okolice Krosna, Niedrzwicę Dużą, Lublin, okolice Ciechanowa, Działdowo, okolice Malborka, Gdańsk.
W tej części mojej rowerowej wyprawy przejechałem na rowerze około 1200 km. Na tym etapie pokonywane różnice poziomów nie były największe, ale dużo wytrwałości wymagało ode mnie zmaganie się z przeciwnościami pogody. We znaki dawało się zmęczenie i niewielka ilość snu.
Celem mojej podróży z Włoch przez Bałkany do Polski była samotna pielgrzymka rowerowa.
Dzięki Opatrzności Boskiej, wstawiennictwu Św.Jana Pawła II wszystkie trudności mogłem przezwyciężyć i przebywszy rowerem ponad 5000 km dotrzeć do miejsca, gdzie wyprawa się rozpoczęła, czyli do Kościoła Św. Brygidy, patronki Europy w Gdańsku.