Szlaki turystyczne

Znajdziesz tu informacje na temat miejsc, które są ciekawe do odwiedzenia. Prezentacja wizualizacji i zdjęć oraz opisów szlaków pieszych, rowerowych i Nordic Walking.

poniedziałek, 05 grudzień 2016 22:26

PIELGRZYMKA ROWEROWA Z GDYNI DO LA SALETTE (FRANCJA)

Autor:  Pielgrzymkowa Drużyna Rowerowa
Oceń ten artykuł
(6 głosów)
Sanktuarium w La Salette Sanktuarium w La Salette Urszula i Franek Gurscy

Trasa pielgrzymki rowerowej  z Gdyni do La Salette we Francji od 26 maja do 14 czerwca 2016 wiodła przez  7 krajów i nastepujace miejscowości:

POLSKA

Gdynia - Śliwice   123 km

Śliwice - Rogoźno   168 km                                      Trasa pielgrzymki na podstawie www.google.com/maps

Rogoźno - Głogów  175 km

Głogów - Leśna  129 km

CZECHY

Leśna - Praga   153 km

Praga - Przybram   72 km

NIEMCY

Przybram - Irring k. Passau   168 km

Irring - Altotting  90 km

Altotting Lansberg am Lech   187 km

AUSTRIA

Landsberg - Bergenz  136 km

SZWAJCARIA

Bergenz - Einsiedeln  125 km

Eisiedeln - Airolo  95 km

WŁOCHY

Airolo - Ispra   140 km

Ispra - Oroda   98 km

Oroda - Susa   158 km

Susa - Embrun   88 km

FRANCJA

Embrun - Corps  80 km                                    

Corps - La Salette 22 km

Pielgrzymka trwała 20 dni, z czego 18 dni uczestnicy spędzili na rowerach.

Ekipa pielgrzymów to:

 

1) ks. Mateusz Małek świeżo wyświęcony dnia 25.V.2016 r. (lat 25)
2) małżeństwo Ulka (54 lata) i Franek (57 lat) Gurscy z Gdyni - rodowici Kaszubi
3) Adam Michna (55 lat) i Janek Banacki (56 lat) z okolic Pelplina i Starogardu Gdańskiego - rodowici Kociewiacy
4) Kamila i Jarek Rosiejka - kierowcy i menedżerowie grupy

 

Poznaliśmy się ponad 5 lat temu, na pielgrzymce do Wilna w 2011 roku organizowanej przez ks. Tomka Koszałkę,  potem była pielgrzymka z Sewilli do Santiago de Compostela(2012); w 2013 r. Gdańsk - Częstochowa i dalej do Mariazell w Austrii; w 2014 Gdańsk - Częstochowa i powrót Polską wschodnią,  a rok temu 2015 r, pielgrzymka z Gdańsk-Pelplin do Rzymu.
W tym roku planowaliśmy pielgrzymkę do Fatimy, ale w związku z pracą (wszyscy pracujący zawodowo) wybraliśmy 3 tygodniową trasę  pielgrzymkową po Sanktuariach europejskich do La Salette we Francji. Przejechaliśmy ponad 2200 km przez 7 krajów, odwiedzając parę znanych i mniej znanych sanktuariów. Może za rok uda nam się pojechać do matki Boskiej Fatimskiej w 100 rocznicę objawień.

 

Pielgrzymkowe notatki Urszuli:

 

DZIEŃ 1
W święto Bożego Ciała w dniu 26.05.2016 r.(czwartek) wyruszyła rowerowa pielgrzymka do Francji do Sanktuarium w La Salette.
Pierwszego dnia trasa prowadziła z Wielkiego Kacka w Gdyni do Śliwic. W wyniku opóźnienia spowodowanego kościelnymi uroczystościami pielgrzymi ruszyli z Gdyni dopiero o godzinie 15:00. Było to późno na tak długi odcinek trasy, czyli ok. 123 km  Franek, Ulka i  Ks. Mateusz z Gdańska pozwolili sobie tylko na jeden krótki odpoczynek, posiłek czekoladowy i uzupełnienie wody w Starej Kiszewie. Zziajani dojechali na miejsce do Śliwic koło wieczora, gdzie oczekiwali ich już kolejni pielgrzymi, którzy tego dnia startowali z Pelplina. Franek poganiał grupę, ponieważ jak się okazało GPS był ustawiony na mile i na liczniku zamiast 30 km/h wyświetlały się 17 mil/h. Pierwszy dzień zakończył się zakwasami i ogólnym wyczerpaniem. Na miejscu gościną (m.in. wyśmienitym salami z dziczyzny) uraczył nas ks. proboszcz Andrzej Kos,  rodowity Kaszuba z Wejherowa i zapalony myśliwy. Posiłki i nocleg przygotowała mama proboszcza, która przejęła na
parafii obowiązki Pani domu.

 

Śliwice - przygotowania do drogi

DZIEŃ 2
W dniu 27.05.2016 r.(piątek) trasa wyniosła 168 km i prowadziła na nocleg w Rogoźnie w domku przyparafialnym przy Kościele p.w. Św. Wita. Ksiądz Proboszcz Jarosław i gospodyni uraczyli nas wyśmienitą kolacją co znacznie poprawiło humory po pierwszych wysiłkach pielgrzymkowych. Rogoźno to położone przepięknie miasteczko, nad rzeką, gdzie leniwie płynie czas, który spędzić można np. w kajaku na wodzie, a w centrum pyszne lody.

 

DZIEŃ 3
Trzeciego dnia (sobota) po 175 km drogi pielgrzymka dotarła do Głogowa do nowowybudowanego kościoła - na procesję.
Dzięki uprzejmości księży do dyspozycji mieliśmy dwuosobowe pokoje i ogromną kuchnię. Pod nieobecność księdza proboszcza rozmową zabawiali nas ksiądz rezydent i księża wikariusze. Pomimo, że pogoda dopisywała przez cały dzień, bardzo słoneczny i gorący, nie był to najlepszy dzień dla pielgrzymkowiczów, ponieważ nie każdy miał czas na wcześniejsze treningi a i odparzenia w dziwnych miejscach nie poprawiały samopoczucia.
Z ulgą przyjęliśmy nocleg w wygodnych łóżkach, po wcześniejszej kąpieli w ciepłej wodzie,  rozgrzewającej mięśnie.

 

  

Głogów i okolice

 

DZIEŃ 4
Rano po niedzielnej mszy wyjechaliśmy z Głogowa do miejscowości położonej przy granicy z Czechami- do Leśnej. Mieliśmy przed sobą 129 km i pierwsze wzniesienia. Niestety na małej parafii w tej miejscowości nie było dla nas miejsca, ale na szczęście w "Przystani brata Alberta " każdy może liczyć na wsparcie. Jest to dom dla wielu zbłąkanych dusz i dla nas znalazł się pokój i ciepła strawa. Przystań brata Alberta to schronisko dla bezdomnych, któremu przewodził Pan Jan 
prowadzi własny chów świń i kur, z których dania trafiły na nasz stół. Adam tam naprawiał szprychę przy rowerze.

 

  

 

DZIEŃ 5
Następnego dnia(poniedziałek) rano po mszy i wspaniałym wiejskim śniadaniu pielgrzymka asekurowana przez Pana Jana przekroczyła granicę z Czechami. Jesteśmy bardzo wdzięczni za pomoc członkom Przystani brata Alberta nocleg w ich domu był dla nas niesamowitym przeżyciem. W dobie ciągłej pogoni za pieniędzmi, okazuje się, że są jeszcze miejsca, gdzie można znaleźć ludzi, którzy mało sami mają, a dużo z siebie innym dają. W Czechach dojechaliśmy po 153 km do samego centrum Pragi. W wąskich uliczkach wśród tłumu przechodniów z ledwością zmieściło się auto z przyczepką - nasze zaplecze bagażowo-spożywcze. Ale po odpczepieniu od auta udało się nawet zaparkować. Spaliśmy u Franciszkanów w salce konferencyjnej na parterze a Adam i Jasiu wybrali nocleg w zaciszu piwnicznej auli.

 

DZIEŃ 6
(wtorek)W Czechach od rana padało więc z parasolem w ręku ruszyliśmy w stronę kaplicy na poranną mszę, której przewodniczył czeski Franciszkanin świetnie mówiący po polsku. Po jej zakończeniu zostaliśmy oprowadzeni po salach zakonu i muzeum, gdzie mieliśmy możliwość wysłuchać ciekawych historii miejsc i ludzi, którzy mieli okazję się w tym miejscu znaleźć. Wyjazd z centrum Pragi choć kłopotliwy okazał się łatwiejszy niż dojazd. Tego dnia mieliśmy do przejechania tylko 72 km,  a na trasie dołączył do nas Jarek - drugi kierowca (bardziej doświadczony na trasie, w ciasnych przejazdach, wąskich uliczkach i przepisach drogowych). W Przybram jest na świętej górze Sanktuarium, do którego dojechaliśmy około 15:00. Opis na końcu....Dało nam to możliwość zrobić sobie obiad i na spokojnie się oporządzić. W domu pielgrzyma za 2-osobowe pokoje zapłaciliśmy tylko 2 tys koron i był to nasz pierwszy płatny nocleg. Po południu udaliśmy się na zwiedzanie Sanktuarium, a oprowadził nas ksiądz, który jest z pochodzenia Polakiem.

 

  

 

 
DZIEŃ 7
(środa)Podobno człowiek zmienia się co 7 lat, u nas było podobnie, 7 dnia pogoda zmieniła się niestety nieprzyjaźnie dla nas.
Zaczęło wiać i padać, a dodatkowym utrudnieniem były coraz wyższe wzniesienia i coraz większe zjazdy. Tego dnia mieliśmy dojechać i nocować w Pasawie w Niemczech, ale załamanie pogody i wyczerpanie fizyczne pielgrzymkowiczów nie pozwoliło ekipie w komplecie dojechać do celu. Na przejściu granicznym do auta, oprócz księdza Mateusza, który standardowo, codzień wsiadał wcześniej,  ażeby razem z pojazdem technicznym poszukać noclegu, tym razem dołączyli Urszula i Adam. W Pasawie niespodziewany remont Klasztoru u sióstr pomieszał pierwszy raz szyki noclegowe. W Domu Pielgrzyma recepcja była już nieczynna i zmuszeni zostaliśmy do skorzystania z gościny nieco dziwnego jegomościa, który wszędzie podjeżdżał swoim ewidentnie ukochanym mercedesem, prowadzącego Camping w miejscowości Irring, 10 km od miejsca docelowego. Zaciszne miejsce nad Dunajem i jego dopływami, zielone i ładnie urządzone i wszystko byłoby cudownie gdyby nie

a) cena, która wyniosła koszmarne 250 euro
b) brzydki nie wyremontowany domek z zimną wodą pod prysznicem i kablami na wierzchu
c) zbyt późny dojazd na odpoczynek. Wieczorem po ustaleniu miejsca noclegu

Jarek wyrzucił z auta wszystkie bagaże i kilka siedzeń i pojechał po Jasia i Franka, którzy z rozładowanym GPS-em i praktycznie rozładowanymi telefonami przed deszczem i wiatrem skryli się w napotkanej po drodze, drewnianej, niskiej chatynce. Na szczęście bystre oko naszego głównego kierowcy wypatrzyło nieszczęśników i już po chwili mogli się oni raczyć podgrzaną fasolką przywiezioną jeszcze z Polski ;-)

 

    

 

DZIEŃ 8
02 czerwca 2016 r.(czwartek) jesteśmy jeszcze w Niemczech, aby po 90 km dotrzeć do Sanktuarium w Altotting. Opis na końcu.... W Czechach drogi nie były przygotowane na przyjęcie rowerzystów, więc z pewną ulgą przyjęliśmy zmianę tras na niemieckie. Nocleg mieliśmy w Domu Pielgrzyma (3 pokoje + kuchnia) po 20 EUR od osoby. Zjedliśmy pyszne placki, które upiekła Kamila z Jarkiem. Byli oni niezastąpieni w robieniu zakupów i przygotowaniu posiłków na trasie i po przybyciu na nocleg. Bardzo fajnie było na postoju coś podjeść i wypić kawę. Całe zaplecze: krzesła, stolik, butla z osprzętem,wszelkiego rodzaju przybory, skrzynki z zakupami, torby i pozostałe bagaże jeździły w pożyczonej przyczepce.

 

  

 

DZIEŃ 9
(piątek) Nadal w kraju, w którym jest deszczowo, choć ciepło. Pół dnia padało. Tym razem dojechaliśmy po 187 km, a trochę
podwiezieni do Landberg am Lech przejechaliśmy przez centrum Monachium. Nocleg w salce katechetycznej u księdza katolickiego. Na obiad był "polski obiad" - kotlety + suróweczki. Pomagali wszyscy, czasem sami od siebie, a czasem trochę poganiani przez Ulkę. Jak się ma w ekipie rowerowej jedną rodzynkę kobietę to trzeba się jej słuchać!

 

  

 

DZIEŃ 10
04 czerwca (sobota) jesteśmy już w Austrii po 136 km w Bergenz nad jeziorem Bodeńskim. Gościł nas ksiądz katolicki - Austriak, ale wielojęzyczny,więc zarówno Jasiu po niemiecku, a ks. Mateusz po angielsku dogadywali się bez problemu. Po kawie i poczęstunku gospodyni księdzaproboszcza (a'la Michałowa z "Rancza") zaprowadziła nas do sali przykościelnej, gdzie w ogromnej kuchni  swobodnie się rozgościliśmy.

 

  

 

DZIEŃ 11 i 12
Od 05 do 06 czerwca (niedziela i poniedziałek) byliśmy na terenie Szwajcarii. Rowerami Ulka, ks. Mateusz, Adam zrobiliśmy trochę mniej km niż Jasiu i Franek - 125 km, od 3/4 dnia znów padało i to mocno. Dojechaliśmy do Einsiedeln. Opis na końcu....Na granicy ze Szwajcarią naszych kierowców - Kamilę i Jarka zatrzymali i przyczepili się do ilości mięsa (4 kg) a można 1 kg na osobę wwozić, a to było nasze mięsko na grilla, którego zaplanowaliśmy nad pięknym jeziorem "Sichlsee", ale jednak po tłumaczeniach, puścili ich.
Nocleg w Domu Przyklasztornym w pokoju "Jakubowy szlak" 6 osobowy - duże osobne prysznice i WC. Meble stare, zakonne. Pomimo Zjazdu Biskupów w tym dniu, Opat odpowiedzialny za to miejsce, pozwolił nam pozostać dwie noce, bo to tu właśnie postanowiliśmy zrobić sobie 1 dzień przerwy w jeździe na rowerach, by trochę zwiedzić i zregenerować siły i zrobić przepierkę ciuchów. Zapłaciliśmy 36 franków szwajcarskich za noc. Msza była po niemiecku z akcentem polskim tj. czytanie przez ks. Mateusza.  Drugiego dnia 6 czerwca w dniu urodzin Franka (były lody i naleweczka) i oczywiście intencja na mszy świętej była za Franka.  Zwiedzaliśmy zakon i okolice a o 13:00 był zapowiedziany grill na odkrytej pięknej górze, gdzie zakonnicy albo miejscowe  władze urządziły piękne miejsce z ławkami i stołem, stałym grillem i ułożonym drewnem. To czekało na nas i uratowane mięso, które zjedliśmy z ogromnym apetytem. Było super.

  


    

 

DZIEŃ 13
Dnia 07 czerwca (wtorek) po mszy o 6:30 trzynastego dnia wyjazd w kolejne góry, nadal Szwajcaria, do Airolo (95 km) czeka nas przejazd przez przełęcz św. Gotarda 2106 m.n.p.m. Niestety w związku z remontem w Goschen na serpentynach rowery miały zakaz wjazdu i zmuszeni zostaliśmy do wjazdu autem, a szkoda,ale za to widoki bajońskie, a na samym szczycie śniegu po pas i minusowa temperatura, więc ubrani w kurtki i co kto miał jeszcze ciepłego zjechaliśmy z górki na pazurki z dużą prędkością do samego Airolo.
Przy kościele, do którego prędzej zjechał ks. Mateusz nie było nikogo, ale ni stąd ni z owąd znalazł się "gościu", który zaproponował nocleg w parafialnych, wspólnotowych salkach w prywatnym domu, gdzie była w pełni wyposażona kuchnia i duża salka, więc znów mieliśmy gdzie spać. Znów czuliśmy opiekę boską. Właściciel nic nie chciał za nocleg, ale zostawiliśmy mu 50 franków. Na obiad przepyszne placki ziemniaczane, które piekł Adam na zmianę z Kamilą, a były tak dobre, że szkoda, że się skończyły. Rano msza w tej salce i dalej w drogę. Przekroczyliśmy już ponad 1500 km.

 

  

DZIEŃ 14
14 dnia tj. 08 czerwca (środa) jechaliśmy wokół malowniczego  jeziora Maggiore (przez 60 km), które jest położone na terenie Szwajcarii i Włoch.
Piękne widoki (kawa i lunch przy samej wodzie). Spotkanie naszej rodaczki. Po wjeździe po 140 km do Ispry- Włochy poszliśmy na lody na ryneczku, a potem miła pani (ze wspólnoty tanecznej) dała nam super czekoladki ok. 1 kg, które zjadaliśmy do końca wyprawy.
Druga Pani zawiozła nas na nocleg w Miejskim Ośrodku Kultury i Sportu, gdzie udostępniono nam salkę na dole, kuchnię i łazienkę na piętrze, a tym razem Jasiu ugotował nam makaron z sosem po włosku i było pyszne.
Każdy miał swój kryzysowy dzień: i tak dla ks. Mateusza, był to 3 dzień, dla Adama 6 dzień, kiedy po wjeździe na tory przewrócił się i doznał urazu biodra, a i łokieć był zarysowany i bolący. A dziś Ulkę dogonił kryzys, bo miała bolący kark i powtarzający się co któryś dzień ból kolana.  Jasiu i Franek też mieli swoje gorsze dni, ale w związku z odopowiedzialnością przewodników grupy (dwóch GPS-owców)  nijak nie mogli się skarżyć.

 

  

 

DZIEŃ 15
09 czerwca (czwartek) nadal jedziemy przez Włochy do Sanktuarium w Oropa na wysokość 1109 m.n.p.m. Opis na końcu... Jechaliśmy ponad 9 km pod górę z 1/1 na przerzutkach. Było długo i ciężko, ale wszyscy szczęśliwie wjechaliśmy, ale Oropa przywitała nas obfitym deszczem. Tego dnia zrobiliśmy 98 km. Miejsce przepiękne, ale mało zwiedzających. Dużo pokoi dla gości (komnaty pozostałe po zakonnikach) ale pustych, zdewastowanych. Nocleg w pokojach 2 os. za 38 Eur.
Msza jak zwykle rano i w drogę dalej jeszcze na terenie Włoch i znów przez góry w stronę Francji.

 

  

 

DZIEŃ 16
10 czerwca (piątek) mieliśmy dużo km do Susy (jeszcze Włochy), ale jak przejechaliśmy do miasta, to okazało się, że znów
natrafiliśmy na uroczystości, na którym byli księża u których chcieliśmy szukać noclegu. Więc po 158 km zmęczeni, myśleliśmy, że to już koniec, a tu trzeba szukać campingu i dopiero ok. 20 km za Susą , znaleźliśmy nocleg i pierwszy raz spaliśmy w 2 namiotach za odpłatnością 77 Euro za wszystkich. I oczywiście zlał nas deszcz, więc kolacja była "na prędce"i na zimno. Ale rano przywitało nas słońce, tylko Kamila i Jarek musieli dłużej zostać by spakować wysuszone namioty i inne tobołki.

 

  

 

DZIEŃ 17
11 czerwca (sobota) już wjeżdżamy do Francji, która była strasznie wietrzna - na zasadzie 2 do przodu, 1 do tyłu.
Zamierzony cel do GAP, ale po buncie Adama, a potem Ulki (był jeden dzień w planach w rezerwie na zmianę planów) a do GAP dużo kilometrów, więc grupa postanowiła skrócić drogę i nocleg był znów na campingu (43 euro) w Embrun, w samym centrum miasteczka nad zatoką, po 88 km jazdy. Dużo ludzi na odpoczynku, bo to sobota i jak się okazało było święto zatoki. Ale udało nam się wyspać.  Zjedliśmy fajny obiadek (klopsiki z kartofelkami) - oczywiście ugotowany wspólnymi siłami. Zasadą było, że kto nie gotował obiadku  to potem  zmywał i sprzątał po posiłkach. Mszę mieliśmy wieczorem przy namiotach - tylko my sami.

 

  

 

DZIEŃ 18
Dnia 12 czerwca (niedziela) i znów silny i uporczywy wiatr, który odbierał chęci pedałowania. Po drodze piękne małe miasteczka, których widok trochę dodawał sił i w końcu dojechaliśmy na camping w Corps po 80 km. Większa część drogi była znów pod górę, ale sam camping był przy jeziorze 3 km w dół od Corps. Rano trzeba podjechać w górę, by z Corps wjechać dalej na planowaną drogę do La Salette w odległości 14 km, ale ciągle w górę. Obiadek sos z makaronem i wieczór pełen nostalgii i zadumania, bo jutro ostatni dzień jazdy do celu. W tym miejscu intencję mszalną ofiarowaliśmy za zdrowie Krysi (żony Zbyszka Osowskiego) naszego kompana rowerowego, który ze wzglęgu na chorobę żony nie mógł tym razem z nami pielgrzymować.

 

  

 

DZIEŃ 19
I oto dnia 13 czerwca (poniedziałek) po przejechaniu 22 km - ciężkiej wspinaczki, podobnej do wjazdu do Oropy na wysokość 1800 m.n.p.m. po 3 godzinach jazdy (z prędkością 7-10 km/h) wjechaliśmy do Sanktuarium w La Salette ( opis na końcu )ok. godziny 13:00 i jeszcze tego dnia po tym świętym miejscu oprowadził nas polski Saletyn (jest ich tylko ok. 1000 na całym świecie) i również w Gdańsku na Górkach Wschodnich, pięknie opowiedział historię o dwóch pastuszkach i ich spotkaniu z Najświętszą Panienką. Opis na końcu....Zmęczeni, ale szczęśliwi udaliśmy się na odpoczynek, ale sen nie przychodził, bo organizm chyba już czuł, że jutro nie trzeba wstawać o 5:30 jak codzień. Nocowaliśmy w pokojach 2 os. (35 euro) ale dokupiliśmy również śniadanie i kolację po 13,5 euro. Pod wieczór każdy z nas zdecydował o tzw. "wolnym czasie"i nasi leśnicy (Jasiu i Adam) powędrowali ścieżką widokową, a reszta (bez Franka, bo był na modlitwach) spacer ok. 10 km w dwie strony, zobaczyć górę z drugiej strony przez tzw. słynne tunele.

 

  

 

    

 

 

DZIEŃ 20
14 czerwca (wtorek) po mszy i pożegnaniu się z tak urokliwym miejscem, po śniadaniu trzeba było spakować się i zrobić miejsce w aucie dla nas i na tobołki i rowery przymocować w przyczepce. O godzinie 10:30 wyjechaliśmy w powrotną drogę przez Grenoble (miejsce, gdzie parę lat temu wpadł z 15 m do wody polski autokar z pielgrzymami, wracającymi z La Salette)- teraz jest tam zakaz wjazdu ciężarówek i autokarów, poza tymi ze specjalnymi hamulcami) przez Genewę, Basel, Bernoa potem już Świecko, Poznań, Starogard Gdański gdzie wysiadł Adam, potem w Pelplinie kolejny pasażer Jasiu,  a następnie Gdańsk - Żabianka, gdzie zostawiliśmy ks. Mateusza i już Gdynia, gdzie skończyła się podróż.

 

Fotoreportaż z pielgrzymki Gdynia - La Salette pod adresem:

 

 

http://www.szwajcaria-kaszubska.pl/multimedia/galeria/la-salette


 

 

 

 

 

Czytany 4431 razy Ostatnio zmieniany wtorek, 06 grudzień 2016 22:35

Skomentuj

Komentarz zostanie opublikowany po zatwierdzeniu przez redakcję.


Proszę rozwiązać proste zadanie (blokada antyspamowa):

Skocz do:

Zdjęcie z galerii

Ostatnie komentarze

Gościmy

Odwiedza nas 287 gości oraz 0 użytkowników.

Akademia Kaszubska

szwajcaria-kaszubska.pl