Szlaki turystyczne

Znajdziesz tu informacje na temat miejsc, które są ciekawe do odwiedzenia. Prezentacja wizualizacji i zdjęć oraz opisów szlaków pieszych, rowerowych i Nordic Walking.

piątek, 01 czerwiec 2018 00:00

Ppor. rez. piech. Wojciech Stodulski, dowódca 2 plutonu 3 kompanii IV Kartuskiego Batalionu Obrony Narodowej Relacje z kampanii wrześniowej w Polsce

Autor: 
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Ppor. rez. piech. Wojciech Stodulski, dowódca 2 plutonu 3 kompanii IV Kartuskiego Batalionu Obrony Narodowej

Relacje z kampanii wrześniowej w Polsce

I Moje personalia

Nazwisko i imię: Stodulski Wojciech
Stopień wojskowy: podporucznik rezerwy
Rodzaj broni: piechota
Przydział we wrześniu 1939 r.: Morska Brygada Obrony Narodowej, 3 kompania Baonu Kartuskiego jako dowódca plutonu do 16.IX – od 17.IX. do 18 IX. 1939 dowódca kompanii.
Obecny przydział: Centrum Wyszkolenia Armii Ośrodek Wyszkolenia Piechoty
Data spisania relacji: 6 grudnia 1945 r.

II A Mobilizacja

Baon Kartuski ON należący do Morskiej Brygady ON otrzymał w dniu mobilizacji nazwę 4 Baonu. Składał on się z trzech kompanii plus kompania ckm oraz kilka działek ppanc.

Dowódcami baonu byli:
1) do 5 IX 39 kpt. Mordawski
2) od 5 IX 39 do 16 IX 39 mjr Hochfeld
3) od 17 do 19 Ix 39 kpt. Wasilewski


Dowódcy kompanii:
dowódca kompanii 1 kpt. Wasilewski
dowódca kompanii 2 kpt. Pikuła
dowódca kompanii 3 kpt. Grajski.

Wszyscy trzej wymienieni kapitanowie byli na swych stanowiskach do 16 IX 39 tj. do chwili kiedy dowódca baonu i dwaj ostatni kapitanowie odeszli do szpitala jako ranni. Od 17 IX 39 pełnił obowiązki dowódcy baonu kpt. Wasilewski, a dowódcami kompanii byli podporucznicy.
Dowódcy kompanii ckm nie przypominam nazwiska.
Stan kompanii wynosił około 200 żołnierzy łącznie z kadrą oficerską i podoficerską.
Żołnierze uzbrojeni byli prawie w nowe kb., kadra w wisy. W każdej drużynie był ckm, a na pluton przydzielone 2 ckm i jedno działko ppanc. Co do artylerii to nie orientuję się, gdyż przydzielano ją zależnie od naporu przeciwnika.
Mobilizacja rozpoczęła się 24 sierpnia 39 r. w Kartuzach i odbyła się dość szybko – żołnierze z powiatu stawili się w ciągu kilku godzin – uzupełnienia nadeszły z innych powiatów w takim czasie iż w ciągu 24 godzin baon był zdolny wyruszyć w pole.
Stan moralny i fizyczny zmobilizowanego oddziału był dobry. Baon należał przed wojną i w czasie wojny do Morskiej Brygady ON.
B. Działania wojenne

Jako dowódca plutonu 2 otrzymałem w dniu 31 sierpnia 39 r. o godz. 23 rozkaz od dowódcy kompanii wyruszenia z plutonem w teren na uprzednio przygotowane stanowiska w odległości około 8 km od miejscowości Kartuzy na zachód, między wioską Łapalice a Garczem, rozkaz otrzymałem z miejscowości Cegielnia. Miałem zamknąć cieśninę, szerokości około kilometra, między jeziorami Łapalickim a Kłodnem i trzymać ów teren aż do dalszego rozkazu. Nieprzyjaciel spodziewany był od miejscowości Sierakowice.
Pluton 1, którego dowódcą był por. Perkowski, zamykał cieśninę w lewo od mego plutonu między jeziorami Kłodnem a jeziorem Białym oraz jeziorami Białym a Raduńskim.
Pluton 3 naszej kompanii 3 początkowo był w odwodzie poza moim plutonem – dowodził nim (o ile dobrze przypominam sobie jego nazwisko) ppor. Nagaj, który w dniu 1 ewentualnie 2 IX 39 wysłany był z plutonem poza Kartuzy w okolice miejscowości Żukowo w kierunku na Gdańsk.
Głębiej w lewo od naszego plutonu 2 znajdowała się kompania 1 w kierunku jezior Raduńskiego i Ostrzyckiego oraz w kierunku szosy prowadzącej z Kartuz do Kościerzyny.
Kompania 2 zajmowała teren w prawo od mego plutonu 2 poza jeziorem Łapalickim.
W dniu 3 ewentualnie 4 IX 39 (walki trwały już od 1 IX 39) Niemcy uderzyli dość silnie od strony Gdańska i z Zachodu. Po dość ciężkich walkach zmuszona była wycofać się kompania 1 jak również załamał się pluton 1 mej kompanii; pluton 3 walczący pod Żukowem został prawie cały rozbity:
dowódca ranny, wiele żołnierzy rannych i zabitych – do kompanii dołączyło tylko 10 żołnierzy.
Co działo się na odcinku kompanii 2 w tym czasie nie przypominam sobie.
Pluton mój trwał dalej na stanowisku, nieprzyjaciel nie nacierał, gdyż odcinek, który miałem bronić był dość silnie umocniony (były dobre rowy strzeleckie, poza rowami druty kolczaste, w niektórych miejscach rowy przeciwczołgowe, szosa zatarasowana kłodami drzew).
W skład mojego plutonu wchodzili żołnierze z okolicznych wiosek, a mała garstka rekrutowała się spoza powiatu. Duch, chęć do walki i wiara w zwycięstwo cechowała moich żołnierzy w pierwszych dniach września. Cały pluton, przed figurą stojącą obok szosy tuż przy naszych okopach, ślubował Bogu, że nie opuści tej ziemi dopóki żyw będzie.
Tymczasem jak piorun z jasnego nieba spada cios na pełen zapału do walki żołnierzy, cios w postaci rozkazu brzmiącego: „wycofać się natychmiast z plutonem do miejscowości Cegielnia”.
Nie miał winy dowódca kompanii ani dowódca baonu. German parł silnie z zachodu i od strony Gdańska – droga odwrotu do macierzystych oddziałów walczących pod Wejherowem i Gdynią ścieśniała się z każdą godziną, trzeba było wycofywać się i to „natychmiast” – było to 4 IX 39 koło godz. 16.
W miejscowości Cegielnia, w małym lasku bukowym przy szosie, zatrzymuję pluton na chwilę, dopóki nie nadejdzie pluton 1. Po kilku minutach zameldował się dowódcy kompanii por. Perkowski i jego pluton dołączył do mojego. W ślad za nim podążył nieprzyjaciel – wkrótce też otworzył ogień. Pobiegłem do dowódcy kompanii i mówię: panie kapitanie róbmy przeciwuderzenie. W odpowiedzi na to rzecze kapitan „nie ma czasu na przeciwuderzenie, droga odwrotu zamyka się przed nami, dwa ckm na wzgórze, które mają powstrzymywać nieprzyjaciela, reszta wycofywać się.
Na wskazanym wzgórzu zagrały nasze karabiny, pluton 1, a za nim mój drugi wycofują się, sam żegnam się z żoną i trojga dziećmi stojącymi przed chatą gospodarczą Skrzypkowskiego.
Ból wielki przeszył me serce! Zacisnąłem zęby by nie zalać się łzami, ścisnąłem rewolwer i pomaszerowałem tam z plutonem, gdzie nakazywał mi rozkaz.
O zmroku kompania nasza połączyła się z kompaniami 1 i 2, nad ranem 5 IX 39 cały baon połączył się z naszymi oddziałami walczącymi pod Wejherowem.
W dniu 6 września 39 o świtaniu zajęliśmy stanowiska na wzgórzach wzdłuż lizjery lasu około 500 m od szosy wiodącej przez wieś Kamień i Szemud w kierunku na północny zachód, luzując pewien baon, którego nazwy nie przypominam sobie.
Pluton mój zajmował stanowiska na trzech wzgórzach przy lesie w lewo od miejscowości Kamień. W godzinach południowych padły pierwsze strzały od mej czujki wystawionej poza dwoma zabudowaniami gospodarskimi, które się znajdowały jakie 100 m od drużyny 1. Wystawienie tej czujki było konieczne ze względu na to, że świerki rosnące przed zabudowaniami przy zagrodzie uniemożliwiały wgląd w teren. Po krótkiej strzelaninie czujka wycofała się pod naporem nieprzyjaciela, lecz zamiast trzech żołnierzy, powróciło tylko dwóch – jeden poległ. Żal mi tego żołnierza, ponieważ był jednym z najlepszych. Pochodził ze wsi Garcz, pow. kartuskiego, nazwiska już dobrze nie pamiętam, wydaje mi się, że nazywał się Marszal Józef, rodowity Kaszuba. On pierwszy zgłaszał się, na ochotnika idąc wszędzie, gdzie groziło największe niebezpieczeństwo.
Po wycofaniu się czujki zajęli Niemcy, te wspomniane zagrody – wywiązała się walka, która trwała do nocy. Początkowo miałem pewne trudności z opanowaniem ognia, lecz po pewnym czasie udało mi się uregulować go tak, że żołnierz strzelał tam, gdzie ukazał mu się cel. Na noc opuścili Niemcy zabudowania, ucichły zatem strzały, żołnierz troszeczkę odetchnął.
W dniu 7 września koło godz. 10 przed południem ukazała się na szosie tankietka a za nią motocyklista, jadąc dość dużą szybkością w kierunku na Szemud. Byłem pewny, że niebawem powrócą, gdyż uważałem ich za zwykły zmotoryzowany patrol.
Odległość od szosy do naszych rowów wynosić mogła 500 do 600 m. Postanowiłem zestrzelić motocyklistę, gdyż na tankietkę nie miałem amunicji przeciwpancernej. W tym celu wydałem rozkaz obsłudze broni maszynowej w drużynie 1 i 2, aby z chwilą, gdy ukaże się motocyklista ze wsi Kamień otwarli ogień, celując między wskazane przeze mnie dwa drzewa, rosnące obok szosy.
Długo nie czekaliśmy, gdyż niebawem wyjechała tankietka, a za nią motocyklista. Chłopcy moi otwarli na mój rozkaz ogień – w zaporę ogniową wpadł German i runął na ziemię. Widząc to żołnierze, przerwali ogień i pięciu zgłosiło się natychmiast do mnie, aby zezwolić im iść po motor. Widząc, że tankietka oddaliła się precz – zezwoliłem im na to. Po kilku minutach, chłopcy z radością pchali maszynę przez pola ku naszym rowom.
Po tym mieliśmy może z godzinę spokoju i wreszcie odezwały się działa niemieckie. Padały pociski jeden za drugim, ale jakie 50 m w tył za okopy w las. Jeden pocisk upadł tuż przy rowie drużyny 1, drugi kilka metrów obok rkm drużyny 3, odległej ode mnie o 300 m. Obsługa rkm została przy życiu ale pierzchła w pobliski lasek. Widząc to pobiegłem tam i nakazałem trwać dalej przy tej broni, która spełniała ważne zadanie, plując ogniem na flankę nieprzyjaciela. Po godzinnym ogniu artyleryjskim rozpoczęli Niemcy natarcie całą kompanią, kierując gros uderzenia na wspomniane już wyżej dwa zabudowania. Nie mając dobrej obserwacji, dałem rozkaz mojemu obserwatorowi, by wszedł na rosnący na lizjerze potężny buk. Przez dwie godziny trwał obserwator na drzewie, podając mi wszelkie poruszenia nieprzyjaciela, szczególnie jego broni maszynowej. Trwała walka zażarta, aż wreszcie zabrakło sił nieprzyjacielowi, wybita została obsługa jego przy broni maszynowej, dużo padło z nacierających Szwabów. Koło godz. 15 nastąpił paniczny odwrót przeciwnika. Chłopcy moi ścigali ogniem uciekających germańców, zacierając ręce z radości.
Wieczorem Niemcy zajęli znowu te zabudowania stojące 100 m od nas. O godz. 22 otrzymuję rozkaz od kpt. Wasilewskiego, który był wieczoru tego dowódcą wypadu, by zająć zagrody. Podszedłem dość blisko z plutonem – nieprzyjaciel otworzył ogień z kb – zarzuciliśmy ich granatami pierzchli niebawem – domy zdobyliśmy. Niedługo po tym otwarli Niemcy silny ogień z broni maszynowej oświetlając zagrody rakietami wycofaliśmy się szczęśliwie wszyscy do rowu i po chwili wytchnienia znowu wypad pomyślny. Domki trzy razy przechodziły z rąk do rąk, aż wreszcie zostaliśmy my gospodarzami. Nad ranem żołnierz mógł zaznać chwilkę spokoju.
W dniu 8 IX 39 prawie do zmroku była cisza na naszym odcinku. Po południu otrzymałem rozkaz od dowódcy kompanii kpt. Grajskiego, że mam się przesunąć z plutonem w lewo o jakieś 600 m. i na wskazanych wzgórzach zająć stanowiska, a na moje miejsce przyjedzie pluton 1. Uczyniłem to o zmroku. Z chwilą gdy żołnierze moi okopali się, nieprzyjaciel zaczął nacierać, ziejąc ogniem z broni maszynowej. Koło północy zastaliśmy w małym kociołku, odstrzeliwując się na wszystkie strony. Koło godz. 2 w nocy dotarł sprytny goniec, plut. Plichta Antoni, z rozkazem od dowódcy kompanii, że natychmiast mam się wycofać na umówione miejsce. Pod osłoną mglistej nocy wycofuję pojedynczo żołnierzy od lasu na wskazane miejsce, a reszta broni się, po godzinie i tym ostatnim ze mną na czele udało się wymknąć z pierścienia szwabskiego. O świtaniu połączyliśmy się z dowódcą kompanii, który będąc przy plutonie 1 zmuszony był wcześniej wycofać się, bo npl. przebiwszy się przez kompanię 2 zachodził z tyłu.
Był to już dzień 9 IX 39 – zajęliśmy stanowiska w lesie obok brukowanej szosy, prowadzącej na Rumię – Zagórze. Tam trwaliśmy do 11 IX 39 do godz. może 12. Należy tu nadmienić, że 9 IX przed wieczorem kompania czy baon, już dobrze nie pamiętam, składający się z samych marynarzy wyszedł do natarcia, ale natarcie to załamało się z poważnymi stratami dla nas. Artyleria strzelała prawie bez przerwy w dzień i w nocy na nasze pozycje. 11 IX w godz. południowych nieprzyjaciel rozpoczął natarcie, siejąc gęstym ogniem z broni maszynowej. Na rozkaz dowódcy kompanii wycofałem się z plutonem i w połączeniu z plutonem 1 i całym baonem odmaszerowaliśmy pod Gdynię.
W dniu 12 IX 39 w godz. południowych brał cały nasz baon udział w natarciu na Rumię. Podstawą wyjściową mojego plutonu był majątek Janowo. Zajęliśmy prawie całą Rumię, lecz później zasypani silnym ogniem nieprzyjaciela. Cały baon zmuszony był do odwrotu. Porucznik Perkowski dowódca plutonu 1 został ranny, kilku żołnierzy naszych zabitych i kilku rannych .
Nocą Niemcy zapalili kilka domów oświetlając tym przedpole. Na polach przed majątkiem Janowo trwała na posterunku nasza kompania, w lewo od nas reszta kompanii baonu. Nieprzyjaciel przez całą niemal noc zionął ogniem artyleryjskim.
W dniu 13 wieczorem zajęliśmy stanowiska na polach niedaleko Babiego Dołu, jadąc z Babiego Dołu do Gdyni, po lewej stronie szosy. Tu zginął z mego plutonu żołnierz od pocisku artyleryjskiego.
Z 15 na 16 września całym baonem zrobiliśmy wypad na Szwabów leżących poza miejscowością Kosakowo. Wypad ten nie udał nam się.
16 po południu Baon nasz rozlokował się na krótki odpoczynek w lesie koło miejscowości Suchy Dwór.
Ostrzeliwali nas tam silnie lotnicy, a gdy ci odlecieli grały szwabskie działa przez całą noc. W Suchym Dworze zostali ranni od bomby lotniczej: mjr Hochfeld, kpt. Pikuła, kpt. Grajski, oraz dużo zostało zabitych żołnierzy naszych i wiele rannych. Dowódcą baonu został teraz kpt. Wasilewski, a dowódcami kompanii młodzi oficerowie.
W dniu 17 września o świtaniu zacząłem organizować kompanię 3. Z całej kompanii do dnia tego zostało mi ponad 30 żołnierzy. Na rozkaz dowódcy baonu kpt. Wasilewskiego zająłem z tymi niedobitkami stanowiska obok miejscowości Młyn Kaina na lewo od szosy prowadzącej do miejscowości Kosakowo. Z porozbijanych taborzystów i innych rozproszonych oddziałów przysłano mi 24 żołnierzy z podchorążym Lewandowskim (nie wiem czy dobrze przypominam sobie jego nazwisko) na czele. Po tym jakiś kpr. czy plut. przyprowadził mi znowu 24 łazików, sam już nie wiem, z jakich rekrutowali się oddziałów. Z tych oto żołnierzy utworzyłem kompanię, rozmieszczając ją początkowo w jednym rzucie w lewo od szosy. Z tyłu za nami przy szosie stały zamaskowane 2 działa, które doskonale raziły przeciwnika. On szukając tych dział macał swym ogniem artyleryjskim w koło nas i po nas. Za Kosakowem mjr Zaucha trzymał się jeszcze dość silnie. Po prawej stronie szosy za Młynem Kaina znajdowały się dwie szczupłe nasze kompanie i wycieńczone tak, jak my.
Na lewo od mej kompanii była kompania ochotnicza pod dowództwem kpt. Kubarskiego.
Na rozkaz pułkownika Dąbka pluton, którym dowodził wspomniany podoficer, wysłałem na wzgórze odległe od nas około 300 m – trudno zatem było mi go utrzymać w garści.
W dniu 18 IX 39 w godz. popołudniowych kompania ochotnicza poddała się, uszedł tylko z garstką żołnierzy kpt. Kubarski. Lewe moje skrzydło kompanii zostało odsłonięte. Za przykładem tamtych białe chorągiewki wywiesił pluton lewoskrzydłowy oraz wysunięty naprzód o 300 m pluton drugi. Zastałem przy plutonie 1, macierzystym, broniąc się do ostatka.
W najkrytyczniejszym momencie i w największym nasileniu ognia nieprzyjaciela na rozkaz dowódcy baonu wycofuję się z plutonem tam, gdzie są nasze jeszcze 2 kompanie. Wycofanie się było konieczne bo nieprzyjaciel zachodził już z tyłu, z boku i z przodu. W czasie wycofywania zastałem ranny w lewe udo od pocisku armatniego. Od pocisku tego został ranny również mój szef i 2 żołnierzy. Dwa działa umilkły z powodu braku amunicji. Pada pocisk na wóz taborowy, zabija kilku żołnierzy, którzy schronili się w zagrodzie.
Sam będąc poważnie ranny kieruję dalszym odwrotem plutonu i docieram do okopu dowódcy baonu, który każe dwom żołnierzom odprowadzić mnie do szpitala Babi Dół.
19 IX 39 r. Niemcy artylerią okrętową ostrzeliwali szpital. Zabity został lekarz i wiele rannych żołnierzy. Około godz. 13 zajęli Niemcy szpital. Pułkownik Dąbek w lasku koło szpitala przeszył nić swego żywota kulą z rewolweru – ucichły strzały w obronie wybrzeża – bronił się jeszcze Hel.

 

Źródło:
Polish Institute and Sikorski Museum London,

Czytany 1566 razy
Norbert Maczulis

Zapraszam na stronę portalu Szwajcaria-Kaszubska.pl gdzie można przeczytać moje publikacje.

Dyrektor Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach (do 30 kwietnia 2015), Norbert Maczulis

Mój profil na fb.com/norbert.maczulis

Skomentuj

Komentarz zostanie opublikowany po zatwierdzeniu przez redakcję.


Proszę rozwiązać proste zadanie (blokada antyspamowa):

Skocz do:

Polecamy

Gościniec Kaszubski
( / Baza noclegowa)

Zdjęcie z galerii

Ostatnie komentarze

Gościmy

Odwiedza nas 171 gości oraz 0 użytkowników.

Akademia Kaszubska

szwajcaria-kaszubska.pl