Szlaki turystyczne

Znajdziesz tu informacje na temat miejsc, które są ciekawe do odwiedzenia. Prezentacja wizualizacji i zdjęć oraz opisów szlaków pieszych, rowerowych i Nordic Walking.

Ze słownika Polsko-Kaszubskiego:lista | lësta (sł. Eugenisz Gołąbek)
środa, 02 październik 2013 10:36

Franciszka Tredera anegdoty o tabace

Autor: 
Oceń ten artykuł
(3 głosów)

   Od wielu, wielu lat w Muzeum Kaszubskim im. Franciszka Tredera w Kartuzach panuje zwyczaj częstowania gości tabaką. Zapoczątkowany został przez Franciszka Tredera i Franciszka Brzezińskiego.

   W aktach zachowały się niektóre teksty Franciszka Tredera spisane zapewne w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku (F. Treder, Tabaka, laski, kleki, sygn. Z. 58/21).

   Postanowiłem więc je przypomnieć, a może nawet również opublikować. Bo nie jestem pewien, że były już kiedyś opublikowane. Treder bowiem pisał, pisał wiele, ale pamiętajmy, że był to czas cenzury i nie wszystko, co wyszło spod pióra, można było publikować. Można było sobie pisać, ale - jak mawiał mój Profesor Andrzej Czarnik – do szuflady, z której wiele materiałów nigdy nie ujrzało światła dziennego. Potem zaginęły one  bezpowrotnie. A szkoda, wielka szkoda dla nauki polskiej, kaszubskiej, bo kiedyś ludzie też byli mądrzy, by nie powiedzieć, że mądrzejsi od nas. Niejedni pewnie tak, ale żyli w takich czasach…, w których nie było dla nich przyszłości.

   A wybawieniem była śmierć, na którą nie każdy się decydował. Tylko Bohater – Żołnierz Wyklęty. A przecież nie każdy nim był czy jest. Ale potrzeba też było ludzi żyjących, którzy mieli zmienić tą tragiczną rzeczywistość. I zmienili ją, po wielu latach bezprawia. Dlatego też pamiętajmy wszyscy o naszych Bohaterach.

 

 1 marca… każdego roku.

   Dzień Żołnierzy Wyklętych (czytaj Bohaterów) ustanowiony decyzją Pana Prezydenta RP prof. Lecha Kaczyńskiego, który notabene zdążył też zwiedzić Muzeum Kaszubskie w Kartuzach, dwa miesiące przed śmiercią – 10 lutego 2010 r..

   I osobiście z wielką dumą witałem Go na progu naszego skromnego Muzeum. A miałem tak wielką satysfakcję, że nie zapomnę jej do śmierci. Jak napisał później Jego następca, nie każdy łączy się w … szczególnie po tak nagłej, tragicznej śmierci naszego Prezydenta.

   Nie wszyscy wiedzą o cenzurze, aby nie powiedzieć, że o tym nie pamiętają. Więc chcę przypomnieć. Osobiście pamiętam, kiedy napisałem swój pierwszy artykuł o armii niemieckiej – Reichswehrze - do „Przeglądu Zachodniopomorskiego” Uniwersytetu Szczecińskiego (nowopowstałego w 1982 r.). Wówczas proszono mnie o przesłanie tekstu w dwóch egzemplarzach, jeden dla redakcji, drugi dla cenzora. O zgrozo!

   Kilkanaście tygodni temu otrzymałem z Warszawy z Ośrodka „Karta” ich wydawnictwo „Karta” nr 68 z 2011 r., w którym znajduje się artykuł Macieja J. Drygasa, Perlustracja, ss. 88 – 125. Polecam go zaciekłym, gorliwym zwolennikom komuny, ale przede wszystkim ich przeciwnikom. Abym nie był gołosłowny zacytuję tylko jeden z listów podanego przez Autora tekstu. Ale jak ważny… a napisany w Warszawie w dniu 26 listopada 1976 r., s. 120. Nie wiem jaka była odpowiedź i efekt tego pisma, jaki był też skutek (podejrzewam, że żaden), ale treść jest przednia i warta przeczytania (cytuję):

   „Jan Szczepański (socjolog, poseł na Sejm PRL, członek Zarządu Głównego Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej) w liście do Stanisława Kowalczyka (ministra spraw wewnętrznych):

Wielce Szanowny Panie Ministrze,

   Sporo moich listów przychodzących do mnie z zagranicy nadchodzi albo w folii, albo z napisem: „przesyłka nadeszła z zagranicy w stanie uszkodzonym”.

   Jestem oczywiście bardzo wdzięczny za taką troskę o moją korespondencję, ale uważam ją jednak za zbyteczną. O wszystkich moich kontaktach z zagranicą i o wszystkich sprawach przeze mnie za granicą załatwianych czy prowadzonych systematycznie informuję właściwe władze w kraju i bez zezwolenia właściwych władz nie prowadzę żadnej działalności.

   Sądzę, że po trzydziestu kilku latach mojej służby publicznej władze mogły wyrobić sobie pogląd na charakter mojej działalności. Oczywiście rozumiem, że ktoś musi otrzymywać pensję za troskę o korespondencję zagraniczną obywateli PRL – ale można by dokonać pewnej oszczędności, wyłączając moją korespondencję z zakresu tej troski”.

   Tyle i aż tyle miał do powiedzenia poseł PRL prawie 40 lat temu. A jak jest dzisiaj?

   Na pewno inaczej. Ale czy lepiej czy znacznie lepiej? Na to pytanie każdy może sobie sam dać odpowiedź. I będzie ona jedynie słuszna. Ale dzisiaj jest demokracja, więc każdy będzie miał rację, oczywiście swoją rację…

   I niech tak zostanie, bo przecież dzisiaj każdy wszystko wie najlepiej…

   Jak pamiętam, od lat Franciszek Brzeziński w Muzeum Kaszubskim opowiadał zawsze gościom o tabace. A ci słuchali jak kazania księdza w kościele:

   Zamaszyście podniósł tabakierkę i mówił:

„Tabaka to boskie ziele,

zażywa ją chłop i ksiądz w kościele,

kto wierzy w Boga,

niech zażyje z mego roga.

Chcemy le so zażyc”.

I zażywał razem z gośćmi.

   Ale różnie to bywało. Zależy skąd przybywali. Z jakich stron kraju i świata.

   Zażywali i kichali, albo nie kichali, ale ubaw był przedni. Bo kto kichnął to „wygrywał milion złotych w totolotka”… A kto nie kichnął, to – Franciszek dopowiadał po cichu:  „zapomniałem powiedzieć, że kto lubi alkohol, ten nie kicha”. I wtedy faktycznie była kicha… i kupa śmiechu. Bo przecież nikt się nie chciał przyznać do tradycyjnego spożywania… trunków…

  

                                                                          

                                                                           Norbert Maczulis

   A Franciszek Treder pisał swego czasu:

   Zwyczaj zażywania tabaki był swego czasu bardzo rozpowszechniony na Kaszubach. Należało po prostu do dobrego tonu zażyć sobie – i innych częstować tabaką. Powiedzenie Guciowego Macka: „chcemy le so zażyc” stanowiło wstęp do każdej towarzyskiej rozmowy.

   Tabakę zażywało się przy każdej okazji: przed spaniem, po wyspaniu, przed pracą, po pracy, a nawet w kościele zwłaszcza, jeżeli zbyt długie modły dręczyły sennością i znużeniem. Tabaka bowiem orzeźwia umysł, dodaje sił i odpędza znużenie. Powołując się na dostojną tradycję chłopi podają z powagą, że i Kościuszko tabaczył, Sobieski i Napoleon!

   Jak podaje legenda, chłopi częstowali Napoleona w czasie jego pobytu na Kaszubach; Kościuszko rzekomo dużo zażywał przed bitwą. I dlatego wygrywał boje.

   Jednak początek zwyczaju zażywania wywodzi się właśnie z pomysłowości kobiecej. Jak podają kroniki, jakaś królowa francuska zastosowała po raz pierwszy „wąchanie tabaki tartej” przeciw bólom głowy, a ponieważ wąchanie niewiele różni się od zażywania, pomysł królowej przerodził się wkrótce w nawyk.

   (Tekst wykreślony przez kogoś, ale go napiszę)

   Nie jest też tajemnicą dla nikogo na Kaszubach, że tow. Gomułka posiada róg do tabaki. Prawdziwy róg z najlepszego bursztynu przekazano mu za pośrednictwem tow. Kliszko. Szepce się też, że nasz przewodniczący Powiatowej Rady Narodowej również zażywa (ale tak po cichu, ażeby się żona nie dowiedziała). Dlatego też nigdy się nie unosi, nie irytuje i  mówi do rzeczy.

   Zażywanie tego narkotyku odnawia się osobom nie w pełni godnym takiego poczęstunku, przede wszystkim „gołkom”, tj. bezwąsym. No i kobietom. I to przede wszystkim dlatego – jak mówią – że kobiety nie mają nosa do tabaki – no i wąsów. Tabaka nie miałaby się na czym zatrzymać.

   Zażywanie tabaki zajmuje pozycję honorową nawet w zwyczajach ludowych. Może to i żart, ale tak mówiło się np. w rodzinach robotników dworskich, że w podziale spadku po rodzicach przedmioty związane z zażywaniem wyróżniano szczególnie.

   Jak mówi stara piosenka o Marcinie, jeden z synów odziedziczył po ojcu „burkę”, drugi skorznie, trzeci czapkę baranią, syn najstarszy, najgodniejszy – donicę, tabacznik i tabakierkę, a najstarsza córka – czepiec po matce. Zresztą ze spadku po robotniku dworskim chyba niewiele więcej pozostało do podziału. O zarobkach robotników dworskich mówiło się np., że „za jedno zażecy, udzielone łaskawie z tabakierki jegomości – pana, trzeba było dzień bulwe wybierać we dworze”.

   Szczególnie wymowne są również różnego rodzaju żartobliwe anegdoty i dowcipy o tabace. Mówi się np., że po tabace żyje się długo – aż do śmierci. Tabaka rzekomo dobrze działa na wzrok. „Tak wyklaruje ci oczy, żebyś przez deskę przejrzał, oczywiście gdyby ona dziurę miała”. Jest jednym z najlepszych środków przeciw katarom: działa jak byś kominiarza wpuścił do nosa!

   Inni twierdzą, że tabaka to przyprawa chłopska. Chłop bez tabaki psuje się łatwo, jak ryba bez soli. Na mężczyznę „niezaprawionego” tabaką mówi się „laik”, tj. istota męska rodzaju nijakiego. Taki to cuchnie rzekomo, czuć go kozłem.

   Mówią też, że z pomocą tabaki poluje się na zające. A robi się to w ten sposób, że w lesie na kamieniu usypuje się gromadkę tabaki. Zając chętnie korzysta z takiego poczęstunku, ale skutek oczywiście będzie ten, że jeżeli nie zakicha się na śmierć, uderzy noskiem o kamień i zabije się na miejscu. Radzi się jednak, ażeby zbyt głośno nie mówić o tym wynalazku. Bo to kłusownictwo, za które grozi kara.

   Toteż mając na uwadze tego rodzaju skutki zażywania tabaki poleca się początkującym, ażeby w czasie zażywania nie stali zbyt blisko ściany. Można by się narazić na wypadek, jaki przydarza się zającom.

   Powiedzonko „ciemny jak tabaka w rogu” ma również swoją wymowę.

  

   A oto inna anegdota na temat tabaki na tle rzekomo prawdziwego zdarzenia.

  

   Chłop poszedł do lasu, żeby ukraść drzewa na opał: odciął gruby pień, no i próbował założyć go na plecy. Próbował raz, drugi, trzeci, ale nie mógł dać rady. Aż tu wyciągnął tabakierkę z kieszeni i zażył sobie tak „belno” (dużo, silnie – N. M.) i w mig zarzucił kłodę na barki.

   Wtedy odezwał się leśniczy, który w ukryciu obserwował złodzieja.   

   Wiesz - powiedział leśniczy – nie podam ciebie do ukarania, ale powiedz mi, co masz w tym pudełku i na czym to polega, że tak nagle zdobyłeś się na taki ogromny wysiłek. Powiem ci, o co mi chodzi.

   Oto, mam żonę – mówię ci – istną herodbabę. Przyznam się, to ona u nas „bukse” (spodnie – N. M.) nosi. A raz po raz urządza mi nawet przepierkę. Nie mogę jej dać rady.

   Chłop, oczywiście nie dał się długo prosić, odstąpił leśniczemu róg i tabakę.

   I faktycznie leśniczy zdobył górę w rodzinie. Gdy doszło do konfliktu, zażył sobie, kichnął, aż ściany zadrżały i bez wielkiego wysiłku poskromił babę.

   Od tej pory zapanowała zgoda w rodzinie leśniczego. Po pierwszej nieudanej próbie żona nabrała respektu dla męża i nigdy go więcej nie… (i tu brak dalszego tekstu).

  

Czytany 5630 razy
Norbert Maczulis

Zapraszam na stronę portalu Szwajcaria-Kaszubska.pl gdzie można przeczytać moje publikacje.

Dyrektor Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach (do 30 kwietnia 2015), Norbert Maczulis

Mój profil na fb.com/norbert.maczulis

Skomentuj

Komentarz zostanie opublikowany po zatwierdzeniu przez redakcję.


Proszę rozwiązać proste zadanie (blokada antyspamowa):

Skocz do:

Polecamy

Zdjęcie z galerii

Ostatnie komentarze

Akademia Kaszubska

szwajcaria-kaszubska.pl