Przydziały służbowe i funkcje w czasie kampanii
30 sierpnia 1939 r. – powołany ekspresem do czynnej służby w I MBS Wejherowo – nie wcielony ze względu na ogłoszenie mobilizacyjne.
31 sierpnia – zmobilizowany w I MBS – bez funkcji.
31 sierpnia – południe – przekazany do ośrodka zapasowego w Gdyni.
31 sierpnia do 5 września – ośrodek zapasowy Gdynia (domy emigracyjne) bez funkcji.
5 września – przydzielony do IV Batalionu Obrony Narodowej (Kartuzy) w Bieszkowicach.
5 września – 19 września – oficer żywnościowy przy IV Batalionie ON.
19 września – lekka rana w tył głowy i niewola.
Data sporządzenia sprawozdania – 21 października 1945 r.
Obecny przydział Samodzielny Ośrodek Oficerski Eutin, 1 kompania w Dessau.
1. Sprawozdanie z okresu mobilizacji (okres przed 1 września)
Do wybuchu wojny pełniłem obowiązki kierownika szkoły w Koleczkowie, pow. morski. Już od 1938 r. obserwowałem wzmożoną akcję niemiecką mającą na celu osłabienie autorytetu naszych władz, jednanie zwolenników Niemiec na wypadek plebiscytu, (wypłacanie zasiłków pieniężnych bezrobotnym za podpisanie odpowiedniej deklaracji), osłabienie ducha obronnego naszej ludności itp..
Od czerwca 1939 r. teren powiatu morskiego i Gdyni był patrolowany przez niemieckie samoloty zwiadowcze. Czynna była nasza artyleria przeciwlotnicza i reflektory.
24 sierpnia – częściowa mobilizacja i obsadzenie linii pomiędzy Gdynią i Wejherowem przez I Batalion ON mjr. Zauchy oraz kopanie stanowisk obronnych (ok. 20 km).
Przez cały ten okres Niemcy budowali umocnienia wzdłuż granicy zachodniej i Wolnego Miasta Gdańska.
2. Sprawozdanie z wojny od 1 do 19 września - do upadku Oksywia
W chwili wybuchu wojny znajdowałem się w domach emigracyjnych w Gdyni, do których sprowadziło się później dowództwo (2 września ). Ponieważ nie mogliśmy znaleźć dowódcy ośrodka udaliśmy się rano 2 września do koszar w Redłowie. Koszary były bombardowane przez artylerię. Obecny 1 oficer i kilku szeregowych – ranni. Po godzinie wracamy z powrotem. W ośrodku w dalszym ciągu brak dowództwa i zaopatrzenia – część oficerów korzysta z kuchni dla ubogich – sklepy zamknięte względnie miały obsługiwać tylko ludność cywilną.
Drugiego względnie trzeciego września instaluje się w domach emigracyjnych dowództwo. Do ośrodka ściągają tłumy rezerwistów i ochotników z Gdyni i sąsiednich powiatów. Jednak ze względu na brak wyposażenia musieli wracać do domów. Drugiego względnie trzeciego przychodzi do ośrodka kompania młodzieży szkół rzemieślniczych (15 – 18 lat), zluzowana przez jedną z kompanii rezerwistów. Wśród wojska i ludności cywilnej duch jak najlepszy.
W ośrodku zebrało sie ok. 100 oficerów. Niecierpliwie czekaliśmy na przydział. Jedyną czynnością, jaką nam powierzono było łapanie furmanek na ulicach i kierowanie ich do ośrodka.
5 września wraz z trzema kolegami zostałem przydzielony do IV Batalionu Obrony Narodowej (Kartuski) w Bieszkowicach. Batalion ten wycofał się z wysuniętych o 20 km pozycji za Kartuzami. Do wieczora czekaliśmy na raport dowódcy batalionu kpt. Mordawskiego. Przed raportem odbyły się w dowództwie odprawy płk. Dąbka z oficerami i podoficerami. Płk. Dąbek był wzburzony i mówił głosem tak donośnym, że słyszeliśmy każde słowo. W czasie raportu okazało się, że jesteśmy właściwie niepotrzebni. Pomimo specjalizacji w dowodzeniu plutonem chemicznym zostałem przydzielony do kompanii strzeleckiej kpt. Wasilewskiego. Z drogi na pozycje zostałem odwołany do dowódcy batalionu, który pomimo uzasadnionych z mej strony oporów, powierzył mi funkcję oficera żywnościowego. Następnego dnia rano objął dowództwo batalionu mjr. rez. Hochfeld z Gdyni.
Nieznana mi funkcja oficera żywnościowego sprawiała mi przez pierwsze dni duzo kłopotu, ponieważ nie było człowieka, który by mi mógł udzielić potrzebnych informacji. Wyszło mi to jednak w przyszłości na dobre, ponieważ nie krępowany regulaminami i instrukcjami mogłem się szybko dostosować do sytuacji. Kolosalne usługi oddał mi samochód ciężarowy, który zapotrzebowałem w dowództwie. Bataliony obsługiwane tylko przez tabor konny zostały po stronie tegoż, zupełnie pozbawione środków transportowych. Poza tym, tabor pieszy powodował zatory na drogach, a po okrążeniu i zamknięciu nas na Kępie Oksywskiej, był nie do użycia ze względu na to, że wszystkie krzyżówki i rozwidlenia dróg oraz wyjścia z miejscowości były stale pod obserwacją i ogniem artylerii nieprzyjaciela. Samochód mógł przebywać te czułe miejsca dzięki szybkości. W ostatnich dniach obrony dowoziliśmy autem posiłki nawet do pierwszej linii. Jeden raz pojechaliśmy nawet przed własne linie, by zabrać pozostawione zapasy i rannych, co o mało byłoby się skończyło dla nas tragicznie, bo zostaliśmy zauważeni, a wieś obłożona huraganowym ogniem. Batalion zaopatrywałem w żywność aż do dnia 18 września. Co się działo z batalionem w dniu 19 września nie wiem. Wszelkie próby nawiązania kontaktu czy też zebranie danych o losach batalionu nie dały wyniku. Mam przeświadczenie, że z obowiązków moich wywiązałem się dobrze. Potwierdził to mjr Hochfeld, gdyśmy się spotkali w 1942 r. w obozie w Gross Born.
W dniu 8 września Niemcy przerwali nasze pozycje obronne na styku naszego batalionu z I pułkiem morskim. Nieprzyjaciel zaszedł na tyły naszego batalionu i zniszczył dworek Bieszkowice, w którym mieściła się siedziba dowództwa oraz tabory batalionowe, z których ocalały tylko dwie kuchnie i samochód żywnościowy. W nocy z 8 na 9 batalion wycofał się na nowe stanowiska w rejonie miejscowości Reszki, a następnie w rejon Stara Piła i dworzec Zagórze. Do dnia opuszczenia przez nas Gdyni batalion przebywał w rejonie Chylonia – Zagórze.
Zgodnie z rozkazem założyłem w dniu 9 września skład żywnościowy, w którym gromadziłem zapasy na dni 20 w miejscowości Pierwoszyno. W dniu 11 września przeniosłem go do Gdyni, a w dniu 13 do Oksywia.
W dniu 13 września batalion przybywał na Kępie Oksywskiej w rejonie Młym Kainowy i Stare Obłuże. Tego dnia przewiozłem do portu gdyńskiego grupkę kosynierów, których uzbrojenie składało się jedynie z kos osadzonych na drzewcach, przejechali oni promem na Kępę, ponieważ most łączący Gdynię z Oksywiem był już z rozkazu naszego dowództwa wysadzony.
Jak już wspomniałem, nie mogłem w dniu 19 września zaopatrzyć batalionu w żywność. Atak na Oksywie został poprzedzony bombardowaniem lotniczym (godziny poranne) i kilkugodzinnym bombardowaniem artyleryjskim dział lądowych i okrętowych. Około godz. 3 po południu bombardowanie ustało i równocześnie odezwało się szybkostrzelne działko, strzelające wzdłuż drogi pociskami świetlnymi i ckmy. Równocześnie ze wszystkich stron wtargnęli do Oksywia Niemcy. Z Oksywia popędzono nie tylko kilkudziesięciu żołnierzy ale i ludność cywilną. Ludność cywilna była pędzona i bita gumowymi pałkami. Za Oksywiem zatrzymano cywilów, a nas poprowadzono przed dowódcę niemieckiego, który stał w rowie obok drogi z ręką u daszka czapki. Zapytał nas o dowódcę, płk. Dąbka i wyrzekł kilka pogróżek pod naszym adresem, niezadowolony z naszych odpowiedzi. Żołnierze niemieccy przyjmowali nas drwinami, szydząc i lżąc nasze naczelne dowództwo. Przed gdyńską elektrownią zostałem oddzielony i nocą wraz z innymi rannymi przewieziony do szpitala – Szkoła Morska w Gdyni.
Źródło
Polish Institute and Sikorski Museum London,