Centralny punkt konspiracyjnej łączności wszystkich ośrodków jeńców znajdował się w międzynarodowym szpitalu dla jeńców w Hammersteinie (Czarne). Posyłano tam na leczenie jeńców z różnych obozów jenieckich oraz różnych narodowości z Okręgu Pomorskiego. Personel lekarski i sanitarny składał się głównie z Polaków. Funkcję naczelnego lekarza pełnił znakomity chirurg polski, por. rez. dr Edmund Mroczkiewicz, były dyrektor szpitala w Kartuzach.
Organizatorem i duszą punktu kontaktowego był dr Mroczkiewicz, z którym konspiracja obozowa utrzymywała stały kontakt przez oficerów wysłanych do szpitala na badania i leczenie. W takim charakterze bywali tam por. adwokat Marian Schroeder, por. Edgar Wellenger i wreszcie latem 1944 roku por. Eugeniusz Kloc „Brzoza”. Do najbliższych jego współpracowników należeli por. Jan Kubik „Roma”, przyjaciel por. Kowalskiego zastrzelonego przez wartownika, i mjr Wiesław Hołubski. Na specjalny rozkaz płk. Izdebskiego i ppłk. Mossora mieli poprzez szpital nawiązać bliższy kontakt z organizacją terenową, mającą swoich łączników w Stalagu II B, na którego terenie znajdował się szpital.
Drugi nasz punkt kontaktowy z oddziałami ruchu podziemnego w najbliższej okolicy znajdował się w Szczecinku, gdzie naszym rezydentem był Jerzy Kąkol „Bosman” – były jeniec wojenny, marynarz. Tam też miał swoje komórki kontaktowe batalion „Odra”, składający się z jeńców i byłych jeńców wojennych oraz robotników cywilnych wywiezionych na przymusowe roboty. Nazwy „Odra” nie znaliśmy wówczas.
„Odra” była IV samodzielnym inspektoratem bydgoskiego Okręgu AK „Reich” i nosiła symbol T – 103. Terenem jej działalności były powiaty miastecki, szczecinecki, słupski i bytowski. Dowódcą batalionu „Odra” był Leon Hamerski „Jotan”. Batalion liczył ponad 700 ludzi i podzielony był na oddziały zbrojne.
„Odra” przeprowadziła na Pomorzu zachodnim kilka dużych akcji typu dywersyjnego, a nawet partyzanckiego, niezmiernie trudnych do wykonania w granicach starej rzeszy. Na wiosnę 1944 roku grupa „Dęba” ze szczecina (pchor. „Okoń”) wykoleiła pociąg towarowy. Ta sama grupa zabiła w lasach pod Goleniowem funkcjonariusza szczecińskiego gestapo. Na akcje terrorystyczne ze strony Polaków uskarżał się w latach 1943 – 44 Kreischauptmann z Myśliborza.
Żołnierze „Odry” atakowali hitlerowców w powiatach Szczecinek, Miastko, Drawsko, Koszalin. W roku 1943 został przez nich podpalony magazyn smarów pod Szczecinkiem. W pobliskiej wsi Dębina postrzelono esesmana Awalda, który odznaczył się okrutnym traktowaniem polskich robotników przymusowych. W powiecie Miastko sekcja dywersyjna „Odry” pod dowództwem sierż. „Jotana” uszkodziła na jesieni 1943 roku parowy młyn, pracujący dla Wehrmachtu. Gestapo nie zdołało wykryć sprawców akcji, chociaż interesowały się nimi najwyższe czynniki.
Dość często zdarzały się na Pomorzu zachodnim wypadki podpalania niemieckich gospodarstw rolnych przez robotników. Uskarżała się na nie „Pommersche Zeitung” i nazywała dowodami zbrodniczych knowań wrogów III Rzeszy. Większość podpaleń dokonali żołnierze „Odry”, była to skuteczna forma odwetu za znęcanie się bauerów nad pracującymi u nich przymusowymi robotnikami, zwłaszcza młodymi dziewczętami. Wypadki podpaleń zdarzały się najczęściej w powiatach drawskim i szczecinecki.
Strach Niemców na Pomorzu Zachodnim i Ziemi Lubuskiej przed polskim odwetem to jedno z poważniejszych osiągnięć „Odry”. Warto podkreślić, że dzięki temu ludność niemiecka w niektórych powiatach szczecińskiego i koszalińskiego utraciła poczucie pewności. Przyspieszyło to później jej paniczną ucieczkę na Zachód, zapoczątkowaną w ostatnich dniach stycznia 1945 roku.
„Odra” udzielała pomocy zbiegłym z obozu lub przymusowo zatrudnionym robotnikom różnych narodowości. Przed jej powstaniem zajmowały się tym inne polskie organizacje podziemne działające na Pomorzu Zachodnim i Ziemi Lubuskiej. Konspiratorzy ze szczecińskich zakładów Auto – Union przerzucali samochodami na Zachód jeńców radzieckich zbiegłych z obozu. Zajmował się tym przede wszystkim żołnierz występujący pod pseudonimem „Szabla”. Aktywne ośrodki pomocy dla zbiegów znajdowały się na terenie powiatu gryfickiego, kierował nimi sierż. Plata „biały”. Podobne ośrodki działały w Bytowie oraz w porcie szczecińskim, jeden z nich utworzyli należący do organizacji „Odra” pracownicy dworskiej owczarni koło Biskupic. Pomocą dla zbiegłych zajmowały się także placówki „Odry” działające w powiatach wałeckim i gorzowskim.
Istniały kontakty między „Odrą” a oflagami. Dzięki łącznikom „Odra” otrzymywała materiały instruktażowe mogące mieć dużą wartość w przypadku wybuchu zbrojnego powstania na Pomorzu Zachodnim i Ziemi Lubuskiej. Oficerowie mieli w miarę możności wziąć czynny udział w ruchu zbrojnym.
Hitlerowskie władze bezpieczeństwa intensywnie tropiły konspirację polską na Pomorzu Zachodnim i na Ziemi Lubuskiej. Przez długi czas usiłowania te nie przynosiły żadnych rezultatów. Gestapo wpadło na ślad organizacji dopiero wiosną 1944 roku. Zaczęło się od aresztowania w marcu członków „Odry” w powiecie łobeskim, wśród których był komendant placówki Edward Czajka. Ujętych odstawiono do Szczecina, gdzie ślad po nich zaginął. Dalszych aresztowań na razie nie było.
Coraz dotkliwiej odczuwaliśmy ostatnie akordy wojny, każdy dzień przynosił grozę. Osławiona akcja „Kugel” przynosiła śmierć zbiegłym z obozu jeńcom. Trzeba było wzmóc czujność. W wyłapywaniu oficerów dla gestapo i innych tego typu akcjach brał udział Peterek.
A może tylko wykonywał rozkazy?
Z pozoru dobroduszny Peterek wstawił się wieloma dokuczliwościami, ale również znano go z usług oddawanych jeńcom. Cytował Mickiewicza, opowiadał o Legionach... należałoby przeanalizować sprzeczne fakty, ale cóż by to dało? Znamy przypadek z kpt. Górnikiem. Peterek pomógł ściganemu listami gończymi oficerowi polskiego wywiadu, nie mówiąc już o nasłuchu radia, jaki zorganizował w czasie, kiedy o własnym radiu nikomu się jeszcze nie śniło.
Jeńcy eksportowani do szpitala w Hammersteinie i z powrotem podlegali rewizji. Jak wiemy, wielu z nich miało ze sobą konspiracyjne przesyłki. Ppor. Edward Kucharski wspomina: - Przed wyjazdem ze szpitala aspirant Szajbo dał mi do przeniesienia zwitek papieru. Zaszyłem go w nogawce spodni. Miałem na sobie mundur angielski z długimi spodniami. Na wartowni w Gross – Born peterek wskazał szybkim ruchem na moje nogi. Odruchowo wysunąłem tę, gdzie była ukryta przesyłka. Peterek ruchem ręki zaprzeczył i kazał mi wysunąć tę drugą, gdzie w nogawce niczego nie było, i uniknąłem śmiertelnego niebezpieczeństwa.
Być może przypadek, ale jeśli nie? Innym razem oficerowi jeńcowi, który pod eskortą wychodził z obozu do miasta, Peterek zabrał z kieszeni i skonfiskował czekoladę, kawę i papierosy. W pierwszym przypadku, gdyby wykryto tajną przesyłkę, groziło to zdemaskowanemu śmiercią oraz, być może, dalszymi konsekwencjami w postaci wykrycia różnych ogniw konspiracji. W drugim przypadku konsekwencją była tylko utrata drobiazgów, a podoficer abwehry miał „wynik”. Czy w tym zestawieniu, nie kryje się system działania Peterka? Nie wiemy i pewno nie dowiemy się nigdy.
Jeszcze większe kontrowersje budzi postać cenzora abwehry o niemieckim nazwisku F. Pochodził z polskiej rodziny, był sędzią na Podolu. Nie wiadomo dla czego podpisał listę volksdeutschów, wzięto go do wojska i skierowano do obozowej abwehry. F. zachowywał się nadzwyczaj poprawnie, krążył po obozie z uśmiechem, pod którym kryło się, być może, poczucie winy. Z jego strony można było wyczuć życzliwość dla polskich poczynań. Czy to były uczucia szczere, czy też szczególnie niebezpieczna postać kamuflażu? Pewnego dnia F. wezwał do siebie jednego z oficerów, profesora wyższej uczelni, Żyda z pochodzenia.
- Są podejrzenia, że pan jest Żydem. Daję panu dodatkową kartkę pocztową. Niech pan ją wyśle czym prędzej do kogoś znajomego – kto będzie mógł przysłać panu dowody aryjskiego pochodzenia. Niech pan tego nie lekceważy. I niech pan nikomu nie powtarza naszej rozmowy. Od mojego stolika jest bliżej do szubienicy, niż się wydaje.
Jeżeli F. współpracował z naszą konspiracją, to miał kontakty tylko z osobą, która nie przeżyła niewoli. Nie dowiemy się nigdy, czy był prowokatorem, czy po prostu konfidentem, czy też bohaterem, ryzykującym życie bez nadziei na chwałę.
A sprawa z aparatem radiowym? F. występował jako pośrednik między naszym kierownictwem a niemiecką abwehrą. W czyim interesie? Dodajmy, że F. ostrzegał przed swoim kolegą z abwehry W., który znowu traktowany, chyba słusznie, przez naszych jako postać zgoła nieszkodliwa, ostrzegał przed F.
Był jeszcze Sonderführer R. mówiący doskonale po polsku, syn dyrektora gimnazjum niemieckiego we Lwowie i student tamtejszej politechniki, to typ od danego hitlerowca, niebezpieczny, nienawidzący wszystkiego, co polskie, stale szpiegujący, szczególnie ostry cenzor listów i dokuczliwy wizytator wykładów Koła nauczycielskiego oraz przedstawień teatralnych.
KATASTROFA
Wkrótce po zamachu na Hitlera, latem 1944 roku, zaczęły się dni straszliwej zemsty na spiskowcach. Codziennie prasa donosiła i nowych aresztowaniach i są dach ludowych. Śledziliśmy wydarzenia z zainteresowaniem, jednak nie dotyczyły one nas bezpośrednio. Nie wiedzieliśmy, że jeszcze przed zamachem na Hitlera i niezależnie od całej tej sprawy gestapo znalazło się na tropie naszej organizacji. W szeregach „Odry” tkwił agent gestapo Witold Świętochowski.
Jego osoba nie budziła podejrzeń. Przed wojną Świętochowskich sprawował funkcję sekretarza grupy polskiej w Sopocie i cieszył się zaufaniem ludności. Wstąpiwszy tajnie do służby niemieckiej zdołał dotrzeć do organizacji „Odra” przez swoich dawnych współpracowników z Sopotu, obecnie zatrudnionych w jednej z fabryk w Chojnicach, członków organizacji. Poruszając się swobodnie w kręgach konspiracji prowokator trafił na ślad kontaktów „Odry” z Oflagiem II D i postanowił je wykryć. Idąc za jego wskazówkami gestapo zwróciło uwagę na młyn w Szczecinku.
Pod koniec sierpnia 1944 roku z bramy oflagu wyjechały wozy taborowe do Szczecinka po przydział chleba. Obsługiwali je jeńcy szeregowcy pod eskortą niemiecką. Jeńcy mieli świetny humor, przekomarzali się z wachmanami, ci bowiem, przekupieni amerykańskimi papierosami, „jedli z ręki”. Woźnice mieli spory przemyt atrakcyjnych towarów z oflagu, którymi handlowali poza obozem. Między innymi wieźli dla „Bosmana” we młynie karton papierosów, powierzony im przez jednego z oficerów. Nie przywiązywali do tej przesyłki większej wagi niż do innej kontrabandy obozowej. Wóz zatrzymał się przed młynem i woźnica wywołał „Bosmana”. Zamiast niego wyszedł inny człowiek, z literą „P” naszytą na cywilnym ubraniu. Oświadczył, że „Bosmana” nie ma, i przyjął dla niego paczkę, twierdząc, że jest także jeńcem wojennym, byłym bosmanem.
Człowiek z naszywką „P” był prawdopodobnie konfidentem gestapo. Otworzył karton i stwierdził, że w niektórych papierosach znajdują się zwitki zapisanego papieru. Były na nich rozkazy przesłane przez por. Kloca, dla komórek konspiracji pozaobozowej w związku z nową sytuacją zaistniałą po rozpoczęciu powstania warszawskiego. Wprawdzie żadne nazwisko nie było wymienione, jednak rozkazy dowodziły niezbicie powiązań Oflagu II D z „Odrą” i z władzami zbrojnego podziemia w kraju.
Odbiorca odniósł paczkę do gestapo. „Bosmana” aresztowano. Czy zeznał coś w straszliwej próbie śledztwa? To już nie było ani konieczne, ani decydujące. Chwyciwszy nić wiążącą „Odrę” z oflagiem gestapo przystąpiło do zadania decydującego ciosu „Odrze”. Na podstawie zgromadzonego, dość obfitego materiału, zostali aresztowani: kpt. Stefan Adamowski – Adamowicz ppor. Feliks Irtych, bosman Jerzy Kąkol „Bosman” i ponad czterdziestu innych, najbardziej aktywnych działaczy komórek pozaobozowych, przeważnie pod oficerów. W ręce hitlerowców wpadły notatki organizacji. Działalność „Odry” została sparaliżowana. Po lipcowych aresztowaniach polski ruch oporu na Pomorzu Zachodnim i Ziemi Lubuskiej próbował jeszcze działać, ale nie był zdolny do większej aktywności. Zamierzone powstanie jeńców wojennych i robotników przymusowych okazało się nierealne i musiano z niego zrezygnować.
Rewelacyjne odkrycie w Szczecinku uderzyło gromem w abwehrę obozową. Gestapo spoza obozu rozszyfrowało konspirację w obozie powiązaną z terenem. Załogę obozową postawiono w stan alarmu. Wzmocniono posterunki, ustawiono dodatkowo karabiny maszynowe na wieżach. Reflektory strażnicze rozbłysły ze wzmożoną mocą. Na ulicach obozu ukazały się liczne patrole. W oknach abwehry całymi nocami paliło się światło. Zorientowaliśmy się, że coś musiało się stać.
Gestapo bydgoskie szło wciąż po tropach organizacji „Odra”. Ślady prowadziły do Hammersteinu. Aresztowano tam 3 września Janusza Szajbo, a następnie w Oflagu II D por. Eugeniusza Kloca. Dalszy trop zaprowadził do mjr Wandycza i mjr Hołubskiego. Na początku września przez bramę wkroczyła ekipa gestapo w asyście funkcjonariuszy Abwehry, wśród których znajdował się również unterfeldfebel Peterek. Skierowali się do kwater mjr Wandycza i mjr Hołubskiego. Gestapo znalazło się na właściwym tropie. Mjr Wandycz przechowywał pod deską w baraku pewne zapiski. Wiedział o tym kpt. Górnik i wkrótce po aresztowaniu Wandycza odnalazł je i ukrył gdzie indziej.
Przez dłuższy czas panowała złowieszcza cisza. Płk Morawski zażądał wyjaśnień w sprawie aresztowanych oficerów, ale komenda niemiecka zwlekała z odpowiedzią. Władze konspiracyjne zachowały pozorny spokój, nic nie wskazywało na to, że ludzie ci znaleźli