Ale w ostatnich dniach wpadła mi w ręce książka H. Harrera, Siedem lat w Tybecie. Moje życie na Dworze Dalajlamy, Warszawa 1998.
Ku memu zdziwieniu i całkowitemu zaskoczeniu na str. 156 Autor napisał, że:
„… każdy Tybetańczyk zażywa tabaki! Lud i mnisi używają sporządzonej samodzielnie. Każdy jest dumny z własnej mieszanki i gdy spotykają się dwaj Tybetańczycy, najpierw częstują się szczyptą tabaki. Jest to także okazja do pochwalenia się tabakierką – przedmiotem dumy każdego Tybetańczyka. Tabakiery bywają przeróżne – od tanich, zrobionych z rogu jaka, aż do kosztownych flakoników z jadeitu, oprawionych w złoto. Z pietyzmem wysypuje się szczyptę proszku na paznokieć kciuka i za chwilę… W tej dziedzinie Tybetańczycy są niedościgłymi mistrzami – nie kichnąwszy ani razu wydmuchują przez usta olbrzymie tumany proszku. A jeśli już ktoś – ku uciesze wszystkich – zaczynał straszliwie kichać, to mogłem być tylko ja. …”.
Zastanawiam się nad tym, skąd zwyczaj tabaczenia wziął się w dalekim Tybecie?
Być może i Król – Bóg Dalajlama XIV zażywa tabakę.
Ubolewać można tylko nad tym, że co roku w Chmielnie organizuje się Mistrzostwa Polski w Zażywaniu Tabaki. Patronat obejmował Donald Tusk.
A może już czas na zorganizowanie Mistrzostw Świata?