I tylko postawa synów Franciszka Tredera – Jana i Andrzeja - sprawiła, że materiały ich Ojca zostały uratowane. A tworzył je żmudną pracą przez lata całe. Po 30 latach powróciły z domu Trederów w Gdyni do Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach. Tam, gdzie jest ich miejsce - do utworzonego archiwum.
Moim zdaniem - dobrze się stało, że ocalały. Ale po przeczytaniu tekstu każdy może sobie na ich temat wyrobić własne, prywatne zdanie… Ma prawo. Ale wiadome jest też to, że u nas każdy ma rację i wie przecież… lepiej.
Ale ja mam też swoje prawo – mogę się mylić. Ale wiem przecież… jeszcze lepiej (to żart, który jednak jest… faktem)!
To jest dokument! Więc demokratycznie – zero… dyskusji.
Jest to wywiad redaktora Polskiego Radia z Franciszkiem Trederem z kwietnia roku 1970 lub 1971. Bliższych danych niestety brak. Ale na temat obrzędów kaszubskich pisałem w 2001 r.: zob. np. „Kaszubskie Zeszyty Muzealne” z. 9 z 2001 r.
Wiadomym jest, że okres nadejścia wiosny w przyrodzie związany jest jej przebudzeniem do życia, a w Kościele Katolickim ze zwycięstwem życia nad śmiercią – Zmartwychwstaniem Chrystusa.
Dla nas jest to Święto Wielkanocy…
A teraz przeczytajmy maszynopis Franciszka Tredera, który powiedział:
Wielkanoc jest pierwszym świętem przypadającym na okres wiosny, a więc budzenia się sił przyrody. To właśnie charakteryzuje zwyczaje i obrzędy związane z tym okresem. Ustosunkowanie się człowieka do tego wydarzenia dawnej wyrażało się jednak w przejawach krańcowo sprzecznych: wiosna sprawiała radość, budziła nadzieję, ale zarazem przypominała naszym ojcom, że jest przednówek, że zapasy się kończą, a do żniwa daleko.
Toteż na naszą radosną wiosnę mówiło się na Kaszubach – głodny zymk. A z głodem nie było żartów. Ale i na ten temat wymyślano niekiedy zabawne dowcipy. Zwłaszcza przytyki.
Tak np. rybaków helskich pomawiano dawniej o to, że na przednówku polują na gapy, to jest wrony! Łowili je chłopcy na tzw. klepce. Sidła te zakładali w wydmach morskich, a jako przynętę stosowali ukleje lub śledzie. Na Wielkanoc gotowało się rosół z gapy.
Redaktor
To ciekawa wiadomość! Odwiedzałem rybaków helskich dość często, ale z takim zwyczajem nie spotkałem się jeszcze.
F. Treder
Dla świętej zgody radzę też, Panie Redaktorze, żeby o tym niezbyt głośno mówić przez radio. Bo i ja ich odwiedzam nierzadko. Żeby nas nie spławili przy okazji.
Red.
A skąd Pan ma tę wiadomość o tym helskim przysmaku wielkanocnym?
F. Treder
Tak pisał Gołębiowski w Obrazach Rybackich w ubiegłym stuleciu (w XIX w. – N.M.): „Któżby w kraju zjadał gapy – a tu – na Helu są specjałem”.
Inni mówią o nich, że w Wielki Piątek wypędzają po raz pierwszy krowy na pastwisko. Ale tym pastwiskiem są wydmy morskie. Ażeby krowy zachęcić do takiej paszy, zakładają im zielone okulary na ślepia. Krowom zdaje się wtedy, że pasą się na zielonej łące.
Red.
To żart, ale ten żart ma swoją wymowę, a raczej miał ją dawniej. Dziś bowiem rybacy żyją w dostatkach, nie boją się przednówku (mowa o XX w. – N.M.).
F. Treder
Tak jest Panie Redaktorze, to przytyk w rodzaju opowiadań o gnieżdżewskich gburach. Ale muszę Panu zdradzić, że ci Beloce znad morza i lasokom nie żałują docinków na temat głodnego zymku.
O chłopach spod Kartuz, Wejherowa i Kościerzyny mówili dawniej, że przez cały Wielki Post trzymają krowy na diecie, a w Wielki Piątek dźwigają je na drągach. I rzekomo nawet takie głosili wieści, zwłaszcza na jarmarkach w Pucku, że zające przechodząc na wiosnę z Kociewia nad morze, zabierają z sobą pęczek siana na plecach, ażeby w drodze z głodu nie zdechły.
Red.
Nie wiem, nie słyszałem nic podobnego. Mówi się jednak, że zwyczaje ludowe wyrażają najczęściej, jak lud sobie radził w sytuacjach szczególnie trudnych. Czy istnieją jakieś przesłanki dotyczące zaradczości w tym przedmiocie?
F. Treder
Istnieją, i niektóre praktykuje się do dziś. W okresie Wielkiego Tygodnia przeprowadza się przede wszystkim zabiegi porządkowe. Usuwa się skutki zimy. W tym okresie bieli się ściany domostw i obór, sprząta się podwórka, niekiedy przeprowadza się dezynfekcje pomieszczeń spalając bursztyn i jałowiec. Odkażanie beczek do wody oraz zatęchłych naczyń po kapuście lub ogórkach przeprowadza się w ten sposób: pojemnik odwrócony do góry dnem stawia się nad ognisko lub rozpaloną wiązkę jałowca. W przeciągu pięciu minut wywabia się w ten sposób wszelkie zatęchłe odory naczyń. Wiązki jałowca wkłada się niekiedy do beczek z wodą dla inwentarza; zapobiega to psuciu się wody i tworzeniu się osadów zgnilizny.
Red.
Jeżeli faktycznie tak jest, jak Pan mówi, warto by może rozreklamować ten zwyczaj. Wiadomo, że odkażanie naczyń jest niekiedy problemem dla przemysłu spożywczego. Nawet przy pomocy wrzątku i środków chemicznych nie zawsze jest skuteczne.
F. Treder
I drugi zabieg jest godny uwagi. Tak stary zwyczaj każe, by w pierwsze Święto Wielkanocne, i to przed wschodem słońca, zmyć się porządnie wodą źródlaną. A najlepiej wykąpać się w niej. Chorzy i małe dzieci mogą tego zabiegu dokonać w domu pod warunkiem oczywiście, że do zmywania zastosują świeżą wodę źródlaną. Twierdzi się, że po takim zabiegu giną liszaje i wrzody bez śladu. Rzekomo szczególnie dobrze działa ten zabieg na urodę, przede wszystkim, odświeża cerę. Skuteczność tego zabiegu jest jednak uwarunkowana: nie wolno się oglądać w czasie spaceru do i od źródła.
Red.
A może i słusznie stawia się taki warunek z uwagi na to, że korzystających z takiej kuracji może być wielu to dyskrecja byłaby w takim wypadku całkiem na miejscu.
F. Treder
Dyskrecja obowiązuje również i w innych poczynaniach porządkowych objętych zwyczajem wielkanocnym. Śmieci np. zamiata się co dzień, ale w pierwsze Święto Wielkanocne zmiata się gruntownie i przed wschodem słońca, ażeby niepostrzeżenie można by je wyrzucić poza granicę swej działki.
Tak samo robi się w intencji pozbycia się robactwa: prześcieradła wytrzepuje się nad działką sąsiada.
Z pojęciem granicy, jak widzimy z tego, zawsze łączyły się jakieś wyobrażenia nie tylko obyczajowe, ale i prawne.
Red.
Czynnik magiczny jednak odgrywał tu główną rolę.
F. Treder
I cała masa wierzeń tajemniczych, wysnutych z obserwacji zjawisk przyrody. Mówi się np., że w dniu pierwszego święta słońce posiada szczególną siłę, że słońce skacze, że skacze w nim coś w rodzaju baranka.
Red.
Może Pan opowie nam coś o dyngusie. Jest to chyba najpospolitszy zwyczaj wielkanocny?
F. Treder
Degus, jak to mówimy, jest jednym z najżywotniejszych zwyczajów. Zresztą niewiele kosztuje, a sprawia wiele przyjemności. Już parę dni przed świętami chłopcy i dziewczęta zaopatrują się w zielone rózgi brzezinowe albo jałowcowe. Robi się to w tajemnicy: młodzież bowiem wykrada je sobie, ażeby możność wydzielania razów zapewnić tylko sobie. Degowanie bowiem polega na smaganiu nóg drugiej osoby, a ponieważ zabieg ten jest niekiedy nawet bolesny, przyjemniej byłoby wydzielać razy niż je otrzymywać. Wieczorem degują dziewczęta, w nocy Ca hłopcy, a nad ranem dzieci. A ponieważ przeważnie deguje się leżących w łóżku albo nie całkiem ubranych, zabieg ten uważa się również jako pewnego rodzaju kontrolę; czy nogi są umyte, czy pościel jest czysta. Z konsekwencjami takiej kontroli muszą się liczyć przede wszystkim dziewczęta.
Degującym daje się jajka i ciasta. A im więcej się da, tym lepsze rokuje się wyniki tej operacji, tym rzadziej pojawi się robactwo w mieszkaniu. Mówi o tym wierszyk, jaki niekiedy wygłasza się w trakcie smagania:
Degu, degu lajka (lajk, to człowiek rodzaju nijakiego)
Daj nom po dwa jajka
Daj jak dają ledze bredzi
A nie bandą ce grezłe ani pikle ani medzi.
Red.
A jakie potrawy spożywa się w Święta Wielkanocne? Czy związana jest z tym jakaś tradycja?
F. Treder
Przede wszystkim spożywa się jajka, i to wyłącznie gotowane, a niekiedy i ryby – suszonego leszcza – jeżeli z zapasów zimowych pozostało jeszcze coś z tego przysmaku. Dziś nie brak na stołach i wędliny, i szynki, ale mówi się przecież o potrawach tradycyjnych.
A o tym chyba nie potrzeba nawet wspominać, że do tradycyjnego wystroju mieszkań należy bukiet z iwy, tzw. palmy.
A to jest szczególnie wymowne, że zwyczaje praktykowane na Kaszubach spotyka się na całym terenie Polski; i na Mazowszu, i w Wielkopolsce, i na Śląsku. Wskazuje to na wspólnotę dziejową tych ziem, że byliśmy dawniej – i jesteśmy obecnie – jedną wielką rodziną.
Z podarkami dla dzieci nie ma kłopotu. Obdarowuje je zajączek wielkanocny. Do gniazdka sporządzonego gdzieś w ukryciu składa jajka i cukierki. Z tych jaj zajęczych sporządza się tzw. wydmuchówki w postaci kolorowego ptaszka.
Red.
Czy istniał na Kaszubach zwyczaj malowania jaj i jakie motywy stosowano w tym zdobnictwie?
F. Treder
Zazwyczaj farbowano jajka w jednym kolorze i to przez zanurzanie w roztworze barwnikowym sporządzonym z okładek cykorii lub łusek cebuli albo przez zamazanie zwilżonym papierem kolorowym. Z zdobin spotyka się niekiedy inicjały i różdżki palmowe wyskrobane w powłoce barwnika.
Red.
Miejmy więc nadzieję, że zajączek i o nas nie zapomni. Grzeczni byliśmy przecież.
F. Treder
I ja tak sądzę.
Red.
Czym obrzędy wielkanocne różnią się od obrzędów praktykowanych z okazji innych uroczystości?
F. Treder
Obrzędy wielkanocne nawiązują przede wszystkim do specyficznych warunków i potrzeb, jakie stwarza wiosna. Wiadomo, sałata smakuje najlepiej na wiosnę, gdy główka kosztuje 5 zł. Tak również pomidory i ogórki, gdy za kg płaci się 80 zł. Nabywane jesienią po 3 zł już nie mają takiego smaku.
Bo na wiosnę organizm łaknie zielonej strawy. Wiemy przecież, że brak składników zieleni w potrawach wpływa bardzo ujemnie na stan poczucia, wywołuje objawy znużenia, a nawet poważne choroby.
Tę prawdę, odkrytą dopiero niedawno przez medycynę, lud znał już przed wiekami. Nie uszło jego uwadze, że najwięcej zgonów i upadków bydła, koni, owiec i trzody zdarzało się, jak to się mówi, w okresie wchodzenia liścia na drzewo – i opadania go, jesienią, gdy zachodzą poważne przemiany w przyrodzie. Stwierdził też, że to właśnie strawa zielona łagodzi schorzenia wiosenne i zapobiega wypadkom. Dostrzegł to przede wszystkim na przykładzie zachowania się zwierząt domowych, gdy się je na wiosnę wypuszcza na pierwszy, tzw. obieg do ogrodu. Siłą wydzierają się z uwięzi, rzucają się na młode pędy i pąki drzew i krzewów, że nie sposób powstrzymać je od tego. Latem natomiast, nawet nie spojrzą na taką strawę.
Red.
Mówi Pan o karmie, ale czy to ma coś wspólnego z obrzędami?
F. Treder
Właściwie, jedno wynika z drugiego. Lud doświadczony wielowiekową obserwacją ujął w obrzędach przepisy służące zwalczaniu tej plagi wiosennej i uprawomocnił je, dając im posmak kultowy. To właśnie obrzęd uświęcił środki i w tym tkwiła jego siła.
Red.
Chciałbym wobec tego zapytać, jaki rodzaj praktyk łączy się z tym zabiegiem, i jakimi środkami operuje obrzęd?
F. Treder
Lud stosuje środki, jakie w tym okresie roku stwarza przyroda. W naszym klimacie, jak wiadomo, wegetacja roślinna rozpoczyna się od rozwijania baź iwy, tzw. palmy, pąków innych gatunków wierzby i wreszcie liści brzozy. Są to środki znane i cenione w lecznictwie ludowym. Toteż te właśnie baźki, pąki, liście, ogólnie dostępne w tej porze roku, lud wprowadził do praktyk obrzędowych okresu wielkanocnego. Wskazał nawet, jak je stosować, w jakiej postaci i w jakiej ilości.
Tak np. baźki iwy zjadało się na surowo, ale nie więcej niż trzy naraz. Starte na proszek, ale poprzednio dobrze wysuszone, np. w snopku zboża, podawało się jako lekarstwo przeciw różnym chorobom dzieci, piskląt, a zwłaszcza krów po ocieleniu. Palmą paloną kadziło się pomieszczenia i przeprowadzało się zabiegi inhalacyjne, a przyrządzoną jako maść i zwilżoną czystą wodą źródlaną lub wodą święconą, pocierało się obrzęki, piegi i miejsca zbolałe.
Konie, owce i bydło wyprowadzało się do ogrodu, a świnie na podwórze, ażeby same poszukały sobie, czego im potrzeba dla zdrowia.
Red.
Czy oprócz ziół stosowano również inne środki i jakie?
F. Treder
Drugim, tradycyjnym elementem stosowanym w obrzędach wielkanocnych, to woda, czysta woda źródlana. W okresie zimy, wiadomo, nie zawsze było jej wiele, nawet do mycia. Zresztą zimno i ciasnota nie pozwalały na mycie takie, jakiego człowiek chciałby dokonać w obejściu rodziny gnieżdżącej się w jednej małej izbie. Toteż z chwilą ocieplenia, pierwszego zabiegu dokonywano za pomocą wody. Tym tłumaczy się zwyczaj obrzędowego zmywania się w noc Wielkiej Soboty w wodzie źródlanej, zmywania ran, wyrzutów obrzęków oraz generalnego mycia i sprzątania mieszkań i naczyń (praktykowane do dziś w tym okresie).
Z tych źródeł wywodzi się również pradawne wierzenie, że zanieczyszczanie wody, przede wszystkim moczem, np. w czasie kąpieli i spluwanie do wody, jest grzechem, nawet ciężkim grzechem.
Taki bezsprzecznie był pierwotny sens obrzędów wielkanocnych, na to wskazuje asortyment środków i sposób ich zastosowania. W obrzędach tkwi więc głęboki sens wywodzący się z wiedzy i z doświadczeń ludzi spostrzegawczych i mądrych.
A mówi się, że praktyki obrzędowe wywodzą się z magii, guseł i czarów!
W magiczną szatę ubrali je dopiero szamani, ażeby zdobyć władzę nad pospólstwem. Ubrawszy wiedzę w tajemnicze praktyki, szamani nadrabiali brak autorytetu wpajając strach i lęk przed demonem będącym na usługach wtajemniczonych. Szlachetne obrzędy zeszpecili prawdziwym śmieceniem, które z obrzędem nie ma nic wspólnego.