Prof. Jurasz, ówczesny dyrektor Kliniki Chirurgicznej Uniwersytetu Poznańskiego poświadczył, że dr Mroczkiewicz pracował na oddziale chirurgicznym jako koasystent, badał chorych, asystował przy operacjach, pełnił dyżury, z czego wywiązywał się bardzo dobrze, wykazując zawsze gotowość do pracy, gorliwość i pilność w wypełnianiu obowiązków oraz wybitne zdolności do zawodu chirurgicznego.
Podczas Wojny Obronnej w 1939 r. prof. dr med. ppłk. Antoni Jurasz był Komendantem Szpitala Wojskowego i Naczelnym Chirurgiem Wojska Polskiego. Był uznaną sławą krajową i międzynarodową w dziedzinie chirurgii i prekursorem nowych technik i sposobów przeprowadzania operacji chirurgicznych.
W okresie wojny utworzył i był rektorem Polskiego Szpitala Wojskowego w Edynburgu. Wykształcił tam też wielu lekarzy.
Znany skądinąd twórca Błękitnej Armii, generał broni Józef Haller, goszczący w Kartuzach trzykrotnie – w 1920, 1922 i 1927 r. w swych Pamiętnikach, wydanych w Londynie w 1964, s. 276 – 278, napisał, że będąc w Kanadzie i Ameryce w celu prowadzenia rekrutacji do Armii Polskiej zaziębił się z powodu niespodziewanych śnieżyc, tak, że nabrzmiała mu twarz od powiększonego gruczołu przy lewym uchu.
Dopiero w okresie drugiej wojny światowej w Polskim Szpitalu Wojskowym w Edynburgu zoperował gen. Hallerowi ten gruczoł ppłk prof. dr med. Antoni Jurasz.
Nie potępiaj ich,
Bo nic nie rozumieją.
Z historią szpitala wojskowego w Edynburgu związany jest pewien ciekawy, niecodzienny epizod, jaki zebrał i przytoczył S. Bernatt, 125 dykteryjek morskich, Gdynia 1960, s. 84 – 85.
A TEN CZWARTY…
Podczas drugiej wojny światowej Polska Marynarka Wojenna w Anglii posiadała własny szpital w Edynburgu, prowadzony przez znanego chirurga, profesora Jurasza.
Do szpitala tego dostarczono trzech polskich marynarzy, którzy wskutek strasznych przeżyć na morzu w służbie konwojowej zdradzali objawy choroby umysłowej.
Ponieważ szpital polski w Edynburgu nie miał działu dla umysłowo chorych, porozumiał się więc z angielskim zakładem specjalnym, który wyraził gotowość przyjęcia chorych polskich marynarzy. Angielski zakład był oddalony od Edynburga o kilka godzin jazdy koleją i chorych wysłano tam pod opieką młodego lekarza w stopniu mata podchorążegAAo.
Minął dzień, dwa i trzy, a lekarz-konwojent nie wracał do Edynburga.
Zaniepokojone kierownictwo polskiego szpitala połączyło się telefonicznie z angielskim zakładem i zapytało, czy dostarczono tam trzech umysłowo chorych marynarzy Polaków.
- Mamy tutaj w leczeniu czterech polskich marynarzy, a nie trzech – brzmiała informacja.
- Jak to czterech ?
- Trzech marynarzy i jednego podoficera, który cierpi na manię prześladowczą i twierdzi, że jest lekarzem. Stan tego czwartego jest najgroźniejszy.
Z trudem wytłumaczono Anglikom, u których w wojsku każdy czynny lekarz otrzymywał automatycznie szarżę oficerską, że zatrzymany przez nich na kurację podoficer Polskiej Marynarki Wojennej był prawdziwym lekarzem.