Przed wojną opracowałem plan mobilizacyjny dla plutonu pionierów, łączności i oddziałów zwiadowców w 2 Morskim Baonie Strzelców w Gdyni dla 4 MBS w Kartuzach.
W lipcu pod kierownictwem dowódcy kompanii ckm kpt. Olszewskiego przygotowywałem gniazda ogniowe dla ckm na odcinku Redłowo – Orłowo - Mały Kack. W sierpniu przygotowywałem stanowiska i plan ognia w obronie dla ckm na Kępie Oksywskiej. Plany i stanowiska ogniowe zatwierdzał ppłk Brodowski (Ppłk Stanisław Brodowski był zastępcą dowódcy Morskiej Brygady Obrony Narodowej.) , dowódca Brygady Obrony Narodowej. Przygotowania obrony z jednym rzędem drutów dla Gdyni były ukończone w lipcu ( Niezupełnie ścisłe. Rozbudowa stanowisk obronnych trwała bez przerwy do wybuchu wojny.). Brak schronów betonowych.
W dniu ogłoszenia mobilizacji zostałem wysłany przez dowódcę 2 Morskiego Baonu Strzelców z rozkazem mobilizacyjnym do Kartuz, do dowódcy Baonu Obrony Narodowej, kpt. Mordawskiego, (4 MBS). Po odprawie zostałem wysłany do Gdyni po pieniądze dla batalionu. Po powrocie pełniłem funkcję oficera gospodarczego do dnia 28 sierpnia godz. 20.00, do chwili zgłoszenia się etatowego oficera gosp.: ppor. rez. Stanisława Biernackiego. Od tego czasu zajęty byłem wyłącznie uzupełnieniem sprzętu i wyposażenia z zakupów dla oddziału zwiadowców. Stan ludzi w plutonie miałem: 41 (1 oficer, 8 podoficerów i 32 strzelców), sprzęt: 7 motocykli (5 motorowery), 1 samochód osobowy, 33 rowery, 2 rkm, 2 pistolety, 37 kbk, 3 lornetki, 1 rakietnica. Dnia 28 sierpnia miałem z plutonem wyszkolenie strzeleckie, przestrzelanie broni i pogadankę. 30 sierpnia – wyszkolenie bojowe, musztrę, naukę o broni i obronę przeciwgazową. 31 sierpnia - wyszkolenie bojowe i wyszkolenie strzeleckie.
1 września
Otrzymałem zadanie rozpoznanie Egiertowa i Łukowa – w wykonaniu zadania, nieprzyjaciela nie stwierdziłem.
2 września
Zadanie: rozpoznać w kierunku Klukowa Huta, zbadać przejście między jeziorami. ( Rozpoznanie po osi: Brodnica – Borucino – Sulęczyno. Na tym kierunku Niemcy z granicy zachodniej od rana przejawiali żywą działalność licznych i silnych patroli. Rozpoznanie przejść między jeziorami dotyczyło przejść w Borucinie i Brodnicy.)
3 września
Zadanie: Rozpoznanie w kierunku Somonino – Egiertowo, nawiązanie łączności z placówką Straży Granicznej. W czasie wykonywania zadania w Somoninie spotkałem naszą placówkę graniczną wycofującą się. Od dowódcy tej placówki dowiedziałem się, że nieprzyjaciel w sile 30 ludzi wkroczył do Egiertowa od granicy gdańskiej, a placówka pod ogniem wycofała się. Zawróciłem placówkę i lasem poszedłem do Egiertowa. Na skraju lasu 600 m od miejscowości przez lornetkę stwierdziłem duży ruch we wsi, która była udekorowana flagami hitlerowskimi. Na skraju lasu zostawiłem mały patrol z rkm a sam z plutonem i Strażą Graniczną zaszedłem z boku do wsi Egiertowo, gdzie natknąłem się na patrol niemiecki, który nas ostrzelał już z daleka. Po otwarciu ognia przeze mnie ludność Egiertowa i żołnierze niemieccy w popłochu pouciekali do pobliskiego gdańskiego lasu. Po ubezpieczeniu się od lasu gdańskiego wszedłem do wsi. W środku wsi na szosie zostało 6 czołgów z jedzeniem i piciem. Dowódcy placówki Straży Granicznej kazałem zająć strażnicę i pełnić dalej służbę. Moim żołnierzom kazałem pościągać flagi hitlerowskie i pozabierać do chlebaków przygotowaną gościnę.. Przy rozpoznaniu lasu gdańskiego stwierdziłem 3 karabiny maszynowe. Gdy wracałem do mojego patrolu pozostawionego na skraju lasu, przybył do mnie goniec z meldunkiem, że 2 samochody ciężarowe z wojskiem niemieckim wjechały do lasu od miejscowości Żukowo. Po powrocie do patrolu wysłałem motocyklistę z meldunkiem, sam z plutonem skierowałem się szosą w kierunku Żukowa i drogą polną przez Somonino wróciłem do Kartuz. Goniec wysłany z meldunkiem po moim powrocie zameldował mi, że na drodze leśnej z Żukowa do szosy Somonino - Egiertowo stały w głębi 2 samochody ciężarowe. Pierwszy był bez wojska, a z drugiego wychodzili żołnierze. Do niego nie strzelali. Była wówczas godz. 11.00. Nieprzyjaciel ten zaatakował o godz. 16.00 placówkę Straży Granicznej w Egiertowie z tego miejsca, co my o godz. 8.00 Niemców.
4 września
Rozpoznanie w pasie w kierunku do granicy gdańskiej od Przodkowa do Żukowa. Na szosie koło Żukowa natknąłem się na patrol cyklistów, którzy wycofali się na teren Gdańska. (Ppor. Bednarski w oryginale swej relacji tyle tylko podaje pod datą 4 września. Następne i liczne wypadki w tym dniu w rejonie Kartuz podaje pod datą 5 i 6 września, przy czym przebieg wypadków pod datą 5 września jest jak gdyby streszczeniem tego, co dalej szczegółowo opisuje jako wydarzenia 6 września. Są to oczywiste błędy w datach, ponieważ IV baon w nocy z 4 na 5 września wycofał się z Kartuz do Kamienia. Ppor. Bednarski pisał swoją relację w Londynie z pamięci i prawdopodobnie bez mapy. Dlatego jego błędy w datach wydarzeń oraz pomyłki w nazwach miejscowości są wytłumaczalne. Poza tymi sprostowaniami jego relacja jest bardzo szczegółowa i wiernie oddaje przebieg wydarzeń. Dalszy ciąg relacji, tu prawidłowo zamieszczony pod datą 4 września, w oryginale nosi datę 6 września. Treść relacji noszącą datę 5 września pominięto jako nieistotną.)
O godz. 5.00 Straż Graniczna zameldowała dowódcy baonu, że nieprzyjaciel naciera od strony Gdańska szosą na Przodkowo - Zelewo (Oczywisty błąd w nazwie miejscowości: Zelewo leży ponad 10 km wprost na zachód od Wejherowa.). Wówczas otrzymałem rozkaz, że z moim plutonem oraz plutonem cyklistów Straży Granicznej mam udać się jak najszybciej naprzeciw i rozpoznać nacierające siły nieprzyjaciela. Po dojściu do Goręczyna (Błąd w nazwie miejscowości: Goręczyno leży 10 km na południe od Kartuz, a opisywane walki odbyły się w rejonie Przodkowo – Kczewo 10 km na północny wschód od Kartuz). usłyszałem daleki strzał z pewnego kierunku. Wysłałem poza wsią pluton Straży Granicznej do lasu, aby tamtędy doszedł jak najdalej i zobaczył tył nieprzyjaciela. Sam natomiast z plutonem poszedłem w kierunku strzałów. Po dojściu do Straży Granicznej, która walczyła, zauważyłem, że nieprzyjaciel zajął dominujące punkty z dwoma rkm, a dalej nie posuwa się. Patrol wysłany w bok stwierdził przez obserwację, że z tyłu tych dwóch grup, we dworze (Prawdopodobnie we dworze w Kczewie lub w Młynkach.), jest około 20 żołnierzy. Wysłałem gońca do dowódcy plutonu Straży Granicznej, aby natarł z lasku w kierunku dworu. Sam z plutonem przesunąłem się w prawo i bokiem doszedłem na wysokość dworu. Nie mogąc doczekać się rozpoczęcia ognia przez pluton Straży Granicznej- rozpocząłem sam walkę o godz. 9.00. Po krótkim czasie usłyszałem otwarcie ognia przez Straż Graniczną z lasu, wtedy śmiało ruszyłem do natarcia. W czasie wycofania się nieprzyjaciel zostawił 6 zabitych, 9 rannych i 8 jeńców. Kilku na rowerach zdołało zbiec. Po kilku minutach nadleciał samolot z Gdańska, który ostrzeliwał nas z ckm. (Lotniczą broń pokładową dzielono na stałe lub ruchome km i działka a nie na ckm czy rkm.)
Po pół godzinie nadjechały 2 samochody ciężarowe z nieprzyjacielem od strony Żukowa, oraz 2 samochody pancerne z kierunku Gdańska. W czasie tej walki miałem 3 rannych i zmuszony byłem wycofać się, na zajmowane stanowiska poprzednio przez nieprzyjaciela. Nieprzyjaciel do przodu nie posuwał się. W czasie wycofania się mój zastępca, kpr. Saczewa, spotkał rannego oficera niemieckiego (Strer), którego razem z moimi rannymi odesłałem samochodem do Kartuz.
O godz. 11.30 otrzymałem rozkaz pozostawić tam drużynę Straży Granicznej, a z resztą wrócić do Kartuz. Po powrocie otrzymałem od dowódcy baonu wiadomość, że nieprzyjaciel silnie naciera na trzech kierunkach: wzdłuż szosy z Egiertowa, Klukowej Huty i drogi polnej i leśnej między tymi szosami. Otrzymałem rozkaz przeciwuderzenia drogą leśną między szosami. Na Klukową Hutę miała iść kompania odwodowa, a na Egiertowo - Straż Graniczna.
Gdy wszedłem w las (około 2 km) natknąłem się na słabego nieprzyjaciela, który otworzył ogień z dwóch rkm i kb. Na otwarcie mojego ognia i okrzyk „Hurra”, nieprzyjaciel wycofał się z lasu do wsi (nazwy nie pamiętam – leży na płd – zach. od Kartuz, blisko Somonina). Zostawiłem patrol na tym kierunku, który po godzinie miał wycofać się do Kartuz, sam z plutonem udałem się na skraj lasu w kierunku Somonina. Ze skraju lasu zobaczyłem, że na szosie przed cegielnią stoi tabor nieprzyjaciela. Otwarty ogień całego plutonu na tabor stworzył wielkie zamieszanie i panikę, a konie pozrywały się i biegły po polu. Gdy nieprzyjaciel otworzył ogień ze wzgórza koło cegielni, nas tam już nie było. Następnie skierowałem się lasem do miejsca, gdzie tor kolejowy od Somonina wchodził do lasu. Jeszcze nie doszedłem do tego miejsca, gdy zobaczyłem nieprzyjacielski oddział piechoty w sile kompanii (2 ckm na biedkach), wychodzący zza góry na szosę w kierunku Kartuz. Mój nagły ogień położył nieprzyjaciela na szosie, po rowach z jednej i drugiej strony, a koń z biedką przybiegł aż pod tor kolejowy około 300 m od nas. Za chwilę jednak zostaliśmy zasypani ogniem baterii ckm ze wzgórza za szosą, o takim nasileniu, że nie mogłem przemówić dość głośno, aby mógł mnie usłyszeć najbliższy żołnierz. Liście i gałęzie posypały się, jak grad. Za wyjątkiem kpr. Saczewy i kpr. Płomienia, którzy sami strzelali z rkm, cały pluton zbiegł mi ze stanowisk i skrył się za pobliską górkę.
Gdy do tego dołączyła się artyleria nieprzyjaciela, wycofałem się i skierowałem się do Kartuz z przekonaniem, że coś jest niedobrze, bo oprócz mojej strzelaniny nic więcej w lesie nie słychać. Walka pewnie trwa około samych Kartuz. Na drodze spotkałem mój patrol, idący z powrotem od Kartuz, a który był pozostawiony na skraju lasu, od strony wsi. Dowódca tego patrolu kpr. Górnik, odezwał się w te słowa: „Panie poruczniku przepadliśmy ! W Kartuzach już pełno wojska nieprzyjaciela, już nawet kuchnie na samochodach pojechały. Po naszych rowerach nie ma śladu, co teraz zrobimy?”
Była to godzina 4-5 ( Tzn. godz. 4 – 5 po południu 4 września, czyli godz. 16 - 17.) . Wprowadziłem pluton do gęstego lasu i powiedziałem: „ o z mroku będziemy się przedzierać lasem na drugą stronę Kartuz, a tam, lasem, zobaczymy co będzie dalej”. Zabrałem kpr. Płomienia i Zarzyckiego i poszedłem z nimi zobaczyć, co słychać nad terenem koło toru kolejowego. Nieprzyjaciel maszerował grupkami po 30 ludzi, co 50 metrów. Lasem ubezpieczenie boczne nie szło. Wysłałem kpr. Zarzyckiego, aby podciągnął pluton bliżej, we wskazane miejsce, sam zorientowałem się na mapie jak muszę iść lasem aby się dostać na północno-wschodnią stronę Kartuz. Wszystkie punkty niebezpieczne, gdzie mogę spotkać nieprzyjaciela za wyjątkiem dwóch, znajdują się w lesie. Wieczorem – prawdopodobieństwo zetknięcia się z nieprzyjacielem jest bardzo małe. Wiem, że batalion pod silnym naporem nieprzyjaciela ma się wycofać w kierunku na Kamień - Gdynia. Abym doszedł do najdalszego punktu wycofania się batalionu, muszę iść 5 km na godzinę, a co będzie jak po przejściu na drugą stronę Kartuz, znajdę się znowu na tyłach nieprzyjaciela, który może pościg za batalionem dalej utrzymywać?
Powziąłem ostateczną decyzję: jak najszybciej przedostać się lasem na pólnocno – wschodni skraj Kartuz za lasem. Stamtąd zaś, jeżeli nie będzie oddziałów własnych, maszerować na kąt kierunkowy do Kamienia i w ten sposób uniknąć zetknięcia się z nieprzyjacielem na szosach. Walczyć nie mogę, bo mam za mało amunicji. Podszedłem do podciągniętego plutonu i wydałem rozkaz. Przygotowałem oddział do przejścia przez tor kolejowy. Udałem się do kpr. Płomienia, który cały czas obserwował tor kolejowy, ten mi zameldował, że czasem, między maszerującymi oddziałami nieprzyjaciela jest bardzo duża przerwa. Kazałem kpr. Płomieniowi podczołgać się blisko toru i jak będzie długa przerwa, między maszerującymi grupami nieprzyjaciela – dać znać czapką. Ja go obserwuję.
Po 20 minutach czekania jednym skokiem znaleźliśmy się wszyscy na drugiej stronie toru, ze strony nieprzyjaciela nie padł nawet jeden strzał. W ten sam sposób przeszedłem szosę Somonino - Kartuzy. Inne miejsca niebezpieczne przechodziłem nocą – głębiej w lesie. O godz. 23.000 znalazłem się u wylotu lasu na północny wschód od Kartuz. Tu natknąłem się na patrol nieprzyjaciela, który ostrzelany zginął nam w lesie. Po wyjściu z lasu wyznaczył kąt kierunkowy i ruszyłem na przełaj.
5 września
O godz. 2 dotarłem do wioski z kościołem. Obudziłem księdza, nakarmiłem ludzi i poszedłem dalej. Przed Kamieniem spotkałem żołnierzy 4 Morskiego Baonu Strzelców (Tzn. IV baonu ON.), którzy szli w przeciwnym kierunku. Od żołnierzy tych dowiedziałem się, że Kartuski Batalion został rozbity koło Kamienia i, że tylko ta grupa zdążyła uciec. Dołączyłem tą grupę do siebie i zmieniłem kierunek na Szemud, aby tam dołączyć do Batalionu Wejherowskiego.
O god. 9.00 znalazłem się w Szemudzie w 1 Morskim Baonie Strzelców, gdzie się dowiedziałem, że do Batalionu Kartuskiego otwarła ogień z ckm nasza placówka, nikt nie zginął, ale dużo ludzi rozleciało się. Teraz batalion miał być we dworze za Kamieniem. Wieczorem tego dnia zameldowałem dowódcy batalionu powrót plutonu zwiadowców bez rowerów i bez motocykli. Zdziwiony dowódca, kpt. Mordawski powiedział: „ jak żeście się przedostali? Przecież nieprzyjaciel rozbił wczoraj całą naszą straż tylnią”. - „ A nam tylko jednego poranił” – odpowiedziałem.
O godz. 18.00 na odprawie pluton zwiadowców otrzymał pochwałę dowódcy Lądowej Obrony Wybrzeża, płk. Dąbka, za zwarte i całe przedostanie się i dołączenie do oddziału.
6 września (Skorygowano daty wydarzeń, które w oryginale swej relacji autor podaje błędnie, z datami przeważnie o dwa dni późniejszymi.)
Batalion zajął odcinek w obronie koło m. Kamień. Pluton zwiadowców w tym dniu odpoczywał. Wieczorem wyruszyłem do miejsca postoju dowódcy batalionu, do lasu koło Kamienia. Dowództwo batalionu z dniem 8 września objął mjr Hochfeld(Mjr Stanisław Hochfeld objął dowództwo IV baonu ON 5 września wieczorem.).
7 września
Rozpoznanie w kierunku Piaskowa Góra i m. Kamień, gdzie stwierdziłem cztery ckm. Mój zastępca stwierdza dwa ckm i widzi, jak dwa zmotoryzowane działa zajmują stanowiska. O godz. 20.00 przez odcinek naszego batalionu idzie wypad batalionu Obrony Narodowej (Nieścisłe. Wypad przeprowadził II baon rez. z Kępy Oksywskiej.), który bierze 15 jeńców i zdobywa 2 ckm. Do artylerii nie dotarł, zmyliwszy kierunek wypadu.
8 września
Trzy kompanie batalionu w pierwszej linii. Odwód stanowi: pluton zwiadowców i 2 plutony Straży Granicznej przysłanej z Gdyni. O godz. 14 nieprzyjaciel wsparty artylerią, chciał przedrzeć się lasem na odcinku naszej 3 kompanii. Zostałem wysłany z odwodem do przeciwuderzenia na korzyść tej kompanii. Nieprzyjaciel został wyrzucony( Było to 7 września.). Ranni: 1 oficer z 3 kompanii i 7 strzelców.
Przed wieczorem nieprzyjaciel przedarł się przez odcinek l MPS, przeszedł przez las i napadł na dwór, w którym stały nasze tabory. (Był to dwór Bieszkowice.) W ręce nieprzyjaciela wpadła kasa baonu, radiostacja, kuchnia i tabory, które przedtem przez zaskoczenie zostały zniszczone przez artylerię. Pomoc, którą przesłano z Gdyni nie dała rady wyrzucić nieprzyjaciela. Nocą wycofaliśmy się na następny punkt obrony do m. Dolina Sucha.
9 września
Nasz batalion otrzymał odcinek Dolina Sucha do Łężyc włącznie. Na naszym odcinku spokój (W dniu 9 września spokój na odcinku IV baonu ON panował tylko na lewym skrzydle (Łężyce) i w części środkowej (Stara Piła). Na prawym skrzydle, w rejonie Reszek, 2 komp. baonu została ostrzelana bardzo silnym ogniem artylerii i wycofała się na wysokość drogi idącej ze Szmelty na południe – por. relację kpt. Pikuły. Nazwy miejscowości Dolina Sucha brak jest na mapach. Relacja pisana była podczas wojny na emigracji, gdzie autor nie miał możliwości korzystania z map i nie wykluczone, że pomylił się.). Natarcie nieprzyjaciela idzie na Redę, która została spalona i zdobyta.
10 – 12 września (Daty w oryg.: 12 i 13 września. Przebieg wypadków w dniach 10 – 13 września rano (do czasu wycofania się IV baonu ON na Kępę Oksywską) ppor. Bednarski podaje pod datami 12 – 14 września, a więc w trzech błędnie datowanych dniach opisuje wypadki czterech dni. Podając prawdziwe szczegóły wydarzeń, często nie zachowuje ich chronologii, miesza daty oraz nazwy oddziałów. Przytoczoną tu część jego relacji podano pod prawidłowymi datami, uzupełniając w miarę potrzeby uwagami w odsyłaczach. Z przytoczonych względów mogłoby niesłusznie wydawać się, że relacja jest małowartościowa. Po prawidłowym uszeregowaniu faktów relacja wnosi jednak wiele szczegółów obrazujących wydarzenia na tym leśnym odcinku obrony, o którym ogólne wiadomości są stosunkowo skąpe.)
Nieprzyjaciel silnym natarciem z pomocą lotnictwa zdobywa Rumię(Północną część Rumii Niemcy zdobyli 11 września około południa.). Nasze przeciwnatarcie wyrzuciło nieprzyjaciela. 4 Morski Baon Strzelców otrzymuje rozkaz zmiany stanowiska (godz. 14.00) - pójść za szosę prowadzącą z Łężyc do Rumii. Ja otrzymałem rozkaz zajęcia stanowisk obronnych na lewym skrzydle baonu. Odmarsz rowerami natychmiast.(Wskutek utraty Łężyc 11 września między godz. 8 i 9 i wycofania się 1 komp. IV baonu ON do lasu Chylońskie Pustki, trzeba było natychmiast wycofać resztę baonu (2 i 3 kompanie z doliny Stara Piła – Szmelta), zagrożoną odcięciem z rej. Łężyc. Dlatego dowódca baonu rozkazał ppor. Bednarskiemu przejść na skraj lasu na północ od Łężyc i obroną do upadłego zamknąć drogę z Łężyc do Szmelty, by pod tą osłoną wycofać zagrożone kompanie do rej. Demptowo – Grabówek. Przebieg walk w wyniku wykonania tego rozkazu z 11 września ppor. Bednarski mylnie podaje pod data 13 września.) Po moim odejściu baon otrzymuje zmianę rozkazu – wycofania się do Cisowej. Goniec z batalionu o zmianie rozkazu nie dochodzi. Na próżno patrolami szukam dowódcy w prawo. Wysłany w nocy patrol do Rumii przynosi wiadomość z szefostwa (Tzn. od szefa sztabu, czyli ppłk. dypl. Sołodkowskiego, który w tym czasie dowodził juz obroną Rumii. Ppor. Bednarski poszukiwał baonu 12 września.), że mój batalion jest w Cisowej. Nie wiem czy mam dołączyć do dowódcy baonu, czy też pozostać na stanowisku.
12 września
O godz. 7.00 zjawił się u mnie ppor. Skupień, dowódca oddziału zwiad. 2 MPS, który miał zadanie rozpoznania Łężyc. Od niego za cenę wiadomości o nieprzyjacielu i wspólnego rozpoznania przez walkę otrzymałem jedzenie dla swego oddziału. Od ppor. Skupienia dowiedziałem się, że dowódca pułku powiedział mu, iż naszych oddziałów tu nie ma. Po rozpoznaniu wycofałem się do Rumii, aby się dowiedzieć, gdzie jest teraz mój baon. Skierowany do szefa sztabu, zameldowałem mu o moim położeniu i wiadomościach zdobytych w rejonie Łężyc. Od niego otrzymałem wiadomości i rozkaz. Szef sztabu ppłk. dypl. Sołodkowski – mówił:
„Na odcinku Reda - Rumia, nieprzyjaciel przedarł się większą siłą i szybko przesuwa się w kierunku kamienia na Kępę Oksywską. Pan ze swoim plutonem zamknie wejście do lasu prowadzącego do Cisowej i Chylonii – do godz. 19. Dalej wydam rozkaz dodatkowo. Ja z baonami II, II i IV idę tych szwabów, którzy się przedarli od tyłu, potopić koło Kazimierza. Po zajęciu stanowiska u wylotu lasu w kierunku Łężyc – przysłać natychmiast meldunek” (Ppłk dypl. Sołodkowski mógłby taki rozkaz wydać dopiero 12 września w godzinach 11 – 14, gdy otrzymał już od płk. Dąbka rozkaz przeciwnatarcia w kierunku Redy. Rozkaz zajęcia stanowisk „u wylotu lasu w kierunku Łężyc” ppor. Bednarski otrzymał 11 września i nie od ppłk. dypl. Sołodkowskiego, ale od dowódcy swego baonu.).
W drodze około 300 m przed wylotem z lasu dowiedziałem się od ludności Łężyc, która uciekła do lasu, że na skraju lasu jest nieprzyjaciel. Przybył on przed 20 minutami w sile 20 ludzi. Zabrałem dwóch cywilów i idę do lasu nieprzyjaciela. Gdy zauważyłem go, chciałem podejść bliżej, kazałem przygotować granaty. Zostałem jednak odkryty, ostrzelany i obrzucony granatami. Dałem rozkaz „Ognia” ! Huk granatów naszych i nieprzyjaciela spotęgował okrzyk „Hurra”, po którym nieprzyjaciel wycofał się, strzelając zieloną rakietą dwa razy. Za chwilę pociski artylerii poczęły nas szukać na skraju lasu. W tym czasie zgłosił się do mnie do pomocy, z rozkazem ppłk. Sołodkowskiego, porucznik kawalerii z oddziałem krakusów.( W dniu 11 września, wkrótce po spotkaniu sie z ppor. Skupieniem, ppor. Bednarski w rej. polany łężyckiej spotkał również por. W. Spyrlaka, który ze szwadronem krakusów otrzymał takie samo zadanie, jak ppor. Skupień. Z powyższego wynika, że podany przebieg walk plutonu ppor. Bednarskiego (przed spotkaniem z krakusami) dotyczy nie dnia 12 września, ale 11 września, co jest zgodne z rozkazem, jaki wtedy otrzymał od swego dowódcy baonu. 12 września rano IV baon ON i szwadron krakusów otrzymał rozkaz, by ponownie ruszyć na Łężyce. Pluton ppor. Bednarskiego najprawdopodobniej został wysłany przodem. Baon jednak nie poszedł za nim, gdyż otrzymał nowy rozkaz: przejść do Cisowej, a następnie – uderzyć na Rumię. Stąd opisane wcześniej poszukiwanie baonu przez ppor. Bednarskiego.) W rozmowie z nim poczułem ciepło lewej nogi. Przy sprawdzaniu okazało się, że powyżej kostki mam ranę, z której sączy się krew. Po zabandażowaniu rany, specjalnego bólu nie czułem.
O godz. 18 otrzymałem rozkaz(Ppor. Bednarski nie podaje, od kogo otrzymał ten rozkaz. Najprawdopodobniej otrzymał go 12 września, gdy szukał swego baonu, walczącego w tym czasie w rejonie Rumii.) zająć stanowiska na prawym skrzydle kompanii por. Stefaniaka w m. Chylońskie Pustki. W czasie zmiany stanowiska zostałem zaskoczony przez dwa rkm na motocyklach, gdzieś z głębi lasu. Strat nie miałem, ale oddział zmalał z 80 do 50 ludzi – reszta pierzchła gdzieś do tyłu pod osłoną mroku i lasu.
W obronie Chylońskich Pustek byłem do godz. 8 00 dnia 14, tj. do czasu otrzymania rozkazu wycofania się do Pogórza (Kępa Oksywska). (IV baon ON wycofał się na Kępę Oksywską rano 13, a nie 14 września.)
W dniu 13 września uderzenie od tyłu na nieprzyjaciela nie udało się. Już w czasie przegrupowania lotnictwo bombardowało pięcioma samolotami, utrudniając dojście na postawę wyjściową. Zniszczony w tym dniu pociąg pancerny, bateria przeciwlotnicza na Witominie, rozbite tabory w Cisowej. III baon kpt. Pochwałowskiego wpadł w zasadzkę i został rozbity (dowódca batalionu zginął). ( Ppor. Bednarski omawia tu przeciwnatarcie ze Szmelty na Redę, które odbyło się 12 (a nie 13) września. Na Witominie nie było baterii plot., była natomiast na wzgórzu w Grabówku i tę obsługa zniszczyła przed wycofaniem się. Kpt. Pochwałowski był dowódcą I baonu rez., niesłusznie nazywanego III baonem 2 MPS. Baon ten nie wpadł w zasadzkę, lecz – walcząc w odosobnieniu – został częściowo otoczony w lesie przez pododdziały piechoty i znajdującego się w pobliżu dywizyjnego batalionu saperów 207 dp.)
13 września (Autor podaje wydarzenia błędnie pod datami o jeden dzień późniejszymi. Ten błąd poprawiono, wstawiając prawidłowe daty.)
Wczorajsze nieudane działanie na tyły nieprzyjaciela, spowodowało, że bardzo łatwo przedostał się on na Kępę Oksywską, zajmując Kazimierz. Kępa Oksywska była broniona przez słabe oddziały Straży Granicznej. (Błędna ocena: cypla Kazimierz początkowo rzeczywiście bronił II baon rez., zmobilizowany przez Straż Graniczną, ale w nocy z 11 na 12 września obronę tę przejął 1 MPS. Pułk był bardzo poważnie osłabiony krwawymi walkami w rejonie Wejherowa i Redy, niemniej Niemcom wcale nie łatwo przyszło zdobycie Kazimierza.)
W tej sytuacji dowódca LOWyb. zdecydował opuszczenie Gdyni i wycofanie się na Kępę Oksywską. Po wycofaniu się z Chylońskich Pustek, dołączyłem do batalionu, który był w lesie pod Pogórzem, od czasu do czasu nękany przez artylerię. Artyleria nieprzyjaciela częstymi nawałami wstrzelała się na wieś i koszary Pogórze. O godz. 10.00 nalot bombowców zniszczył i spalił do reszty tę wieś. Po południu baon przedostał się na wyznaczone stanowiska w drugim rzucie za m. Obłuże. Wieczorem natarcie wyrzuciło nieprzyjaciela z Kazimierza, był to 1 Morski Baon Strzelców. (Wprawdzie 1 MPS przeciwnacierał od rana i zahamował Niemców na odcinku Kazimierza, ale był zbyt słaby, by móc wyrzucić ich stamtąd.)
14 września
Działanie lotnictwa bombowego i artylerii z okrętów zniszczyło nasz tabor w Babim Dole, spaliło Kosakowo i Obłuże. Nasz baon był w drugim rzucie.
15 września
Silne działanie artylerii i lotnictwa na Kazimierz. Nieprzyjaciel zdobył Kazimierz, doszedł do Dębogórza.(Od wieczora 12 września Kazimierz był w stałym posiadaniu Niemców. 13 – 15 września walki toczyły się w rejonie Dębowej Góry i Dębogórza.)
Wypad nocny na Kazimierz trzema baonami. Nasz baon brał udział, w czasie marszu na podstawę wypadową dostał się przed Kosakowem na artyleryjską nawałę ogniową. 3 kompania rozbita. Zbyt wczesne przybycie naszego batalionu na podstawę wyjściową, zdradziło prawdopodobnie nasze zamiary. Po przybyciu baonu mjr. Zauchy wypad ruszył, został wcześnie wykryty przez nieprzyjaciela i gdy znalazł się w kotlinie został oświetlony masą rakiet i zaskoczony ogniem z trzech stron. Na kierunku wypadu nieprzyjaciela wcale nie było. Ciche posuwanie się zamieniło się w jęki i krzyki rannych. Baon mjr. Zauchy rozbity, zostały tylko szczątki. Nasz baon mniej ucierpiał, nie powróciło tylko 15 strzelców oraz kpt. Mordawski. Niepowodzenie to wykorzystali Niemcy, ruszyli do natarcia wspierani artylerią, zdobywając w ten sposób Dębogórze i Mosty. (Dębogórze Niemcy zdobyli już przedtem, a zdobyte przez nich 14 września około godz. 8 Mosty 2 MPS odebrał im 15 września rano.)
16 września
Mój baon na odcinku Suchy Dwór zmienia 1 MPS. Mosty zostały odebrane przez 2 MPS.( Przeciwnie – właśnie wskutek niepowodzenia nocnego natarcia z Kosakowa, 2 MPS przed świtem 16 września otrzymał rozkaz wycofania sie z Mostów.) O godz. 14.00 bombowce nieprzyjaciela niszczą Suchy Dwór. Jest wielu rannych i zabitych, ranny również mój dowódca mjr Hochfeld.
17 września
Ulotki rozrzucane do polskiego wojska zrobiły swoje, bo na kierunku Rumia- Suchy Dwór wieczorem poddała się masa żołnierzy mjr. Buriana.(Bezpośrednim impulsem rozbicia, a następnie poddania się większości II baonu rez. 17 września po południu była nawała artyleryjska oraz poprzedzająca ja dywersja niemiecka. ...)
18 września
Działanie artylerii i lotnictwa na Suchy Dwór i Kosakowo. Skierowany odwód i dwa baony marynarzy z Nowego Obłuża i Oksywia nie tylko nie powstrzymały natarcia nieprzyjaciela, ale ułatwiły mu wdarcie się do Nowego Obłuża. Przeciwnatarcie wieczorne za cenę dużych strat własnych odebrało Obłuże. Ranny ppłk Brodowski. (Opis przebiegu wypadków 18 września jest bardzo ogólnikowy i niedokładny. Wieczorne przeciwnatarcie na Kolonię Obłuże wykonał ppłk Brodowski. ...)
19 września
Od wczesnego rana wzmożone działanie artylerii morskiej oraz lotnictwa na nasze linie obronne, na Oksywie, a szczególnie szpital morski w Babim Dole. O godz. 11.00 nieprzyjaciel zjawił się na naszych tyłach, zdobywa Szpital Morski i sztab LOWyb. (Dokładny czas i przebieg wydarzeń związanych z ostatnią walką i śmiercią płk. Dąbka – por. s. 373 i n.) Słyszałem, że w ostatniej chwili płk. Dąbek wpadł jeszcze do stanowisk działek i sam strzelał do nieprzyjaciela, aż zginął. Słyszałem również takie opowiadanie, że płk. Dąbek sytuację bez wyjścia dał rozkaz do podania się a sam się zastrzelił.
Po zabraniu i rozbrojeniu oficerów na prośbę ppłk Szpunara, Niemcy pozwolili nam pogrzebać samym płk. Dąbka i zjeść obiad w szpitalu, ale już pod silną eskortą wojskową.
Po obiedzie czekaliśmy na szosie do odmarszu, gdzie dowiedziałem się, że mają odesłać nas do Szczecina, a nie do Gdyni, jak przedtem mówiono. Błysnęła mi myśl, aby uciekać. Namawiałem do tego por. Stefaniaka, ppor. Skupienia a w końcu kpt. Kowrygę. Gdy nie znalazłem amatora, postanowiłem sam kombinować. Oddaliłem się nieco do przodu i niepostrzeżenie zamieszałem się do przechodzących żołnierzy niemieckich, obok których doszedłem do furtki szpitalnej, wpadłem na korytarz, tu zdarłem fartuch sanitariuszowi Zielińskiemu z myślą, że wieczorem dostanę się lasem i przez bagna do Chyloni, skąd postaram się o ubranie cywilne.
Dwukrotna próba ze szpitala nie udała mi się i zaostrzyła tylko stosunki w szpitalu do tego stopnia, że w razie ucieczki miano strzelać bez ostrzeżenia. W ukrywaniu się bardzo mi pomagał dr Adam Perzanowski, który w czasie spisu przez Niemców podał mnie jako swego sanitariusza z wielkim narażeniem się, że niektórzy ranni Niemcy przebywający w szpitalu mogli wiedzieć od moich rannych strzelców, kim jestem. O ubranie cywilne postarał się dla mnie mój strzelec, Jan Pyrek. Gdy wysłano sanitariuszy do szpitala w Gdyni, postarałem się należeć do tej grupy.
Ułatwiły mi ucieczkę dwie z widzenia znajome panie, których nazwisk nie pamiętam. Było to 28 października. W Gdyni pod zmienionym nazwiskiem Michał Winiarski (o legitymację taką postarała się dla mnie pani Stefania Naglik, gdy ukrywałem się w szpitalu pod nazwiskiem Cezary Stękowski) ukrywałem się do czasu aż przez Żyda Makowskiego nawiązałem łączność z hitlerowcami (Gestapo), którzy za pieniądze wystawiali przepustki. Od tego czasu poruszałem się swobodnie i obserwowałem jak odbywało się wyrzucanie ludności polskiej z Gdyni. Gdy została wstrzymana ewakuacja (pozostały dzielnice; Grabówek i Chylonia), a wyszło ogłoszenie rejestracji do pracy od lat 18, ludność przed obawą wywiezienia w głąb Niemiec sama wyjeżdżała z Gdyni.
Dnia 26 października wyjechałem z Gdyni do Warszawy, gdzie byłem do dnia 14 listopada (w tym czasie byłem dwa dni u rodziców). Z Warszawy udałem się do Zakopanego, skąd 2 grudnia przekroczyłem granicę polsko-słowacką na dolinę Cichą w grupie 7 osób, z własnej inicjatywy.
4 grudnia w tej samej grupie przekroczyłem granicę słowacką – węgierską koło Koszyc. 27 grudnia 1939 r. otrzymałem w Budapeszcie paszport wystawiony przez konsulat (nr 23676/D/84).
30 grudnia przekroczyłem granicę francuską w Modane, gdzie pobrałem zaliczkę w sumie 15 franków.
Źródło:
Gdynia 1939. Relacje uczestników walk lądowych. Wstęp, wybór, komentarze W. Tym , A. Rzepniewski, Gdańsk 1979, ss. 196 – 197, 334 – 338, 477 – 478, 508 – 511.
Kępa Oksywska 1939, Relacje uczestników walk lądowych, Wstęp, wybór, komentarze W. Tym, A. Rzepniewski, Gdańsk 1985, ss. 177 – 179, 456 – 457.
Polish Institute and Sikorski Museum London,