Jan Paweł II był zatopiony w modlitwie o zażegnanie groźby konfliktu atomowego i wyzwolenie narodów spod komunizmu – pisze Frank Shakespeare, były ambasador USA w Watykanie.
Żeby w pełni rozumieć, co wydarzyło się 16 października 1978 r., trzeba przypomnieć, że świat był wtedy głęboko podzielony ideologicznie i strukturalnie na dwa wielkie obozy. Z jednej strony był blok komunistyczny, któremu przewodził Związek Sowiecki, a z drugiej świat cywilizacji zachodniej z USA. Między nimi toczyła się prawdziwa bitwa o duszę ludzkości. I właśnie 16 października 1978 r. został wybrany nowy papież.
Dziś już wszyscy zapomnieli, jaka to była niezwykła decyzja. Kardynałowie wybrali Słowianina na papieża. Co to oznaczało? W podzielonym świecie obóz komunistyczny współdziałał ze sobą, żeby zniszczyć zachodnią cywilizację. Prawdziwa fizyczna wojna odbywała się na styku tych dwóch sfer – w Europie Środkowej. A w grupie narodów Europy Środkowej leży Polska. I właśnie stąd pochodził papież. Wszyscy na Zachodzie byliśmy zaskoczeni tym wydarzeniem. Zarówno Moskwa, jak i Waszyngton nie wiedzieli, co może się zdarzyć po tym wyborze.
Papież posiadał cechę bardzo rzadką u przywódców – miał w sobie pewną magię, siłę mistyczną. Kiedy się pojawił, można było odczuć, że jest w pewnym sensie gwiazdą. Posiadał w sobie prądy, które trudno objaśnić, ale łatwo odczuć. I świat niemal natychmiast to rozpoznał. Ten zawsze uśmiechnięty papież był inny niż uczeni włoscy kardynałowie, którzy dotychczas zostawali papieżami.
I w 1979 r. Jan Paweł II zelektryzował Polskę. A w 1980 r. stało się także coś nieoczekiwanego. Prezydentem USA został Ronadl Reagan. Bardzo szybko się okazało, że ten aktor z Hollywood miał w sobie mistycyzm, podobnie jak słowiański polski papież. Obie postaci były gwiazdami. Jeden z nich był przywódcą duchowym, drugi liderem wielkiego mocarstwa. Wszystko z historycznego punktu widzenia stało się natychmiast.
Jedną z decyzji, jaką podjął nowy prezydent USA, była całkowita zmiana kierunku i charakteru polityki zagranicznej. Dotychczasowa polityka USA było na początku określana jako powstrzymywanie, później konwergencja, czyli upodobnienie się ustrojów zachodnich do komunizmu, w końcu detente, czyli nauka współpracy komunizmem. Reagan w przemówieniu na Florydzie porównał Związek Sowiecki do imperium zła. Te słowa zmieniły rzeczywistość. Choć Jan Paweł II i Rondla Reagan doskonale się rozumieli, musieli jakoś komunikować się ze Związkiem Sowieckim. Musieli porozumiewać się z instytucjami, dyktatorem był Leonid Breżniew. Niezdolny do zmiany. Nie było więc nikogo we władzach ZSRR, z kim Karol Wojtyła czy Rondla Reagan mogli się porozumiewać. W następnych latach zastąpili go podobni, starzy przywódcy. A w 1984 r. papież powierzył Bogu przyszłość świata w czasie konferencji biskupów.
I w marcu 1985 r. władze Związku Sowieckiego podejmują podobnie niezwykłą decyzję w Watykanie w 1978 czy w USA w 1980 r.. Wybierają 53 – letniego Michała Garbaczowa. Wkrótce ogłasza on słynną pierestrojkę. Teraz Jan Paweł II i Ronalda Reagan mają z kim rozmawiać.
Jan Paweł II był wielkim człowiekiem. Spotykał się zwykle osobiście, bez współpracowników. Dlaczego? Bo znał płynnie dziewięć języków. Także ze mną rozmawiał bez świadków. Zwykle stawał obok małego biurka i mówił. Znał historię, komunizm i kulturę zachodnią. Rozmawialiśmy o bardzo poufnych rzeczach. On zawsze zastanawiał się , w jaki sposób można wyzwolić narody, łącznie z rosyjskim, spod komunizmu, żeby świat nie eksplodował w wielkiej wojnie.
W jaki sposób 75 lat horroru komunizmu można zakończyć bez wojny, w czasie gdy nuklearny konflikt wisiał na włosku.
A reszta to już historia. I dlatego świat nie powinien obawiać się nazywać go Janem Pawłem Wielkim.