Sytuacja polityczna Polski stała się tak bardzo napięta, że władze młodego państwa polskiego obawiały się kolejnych zamachów, a wręcz wybuchu wojny domowej. Aby temu zapobiec Marszałek Józef Piłsudski postanowił utworzyć nowy rząd z gen. Władysławem Sikorskim jako premierem i ministrem spraw wewnętrznych. Mimo, że nie był jego gorącym zwolennikiem, uważał go za jednego z najlepszych oficerów, który w razie kryzysu politycznego państwa potrafią opanować tę krytyczną sytuację i zapobiec rozlewowi krwi, nawet za cenę wprowadzenia stanu wyjątkowego w kraju. Sytuacja międzynarodowa, w tym stosunki polsko-niemieckie uległy znacznemu pogorszeniu, grożąc międzynarodowym konfliktem zbrojnym.
Prezydent Wojciechowski autorytetem swego urzędu poparł nowy gabinet gen. Sikorskiego.
W takich okolicznościach w dniu 29 marca 1923 r. Kartuzy otrzymały prawa miejskie. Rozporządzenie Rady Ministrów weszło w życie 14 kwietnia 1923 r., a podpisał je właśnie ówczesny premier i minister spraw wewnętrznych gen. Władysław Sikorski.
Kilka dni później (Księga pamiątkowa dziesięciolecia Pomorza, Toruń 1930, s. 75 - 76), w poniedziałek 23 kwietnia 1923 r. Prezydent Rzeczypospolitej Stanisław Wojciechowski przybył po raz pierwszy na Pomorze. Przybyły pociągiem specjalnym do Torunia Prezydent RP zwiedził miasto, spotkał się z władzami miasta, wojewodą pomorskim. 24 kwietnia rano Prezydent wyjechał do Chełmży, Chełmna, a promem udał się do Świecia. Następnego dnia wyjechał do Tczewa, Starogardu, Skórcza. 26 kwietnia rano Prezydent odjechał do Kościerzyny, gdzie wysłuchał mszę św. i zwiedził internat dla dziewcząt i seminarium nauczycielskie.
Dnia 27 kwietnia 1923 r. rano Prezydent Wojciechowski udał się do Kartuz. W młodym mieście zwiedził kościół poklasztorny, sierociniec i najbliższą okolicę. Podczas objazdu powiatu kartuskiego Prezydent zwiedził elektrownię w Rutkach, Żukowo, Łapino, Przodkowo i inne miejscowości. A wieczorem Prezydent podejmował wieczerzą przedstawicieli władz i ludności w swym wagonie salonowym.
Prezydent RP Stanisław Wojciechowski powiedział wówczas w Kartuzach (Stanisław Wojciechowski Prezydent RP, Wspomnienia orędzia artykuły, Wstęp, wybór fragmentów wspomnień, przemówień, orędzi, relacji i artykułów, M. Groń-Drozdowska, M. M. Drozdowski, Warszawa 1995, s. 290 - 291).
Na wieczerzy w Kartuzach 27 kwietnia 1923 roku
W czasie mojej podróży podkreślałem znaczenie Pomorza dla Polski. Pan starosta (kartuski mjr WP Leon Kowalski – N. M.) powitał mnie z różdżką oliwną, i słusznie. Nie na surmy wojenne dziś czas. Są jednak jeszcze ludzie nierozważni, którzy, mimo doświadczeń ostatniej wojny, sądzą, że przy pomocy zbrojnego odwetu zyskać coś mogą. Tym wszystkim muszę stanowczo powiedzieć, że Polska nikomu nie pozwoli odebrać sobie ani jednej piędzi ziemi. Marzenia o zmianie obecnych granic Państwa Polskiego w przyszłości, w drodze zbrojnego najazdu, należą do dziedziny urojeń. Nie tylko Polska, ale cały świat pragnie pokoju. Walka może dziś odbywać się tylko na polu gospodarczym. Jeżeli wzywam was teraz do walki, to tylko do walki dla zdobycia całkowitej niezależności gospodarczej Polski.
Lud kaszubski, pracowity i wierzący, zerwał już węzły polityczne, uzależniające go od Niemców, pozostały jednak węzły zależności gospodarczej od Gdańska. Spodziewać by się należało, że Gdańsk lojalnie się odniesie do Polski, aby wspólność interesów nie została zakłócona niechęcią i coraz to nowymi trudnościami, które stara się stawiać interesom Polski.
Obecnie ustala się opinia w Polsce, iż rządzące koła gdyńskie nie pragną współpracy, a tylko wyzysku gospodarczego Polski na korzyść swego kupiectwa i przemysłu i równocześnie starają się na każdym kroku podkopywać powagę Państwa Polskiego i przeszkadzać mu wszędzie tam, gdzie nadarza się ku temu sposobność. Polska stara się już przeszło trzy lata pozyskać Gdańsk życzliwością i ekonomicznymi ustępstwami. Okres ten należy uważać za skończony. Wyzyskiwanie pracy polskiej i surowców polskich musi ustać. Należy odciąć Gdańskowi te wszystkie soki żywotne, które bierze z Polski, i to na tak długo, póki w Gdańsku nie weźmie góry inny trwały kierunek, który nie chce walki ani robienia trudności, ale szukać będzie lojalnej współpracy i uzna Polskę za wielkie mocarstwo, mające w Gdańsku nie tylko prawa pisane, ale i prawa przyrodzone. Gdańsk ma tylko dwie drogi: albo walkę gospodarczą z Polską, walkę, w której stawimy opór z bezwzględnością, albo lojalne postępowanie Wolnego Miasta wobec wielkiego Państwa Polskiego. W przeszłości naszej mieliśmy wypadki, że nieprzewidujący królowie nasi oddawali w zastaw tę ziemię pomorską Gdańskowi: wzbogacony patrycjat gdański najczęściej nie był lojalnym w stosunku do Polski, tylko lud gdański, robotnicy, rzemieślnicy i rolnicy byli naszymi serdecznymi przyjaciółmi. W okresie długoletniej niewoli dotknęła go głęboko politura niemiecka i na ciele tym panoszy się wzbogacone kupiectwo, które nie chce uznać traktatu i próbuje stanąć na stopie państwa równorzędnego z Polską. Gdańsk nie pamięta dziś o tym, że żyje z Polski i musi podporządkować politykę swą interesom Polski.
Nie orężem doprowadzimy dziś Gdańsk do porządku. Polska nie była nigdy państwem zaborczym i teraz nie będzie bronią regulować stosunku Gdańska do siebie. Skoro Gdańsk żyje z pracy i bogactw naturalnych Polski i mimo to wykazuje nieuzasadnione roszczenia, to trzeba poważnie pomyśleć o odcięciu mu dopływu tych soków żywotnych, które go zasilają, za co nie umie być wdzięcznym.
Celem mojego tu pobytu jest nie tylko bliższe poznanie najbardziej lojalnej i patriotycznej ludności, ale przede wszystkim zachęcanie jej do wytrwałej i intensywnej pracy dla uniezależnienia tej ziemi na polu gospodarczym. Póki co Gdańsk jest taki jak obecnie, nie możemy go wzbogacać przez kupowanie i sprzedawanie za jego pośrednictwem, przez traktowanie go jako ośrodka przemysłowego tej ziemi. Niezależność polityczną musimy spotęgować niezależnością gospodarczą i pozostawić Polskę przyszłym pokoleniom bez serwitutów przeszłości. Ten serwitut jaki płacimy Gdańskowi, musi być usunięty. Musimy uniezależnić się gospodarczo od sąsiadów, czy to z prawej czy z lewej strony, a wówczas sąsiedzi inaczej na nas patrzeć będą, uznając, że jesteśmy potęgą, z którą zawsze liczyć się trzeba, i uchylać czoła przed pracą polskiego narodu i jego kulturą.
(Z. Witkowski, Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej 1921 - 1935, Warszawa – Poznań - Toruń 1987, s. 110 – 115) napisał, iż mowa Prezydenta Wojciechowskiego w Kartuzach nie pozostała bez echa w kraju i za granicą. Miała ona na celu wspieranie rządu.
Natomiast cytowana już (Księga pamiątkowa…) podaje, że 28 kwietnia Prezydent zwiedzał w dalszym ciągu powiat kartuski - Ręboszewo, Brodnicę, Klukową Hutę, Sulęczyno i Chmielno, gdzie odwiedził warsztat garncarski Neclów.
Wieczorem do Kartuz przybyli z Warszawy: Premier i Minister Spraw Wewnętrznych gen. Władysław Sikorski, Marszałek Senatu RP Wojciech Trąpczyński, Marszałek Sejmu Maciej Rataj, Minister Wojny Kazimierz Sosnkowski, Minister Skarbu Władysław Grabski, a z Poznania przybył Prymas Polski ks. kardynał Edmund Dalbor.
29 kwietnia rano Prezydent z członkami rządu opuścił Kartuzy i wyjechał do Gdyni. Z dworca delegacja udała się na miejsce, gdzie miał stanąć gmach dworcowy, a ks. kardynał Dalbor dokonał poświęcenia kamienia węgielnego.
Następnie Prezydent udał się na pokład kanonierki „Komendant Piłsudski” i wyjechał na morze aby dokonać przeglądu floty wojennej. Wieczorem Prezydent przybył do Pucka, a następnego dnia rano do Swarzewa, Żarnowca i Wejherowa.
W nocy pociąg prezydencki ruszył w kierunku Gdyni, Bydgoszczy, Torunia do Warszawy, gdzie Prezydent zawitał 1 maja w południe.
Ta całotygodniowa podróż Prezydenta Stanisława Wojciechowskiego po polskim Pomorzu była pierwszorzędnym wydarzeniem politycznym i historycznym, gdyż Prezydent wielokrotnie podkreślał znaczenie Pomorza dla Polski.
Norbert Maczulis