Chodząc z Janem Kostuchem jesienią 2010 roku po zaniedbanym, dwudziestopięciotysięcznym mieście, w wyobraźni widziałem małego Julka biegającego jego piaskowo – kamienistymi uliczkami. Byliśmy w jego rodzinnym domu, które jest teraz zamienione na muzeum jego imienia. Po przeciwnej stronie ulicy jest wspomniane liceum, teraz o zupełnie innym przeznaczeniu. Późniejsze dzieciństwo upływało Juliuszowi we Wilnie, dokąd przeprowadził się z rodzicami. W domu panowała atmosfera salonowa, typowa dla rodziny inteligenckiej. Przychodzili koledzy ojca Euzebiusza m.in. Jan i Jędrzej Śniadeccy, Joachim Lelewel, Julian Korsak i Antoni Edward Odyniec. Rozmawiano o literaturze, wychodzących książkach, słuchano muzyki, omawiano porozbiorową sytuację w Polsce. Pogranicze wielonarodowościowych kultur, z dala od wielkomiejskich cywilizacji, kształtowały wrażliwość i osobowość chłopca. Barwna przyroda, wschody i zachody słońca nad zakolami Ikwy i Niemna, dopełniały romantycznych cech przyszłego poety. W roku 1822 w domu Słowackich wielokrotnie bywał Mickiewicz, i to było pierwsze spotkanie gimnazjalisty ze znanym już poetą. Pewnie wtedy żaden z nich, nie spodziewał się, że zajdą tak daleko i że późniejszym miejscem ich spotkań, będzie Paryż. Najpierw w roku 1814 umiera ojciec Juliusza, a dziesięć lat później od uderzenia pioruna, ginie ojczym profesor August Becu. Jedynakowi została tylko matka i dwie przyrodnie siostry; Aleksandra i Hersylia Becu. Jako dorastający nastolatek, Julek miał opinię wesołego, dowcipnego i cenionego towarzysza zabaw. Pani Salomea pisała do Odyńca, że Julek z Hersylią przetańcowali dwieście czterdzieści taktów bez odpoczynku, czyli 6 walców, co stanowi 240 kółek. Julek triumfował, że po tańcu mniej mu się kręciło w głowie niż Hersylii.
W poemacie Godzina myśli, będąc na emigracji Słowacki napisze o swym mieście:
Tam – pod okiem pamięci – pomiędzy gór szczytem
Piękne rodzinne miasto wieżami wytryska
Z doliny, wąskim nieba nakrytej błękitem.
Po ukończeniu Uniwersytetu Wileńskiego na wydziale prawa, na początku lutego 1829 rok wyjeżdża do Warszawy i opuszcza Krzemieniec. Później czas pokazał, że nigdy do niego nie wrócił. Po rekomendacji ważnych osób, młody aplikant został zatrudniony w biurze Zagląda do kawiarni, poznaje wiele osób ze środowiska intelektualnego. Z powodzeniem odnalazł się w stolicy Księstwa. Oprócz bezpłatnej posady, znając swoje możliwości literackie, szuka sławy, pisze liryki powstańcze, powieści i wiersze: Hymn – Bogarodzico Dziewico, Odę do wolności, Kuklik. Czuł jednak rozgoryczenie, bo sława nie przychodziła, lecz kazała na siebie długo czekać. Dzieli się swoją rozterką w listach do matki. Warszawa szykowała się już do powstania. Do końca życia nie mógł sobie darować, że nie wziął udziału w powstaniu styczniowym. Juliuszowi, jako kurierowi powierzono ważną zagraniczną misję dyplomatyczną. Wziął walizkę książek, ubiory i wyjechał. Jego droga prowadziła przez Wrocław, Drezno, Weimar, Fuldę, Frankfurt, Paryż, Verdun do Londynu. Ciekawy miejsc historycznych, ciekawy świata, na koszt matki udaje się w latach 1832 – 1836 w podróż po Europie. Mieszkał w Paryżu i w różnych miejscach Szwajcarii, potem wyjechał do Włoch, gdzie poznał Zygmunta Krasińskiego. On pierwszy docenił talent przyjaciela i wartość jego dotychczasowych utworów. Natchnął go wiarą we własne siły i czekającą go wielkość. W Rzymie miał czas na malarstwo, rysunek i grę na fortepianie. Podczas pobytu we Florencji zaczął pisać poemat Anhelli. Przybliżył w nim pesymistyczny los polskiego zesłańca na Sybir, w odniesieniu do sytuacji w porozbiorowej Polsce. Bezludna, wroga ziemia syberyjska była miejscem martyrologii polskich zesłańców.
W drugiej połowie roku 1837 wyjeżdża w długą podróż do Afryki i na bliski wschód. Droga prowadziła przez Grecję, Egipt, Liban, Syrię, Palestynę. Zatrzymuje się w Kairze, ogląda Luksor i piramidy, Aleksandrię, Damaszek, Bejrut, Liban. W przemieszczaniu się korzysta ze statków i wielbłądów. Zauroczony antyczną historią Hellady, odwiedza kolejno: Spartę, Ateny, Korynt, Mykeny, a w nich grób Agamemnona. Tam zrodziła się u poety myśl o napisaniu poematu o tej nazwie. Spędzi w grobie samotnie jeden dzień. W utworze, dał gorzki rozrachunek z ojczyzną i z samym sobą. Wstydzi się za Polaków, że brakuje im odwagi. „ Pawiem narodów byłaś i papugą, a teraz jesteś służebnicą cudzą”. Polska wdała mu się podobna do Prometeusza, której sęp wyjada nie serce, ale mózg i rozum. Stawia przed oczyma obraz oddziału inicjatora powstania listopadowego Piotra Wysockiego, biegnącego ulicami pustej Warszawy i wzywającego do walki o wolność. Niestety, jego głos odbijał się głuchym echem, od szczelnie pozamykanych okiennic domów. Ówczesne wady narodowe; niezgoda, kłótnie, pycha rządzących i brak troski o wspólne dobro, doprowadziły do upadku powstania listopadowego i utraty niepodległości. Jakże aktualne są i dziś te słowa po 174 latach. Czas je nam przemyśleć, żeby nie było za późno, żebyśmy wkrótce nie żałowali jako naród, jako Polska.
Podczas pobytu w Palestynie odwiedza miejsca związane z działalnością Chrystusa: Betlejem, Nazaret, Jordan, Genezaret, Jerozolimę, Górę Oliwną, Betanię. W nocy z 14/15 stycznia 1837 roku, spędza samotnie noc na modlitwie i rozmyślaniu, przy grobie Chrystusa, następnie służy do mszy świętej. Później u celebransa tej mszy, jezuity Maksymiliana Ryllo, wyspowiadał się pierwszy raz, po wielu latach.
Niezwykła wymowa poezji, różnorodność i bogactwo myśli, miały przemówić do czytelników dopiero po latach, a w zasadzie po śmierci poety. Mickiewicz nieżyczliwie patrzył na młodszego kolegę, dochodziło między nimi do polemik i sporów, kto jest pierwszy wśród narodowych wieszczy. Każdy miał inną wizję świata i inną koncepcję wyzwolenia ojczyzny. Słowacki w przeciwieństwie do Mickiewicza, był zwolennikiem zrywu całego narodu. Byli jak ”dwa na słońcach swych przeciwnych Bogi”. Zwalczali go za odmienność języka poetyckiego i odmienność idei. Nagonka była bardzo ostra, niekiedy wroga. Musiał z tym żyć, nie obce mu były nastroje smutku i zniechęcenia. Przyćmiony wielkością Mickiewicza, miał żal do ludzi, że go nie rozumieją. Jedynym jego obrońcą był Zygmunt Krasiński, bo on potrafił dostrzec prawdziwą wielkość autora Balladyny, Anhellego, Mazepy, Kordiana, Lilly Wenedy, Beniowskiego… Niedoceniany poeta nie zamknął się jednak w swoich żalach, niekiedy w nieprzyjaznym dla siebie gronie improwizuje na przemian z Adamem. Nie do wiary, że tym uniesionym mowom przysłuchiwali się; Norwid, Szopen, Krasiński, Czartoryski, Lelewel, Jański, Goszczyński, Mochnacki, Domeyko. Takie postacie w jednym miejscu i jednym czasie, to zadziwiające wydarzenia.
W roku 1846 Słowacki przyjeżdża do Wielkopolski na wieść o powstaniu przeciw pruskiemu zaborcy. We Wrocławiu spotyka się z matką po 19 latach niewidzenia. Po tym spotkaniu Juliusz ponownie wraca do Paryża, ale już z objawami gruźlicy. Jeszcze zdążył napisać proroczy wiersz o wyborze słowiańskiego papieża. Proroctwo stało się faktem po 130 latach i dotyczyło wyboru słowiańskiego papieża – Karola Wojtyły. W marcu 1849 roku siły opuszczały go coraz bardziej. Drugiego kwietnia poprosił o księdza na spowiedź i opatrzenie sakramentami. Już leżał , nie miał sił chodzić. Niemal w ostatniej chwili dostarczono mu list od matki. Poznał jej rękę, twarz mu rozjaśniała, polecił go odpieczętować i przeczytać. Trzeciego kwietnia zmarł. Garstka 30 osób odprowadziła poetę na cmentarz Montmartre. Nad grobem nikt nie powiedział ani słowa. Nie było Mickiewicza, ale był Norwid.
Słowacki żył w cieniu Mickiewicza, był poetą o szerokich horyzontach, był głosem uciśnionego narodu, nawoływał do zjednoczenia we wspólnej walce z zaborcami. Na niedługo przed śmiercią powiedział; przekażcie żem dla ojczyzny sterał moje młode lata. Nie zrozumiany za życia, napisał w testamencie;
„ zostanie po mnie ta siła fatalna,
Co mnie żywemu tylko czoło zdobi,
Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna,
Aż was, zjadacze chleba – w aniołów przerobi ”.
Pisał z niebywałym talentem i kunsztem poetyckim. W krótkim życiu jego dorobek literacki obejmuje: 11 dramatów, tyleż samo poematów i 13 wierszy. Twórczość Słowackiego była inspiracją dla malarzy, scenarzystów, pisarzy i reżyserów. Na życzenie Piłsudskiego, prochy poety zostały sprowadzone do Polski w roku 1927 i złożone na Wawelu, „bo królom był równy”, jak powiedział w niezwykłej mowie pogrzebowej , żegnający go Naczelnik Państwa. A my z Janem nie mogliśmy uwierzyć, że mogliśmy chodzić jego krzemienieckimi śladami.
Tadeusz Gawlik