Wprowadzenie
W niedzielę, 16 maja 2004 r. rozpocząłem swoje spotkanie – pielgrzymkę do klasztoru La Grande Chartreuse we Francji. Wyjechałem z Miechucina do Gdańska, a stamtąd do Warszawy. Następnego dnia wyjechałem autobusem z Warszawy Zachodniej do Grenoble. O godz. 17.00 byłem we Wrocławiu, a stamtąd autobusem francuskim z polską obsługą wyjechałem przez Niemcy do Szwajcarii z przesiadką w Zurychu i dalej do Francji.W Zurychu czekałem godzinę na kolejny autobus. Przyjechał opóźniony z obsługą hiszpańską.
Głównym celem mojego wyjazdu było nawiązanie kontaktu z Wielką Kartuzją we Francji w związku z zaproszeniem mnie przez Ojca Generalnego Zgromadzenia Kartuskiego oraz przyczynienie się do upowszechnienia kultu św. Brunona – patrona miasta Kartuzy. Cel ten może być realizowany w formie stałej ekspozycji muzealnej oraz wydawnictw dotyczących św. Brunona i zakonu kartuzów. Zamiarem moim było pozyskanie eksponatów muzealnych związanych z dziejami klasztoru kartuzów iosady przyklasztornej, z której powstałomiasto Kartuzy.
Tak się szczęśliwie złożyło, że Sekretarzem Generalnym Zgromadzenia Kartuskiego jest Pater Paul, który prowadził ze mną korespondencję. Zrozumiał moje intencje i sprawił, że mój wyjazd do Francji stał się możliwy.
Dzień mojego przyjazdu do La Grande Chartreuse był także szczególny i dla nas Polaków pamiętny – 60 rocznica zdobycia przez Polaków klasztoru na Monte Cassino.
Mając tak niecodzienną, rzadko spotykaną możliwość poznania się z mnichami kartuskimi postanowiłem na żywo spisać dziennik z pobytu w klasztorze La Grande Chartreuse, by podzielić się swoimi spostrzeżeniami i refleksjami.
Myśl spisania pamiętnika zrodziła się już Chartreuse, kiedy to poznałem pierwszych mnichów kartuskich. Uznałem, że dla potomnych powinien pozostać ślad z tego spotkania, gdyż znajomość dziejów zakonu kartuskiego wśród mieszkańców miasta, szczególnie młodszego pokolenia, jest bardzo skromna i często nieprawdziwa, owiana legendą. Stąd też przedstawienie informacji z żywego spotkania z obecnie funkcjonującymi kartuzami we Francji, i to w samym sercu zakonu kartuzów, na pewno zainteresuje mieszkańców miasta, którego patronem od 2002 r. jest św. Bruno – pierwszy kartuz. Przybliży też na pewno sens kultu św. Brunona, zainspiruje młode pokolenie do naśladowania tych idei. Nie odbędzie się to również bez echa wśród zwiedzających muzeum turystów z kraju i zza granicy. Na pewno jednak przyczyni się do rozszerzenia i upowszechnienia kultu św. Brunona związanego od początku istnienia kartuskiej osady z obecnym miastem Kartuzy. A to jest bezsprzecznie obecnie nowa misja naszego muzeum.
Reguła zakonu bowiem jest bardzo surowa: mnisi nie rozmawiają ze sobą, mieszkają w osobnych celach, nie kontaktują się z otoczeniem, a wszystko po to, by w ciszy i spokoju żyć w łączności z Bogiem. Ta więź trwa już 920 lat, od chwili powstania klasztoru La Grande Chartreuse w 1084 r. związanego z osobą św. Brunona i jego kultem, po dzień dzisiejszy.
Moje spotkanie z następcami św. Brunona sprawiło mi radość i satysfakcję. Mnisi uzmysłowili mi jednak sens ich powołania i wskazali drogę doczesnego pielgrzymowania ku życiu wiecznemu. Dostąpienie Łaski Boskiej i zapewnienie życia wiecznego jest ziemskim pragnieniem każdego chrześcijanina, bowiem całe nasze życie już od momentu narodzin zmierza ku śmierci, którą każdy z nas musi przejść sam – wcześniej czy później. Jednak o cel naszego życia ziemskiego sami zapytajmy Pana, który tak, jak kartuzi, też dużo nie mówi. Zastanówmy się więc nad naszym późniejszym losem sami, najlepiej – w ciszy i samotności...
Dzień pierwszy – 18 maja 2004 r. (wtorek)
O godz. 17.45 przyjechałem do Grenoble. Kilka minut czekałem na kierowcę z La Grande Chartreuse, który przyszedł mnie odebrać. Wielka ulga. Rozmawiałem z nim po niemiecku o sprawach dla mnie ważnych i interesujących – o mnichach kartuskich. Po bez mała godzinieprzybyliśmy do klasztoru położonego w górach w masywie Chartreuse w Alpach Delfinatu na wysokości ponad 1000 m n.p.m., tam gdzie niegdyś żył i działał św. Bruno. Byłem wysoko, bardzo wysoko w górach – pierwszy raz w życiu. Komórka straciła zasięg, a ja łączność ze światem zewnętrznym. Udało mi się jeszcze zadzwonić do syna Gracjana do Warszawy i powiedzieć, że jestem na miejscu.
Dojechaliśmy na miejsce. Co za wrażenie. Stałem przed furtą Monasteru de La Grande Chartreuse, historyczną budowlą przypominającą czasy bardzo odległe, mającą w swym charakterze architektonicznym coś z zamku, pałacu sprzed wieków. W myśli zastanawiałem się nad tym, jak wyglądają mnisi, o których wiele czytałem, nieznani mi przecież, obcy, aczkolwiek bardzo bliscy, znani z literatury i wyobraźni. Po prostu mnisi kartuscy, dawni mieszkańcy Ziemi Kartuskiej.
Kierowca otworzył furtę i weszliśmy na dziedziniec kartuzji. Zobaczyłem z daleka zbliżającego się mnicha w wieku ok. 30 lat ubranego w jasny habit – obraz jak z książki... Przywitał się ze mną. Wziął mój bagaż i poszliśmy do budynku obok kartuzji – jak się okazało – budynku hotelowego mnichów kartuskich. Tam dostałem mały pokoik, bardzo skromnie umeblowany, gdzie nocuję. Na dole jest kuchnia, z której mogę korzystać. Tym poznanym zakonnikiem był Ojciec - Pater Prokurator, który jest upoważniony do kontaktów z osobami spoza zakonu[1].
Ojciec Prokurator zadzwonił po Sekretarza Generalnego Ojca Paula. Bardzo serdecznie wita się ze mną, jak stary znajomy, cieszy się i z radością zaczyna... mówić po polsku. No, jestem w domu – błysnęła mi myśl... Ma mało czasu, wyjaśnił mi tylko najistotniejsze sprawy organizacyjne i powiedział, że jutro się spotkamy. Mogę iść, jeśli chcę, na Mszę Św. do klasztoru. Oczywiście, że chciałem. Nie tyle z ciekawości, co z zainteresowania i przeżycia chwil w klasztorze, co zostało mi dane.
Zanim pożegnaliśmy się Ojciec pytał mnie o Polskę, o Kaszuby, interesował się wszystkim, co polskie. Ojciec Prokurator mówiący po włosku i francusku, odszedł od nas, my rozmawialiśmy jeszcze przez długą chwilę.
W domu hotelowym mieszkam całkiem sam, stąd mam polecenie, aby zamykać drzwi na klucz, bo często zaglądają tu ciekawscy, nieproszeni turyści. Z okna mojego pokoju na piętrze widzę zamkniętą furtę klasztoru. Wiem, że zakonnicy nikogo do klasztoru nie wpuszczają. W tle widzę wysokie góry Alpy, a na ich tle za drzewami w kotlinie pobudowaną kartuzję.
Jest już późny wieczór. Co jakiś czas słyszę odgłos dzwonu dobiegającego z klasztoru. Robi to wielkie wrażenie i jest niezwykłym przeżyciem, spotęgowanym świadomością, że jestem daleko od domu, bez żadnego kontaktu z ludźmi, sam w górach, w pustelni obok Wielkiej Kartuzji – milczącego zakonu mnichów kartuskich. A za oknem wielka ciemność – żadnej lampy ulicznej, oświetlenia. Nie ma tu radia, TV, żadnej wiadomości ze świata.
Dzień drugi – 19 maja 2004 r. (środa)
Rano przy śniadaniu był ze mną Ojciec Paul. Rozmawialiśmy o różnych sprawach. Opowiadałem Ojcu o mojej pracy poświęconej św. Brunonowi, jaką pragnę przygotować na Podyplomowe Studium Muzeologiczne Uniwersytetu Jagiellońskiego, o dziejach Kartuz i zakonu kartuzów.
Ojciec Paul oświadczył mi, że uzgodnił z Ojcem Prokuratorem moje uczestnictwo we Mszy Św. Mam zająć miejsce obok Ojca Generała. Jest to dla Kartuz, Muzeum Kaszubskiego i dla mnie wielki zaszczyt.
Przekazałem Ojcu Paulowi w darze wszystkie roczniki „Kaszubskich Zeszytów Muzealnych”, „Die kaschubischenHeimatsagen des Alexander Treichel”, mapę Kartuz, rocznik„Acta Borussica” wydany w Oberschleißheim/ Monachium z zawartymi w nich w języku niemieckim moimi artykułami o Kartuzach i wprowadzeniu do wystawy o A. Treichelu zorganizowanej w Bayerischem Staatsarchiv München. Następnie przekazałem ręcznie wyhaftowany owalny obrus kaszubski. Dokładnie pasował na stolik okolicznościowy, który znajdował się w sali spotkań domu hotelowego w La Grande Chartreuse. Ojciec Paul serdecznie podziękował i podziwiał obrus.
Ojciec Paul przyniósł mi mój referat „Święty Bruno – założyciel zakonu kartuzów i jego idea duchowa na Ziemi Kaszubskiej”, który wysłałem do Wielkiej Kartuzji kilka tygodni wcześniej. Wygłaszałem go w dniu 4 czerwca 2002 r. na Uroczystej Sesji Rady Miejskiej w Kartuzach, w związku z ustanowieniem św. Brunona patronem miasta Kartuzy.
O godz. 16.15 poszedłem z Ojcem Paulem do Wielkiej Kartuzji, do kościoła, aby wziąć udział we Mszy Świętej. Weszliśmy do pierwszej części kościoła z ołtarzem, gdzie przebywają Ojcowie i Bracia.
Nagle do stalli obok mnie zmierza mnich. Jest to Ojciec Generał. Wyjmuje swą księgę i otwiera na właściwej stronie, tej samej, co mi otworzył Ojciec Paul. Nagle, w zupełnej ciszy, ktoś dwa razy puka w stalle. To Ojciec Generał. Rozpoczyna się Msza Święta. Wszyscy zakonnicy śpiewają ze swych ksiąg – po łacinie – pieśni gregorańskie a capella. Podczas Mszy Św., która trwała 1,5 godziny nic nie mówią.
Starałem się robić to, co mnisi. Próbowałem czytać tekst łaciński i śpiewać go wraz z nimi.
Podczas Mszy Św. nigdy nie ma homilii, ale w jej miejsce była jedynie dłuższa przerwa ciszy liturgicznej, na kontemplację lub swoją modlitwę. Po zakończonej Mszy Św. i modlitwach, w zupełnej ciszy kościół opuścił jako pierwszy Ojciec Generał, a za nim czynili to pozostali mnisi.
Wszystko robi ogromne wrażenie. Czułem się, jakbym był na przedstawieniu. Ojciec Paul powiedział mi, że jestem pierwszy z Kartuz, który jest w tym kościele na Mszy Św. Godny podziwu jest fakt, że Ojcowie ciągle się modlą. Ojciec Paul mówił, że czasami śpi 4 godziny na dobę.
Dzień trzeci – 20 maja 2004 r. (czwartek)
Wstałem po 6.00, po przemyśleniach, wyszedłem do monasteru. O 8.50 otworzyła się furta – a w niej uśmiechnięty Ojciec Paul – Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – usłyszałem – Na wieki wieków. Amen. Szliśmy w stronę kościoła, prowadził mnie poruszający się powoli, przy pomocy lasek, chory ale pogodny, zadowolony i radosny. Msza Św. trwała, jak wczoraj,1,5 godziny. Byłem urzeczony nastrojem w kościele – coś nieprawdopodobnego. Całość jest jak spektakl teatralny – przy pięknym chóralnym śpiewie mnichów.
Po Mszy Św. zwiedzałem wraz z Ojcem Paulem kartuzję. Jeśli chcę, mogę robić zdjęcia, niestety nie wziąłem aparatu. Zrobię je po południu, po obiedzie. O 14.15 zjawiłem się ponownie w kartuzji z aparatem fotograficznym. Zrobiłem zdjęcia,mam nadzieję, że się udadzą. Ale to nie było dla mnie w tym momencienajważniejsze. Ważna jest chwila. W swej celi Ojciec Paul dał mi różańce,które przygotowane dla mnie leżały na stole w jego celi. Zostały wykonane przez kolegę Ojca Paula – kartuza z kartuzji włoskiej (certosa) i są związane z Rokiem Różańca Św.,ogłoszonym przez naszego papieża Jana Pawła II.
Byliśmy w bibliotece monasteru, która liczy ok. 50. tys. woluminów. Jest już cała skomputeryzowana. Wśród nich jest opublikowana praca doktorska R. Witkowskiego, Jerzy Schwengel (1697-1766) przeor kartuzji kaszubskiej i dziejopis kościoła, która została wydana w Poznaniu w 2004 r. Ojciec mówił mi, że dostał ją niedawno z Poznania i później mi ją przyniesie. Nie znam jej, więc chętnie zapoznam się z jej treścią.
Ojciec Paul poinformował mnie, że Ojciec Generalny odwiedzi mnie w sobotę po Nieszporach, a jutro pojedziemy do muzeum. Jestem ciekawy, jakie zobaczę eksponaty kartuskie.
Po powrocie do mojego pokoiku „celi” do późnego wieczora czytam pracę R.Witkowskiego. Jest bardzo interesująca, chociaż niektóre fakty kartuskie są mi już znane. Zaczytałem się, a za oknem już świta. Rano mam iść na Mszę Św. Nastawiłem budzik pożyczony od Ojca Prokuratora. Zapisałem swoje notatki. Prawie skończyłem moje zapiski, gdy mój jedyny długopis odmówił posłuszeństwa. Wypisał się. A to pech... czas na spoczynek.
Dzień czwarty – 21 maja 2004 r. (piątek)
Zgodnie z planem pojechaliśmy do muzeum kartuzów. W muzeum nie ma wielu eksponatów (starych obiektów), ale są plansze, opisy i filmy poświęcone kartuzom. Przedstawione są dzisiejsze kartuzje, o mieście Kartuzy nie maani słowa. Na przedstawianych zdjęciach widziałem niektórych mnichów, których poznałem na Mszy Św. w Wielkiej Kartuzji. Muzeum zwiedzałem wyposażony w słuchawkę. Wciskając żądany numer planszy słyszałem głos lektora omawiającego tę część ekspozycji. Istniała możliwość wyboru 6 języków – wybrałem niemiecki.Polskiego niestety brak.
Ojciec Paul śmiał się i stwierdził, że to wszystko znam. Pokazane są eremy – cele, które istnieją w Wielkiej Kartuzji. Na jednym ze zdjęć przedstawiony jest cmentarz kartuzów, który widziałem na własne oczy. Tu wmuzeum nie robi na mnie tak silnego wrażenia, jak w samej kartuzji. Jest też fotografia przedstawiająca, jak mnisi chowają zmarłego Ojca. Bez trumny, w habicie, z głową nakrytą kapturem w taki sposób, że nie widać twarzy, zaś w pogrzebieuczestniczą wszyscy mnisii wszyscy pracownicy. Nie ma rodziny zmarłego.Pokazałem to Ojcu Paulowi – skinął głową. Przecież – jesteśmy świadomi - on sam też będzie tak pochowany.
Lektor w słuchawce opowiadał to, co widziałem już na własne oczy w Wielkiej Kartuzji, jak są chowani Ojcowie oraz jak wygląda ich cmentarz. Jest to teren pokryty trawą, na której znajdują się rzędy czarnych krzyży drewnianych bez nazwisk. Po lewej stronie cmentarza znajdują się białe krzyże kamienne z nazwiskami. Są to groby Przeorów – Generałów. Ostatnio zmarły Przeor życzył sobie być pochowanym bez nazwiska. Stanie się to w Zakonie – wg Ojca Paula – już tradycją. W kartuzji istnieją dokładne plany oraz informacje, w którym miejscu jest pochowany mnich. Cmentarz robi nieprawdopodobne wrażenie. Las krzyży, pod którymi leżą anonimowi kartuzi.
Zacząłem zastanawiać się nad tym, gdzie leżą kartuzi kartuscy. W kościele – Kolegiacie podprezbiterium, czy obok niej? Tak, obok Kolegiaty, przy wejściu do zachrystii, stoi Krzyż. Też wszyscy są anonimowi...
Pytam Ojca Paula – dlaczego? On odpowiada – A po co? Do rozmowy jeszcze muszę powrócić, bo przecież trudno to zrozumieć.
Po południu przyszedł Ojciec, porozmawialiśmy, powiedział mi kurtuazyjnie, że czyta zeszyty muzealne, które są bardzo ciekawe. Przyniósł mi widokówki, z których część zabiorę do muzeum do sali poświęconej Św. Brunonowi. Dał mi srebrny medalik ze Św. Brunonem i logiem kartuzów oraz 3 medale z wizerunkiem Św. Brunona dla rodziny.
Dzień piąty – 22 maja 2004 r. (sobota)
Byłem na Mszy Św. W dni powszednie jest inny porządek niż w święta. Dzisiaj byłem z gościem kartuzów mieszkającym w pokoju za ścianą. Ojciec Paul wysłał nas przed Mszą na balkon, aby tam obserwować jej przebieg. A więc nie każdemu jest dane przebywać bezpośrednio na mszy w kościele wraz z Ojcami ?
Po Mszy Św. spotkaliśmy się i ofiarowałem ojcu „Me trzimome z Bogiem” z wpisaną wcześniej osobistą dedykacją:
„Scribie Ojcu Pawłowi Kowalczewskiemu z Wielkiej Kartuzji od scriby z Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach... – La Grande Chartreuse, 22 maja 2004”. Myślę, że się ucieszy.
Ojciec Paul zaczął opowiadać o kartuzach i życiu kartuzji.
Wyjaśnił mi, że nie jest prawdą, co muszę podkreślić, iż mnisi witają się pozdrowieniem „Memento mori” – pamiętaj o śmierci, co było wymysłem romantyków XIX wiecznych, w kontakcie pisemnym czy ustnym mówią po prostu „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”.
Mnisi nie rozmawiają ze sobą. Jedynie Ojcowie, w niedzielę po południu przez godzinę rekreacji i w poniedziałek,spotykają się na wspólnej godzinnejwycieczce, podczas której mogą prowadzić rozmowy. Tylko Ojciec Przeor – Generał – oraz Ojciec Prokurator mają kontakt ze światem zewnętrznym, zaś Sekretarz Generalny prowadzi sprawy pisemne.Kontakt pisemny jestścisły. Zakonnicy mówią, że kto szuka Boga potrzebuje ciszy. Guigo I, następca św.Brunona i Przeorkartuzji powiedział, że: „Mnich w celi – w samotności i ciszy – czuje się jak ryba w wodzie”.
Dzisiaj w literaturze pisze się, że pierwsi mnisi Wielkiej Kartuzji spali po 2 w celach. Budowali bowiem kościół i swoje własne cele, a była to długotrwała, wielka i ciężka praca. Ze źródła św. Brunona płynęła woda przez wszystkiecele, aby mnisi nie musieli z nich wychodzić na zewnątrz. Wodę otrzymali mnisi w Wielkiej Kartuzji dopiero w 1941 r., ale instalacja była zbyt płytko wykopana i już tej zimy woda zamarzła. Dopiero od ubiegłego roku posiadają wodę (tylko zimną) w swych celach. Do tej pory było tak, że po Mszy Św. mnisi nabierali wodę do glinianych garnków z kurków znajdujących się na krużgankach.
Na moje zapytanie: „Jak Ojciec zapatruje się na wpływ kartuzów na Kaszubów” Ojciec Paul opowiedział mi taką historię:
dwa lata temu ścięto krzyże znajdujące się w wysokich partiach gór – w Masiv de La Chartreuse – na wysokości ponad 2 tys. m n.p.m. Wówczas miejscowa ludność, nieznana mnichom, zebrała potrzebne środki i odtworzyła owe krzyże. W zamian za ten fakt, Ojcowie zaprosilitych dobrowolnych pracowników do zwiedzenia kartuzji. Większa część z nich nigdy niebyła wklasztorze, zrobiła dużo zdjęć i przeżyła to spotkanie duchowo imaterialnie.Postawiono te krzyże z powrotem chcąc bronić Ojców kartuzów. Niektórzy z nich mówili, że nie chodzą do kościoła, ale przecież sam Pan Bóg wie, co dzieje się w ich sercach... Kontakt z Bogiem jest darem bożym. Jesteśmy synami Kościoła, otrzymaliśmy ten dar od Boga, a nasze powołanie należy do życiakościelnego. Im bardziej mnich związany jest z Bogiem, tym bardziejwprowadza życie boskie do życia Kościoła. Jeśli nasza wiara nie byłaby owocna dla świata i Kościoła, to tym bardziej nasze rozmowy nie byłyby owocne.
Zapytałem, dlaczego na cmentarzu kartuzów na grobach jest tylko czarny krzyż bez nazwiska i porośnięta trawa. Ojciec Paul odpowiedział mi, że, „Nasze życie na tym świecie jest tylko pielgrzymką, bo dążymy do życia wiecz-nego. Ciało przez życie trzeba szanować, ale czas przemija i po okresie ziemskim mamy powrócić do Boga. Prochem jesteś i w proch się obrócisz. Ludzie modlą się o duszę zmarłego, więc muszą wiedzieć, gdzie ten człowiek jest pochowany. My modlimy się ciągle o zmarłych, codziennie jest odprawiana Msza Św. za naszych zmarłych”.
Powiedział również, że w archiwum są plany cmentarza i spisane są dane mnichów oraz miejsca ich pochówku. Dokładnie wiadome jest, gdzie są pochowani. Po latach w tym samym miejscu chowani są kolejni mnisi, a odkopane szczątki poprzedników są odkładane na bok i ponownie grzebane przed kolejnym pogrzebem. Gdy jeden z mnichów umiera, zwłoki są myte, zmarły jest ubierany w habit i umieszczany na środku kościoła. Przez cały czas, aż do chwili pogrzebu przy zmarłym modlą się 4 mnisi. Dzień pogrzebu jest bardzo uroczysty, biorący udział w pogrzebie mnisi śpiewają piękne i radosne pieśni, bo Brat czy Ojciec poszedł do Boga. Zmarły składany jest do grobu w habicie bez trumny.
Zrozumiałem wówczas, iż całe nasze życie nieuchronnie zmierza ku śmierci, którą trzeba przejść, ao cel należyzapytać Boga – on też dużo nie mówi.
Po Nieszporach odwiedził mnie Ojciec Generał, Ministergeneral zakonukartuzów. Przybył wraz z Ojcem Paulem. Rozmawialiśmy po niemiecku. Powiedziałem już na wstępie, że od 15 lat marzy mi się sprowadzenie do muzeum habitu kartuza. Prawie 200 lat temu odeszli kartuzi z Kartuz i do dzisiaj nie ma w mieście stroju zakonników, którzy założyli naszemiasto. Ojciec Generał przyznał mi rację.
Następnie przypomniałem, że w tym roku przypada 920 rocznica utworzenia Wielkiej Kartuzji oraz, że od 2 lat patronem miasta Kartuzy jest św. Bruno. Z tej okazji można wydać jakieś publikacje. Wspomniałem również, że w muzeum posiadamy izbę poświęconą św. Brunonowi z rzeźbami zakonników kartuskich z XVII w. Potrzebny jest katalog wystawy poświęconej św. Brunonowi w języku polskim, niemieckim i francuskim. Podczas dyskusji z obu mnichami doszło do przybliżenia stanowisk w kwestii organizacji seminarium poświęconemu rocznicy kartuzji, św. Brunonowi oraz pisanej przeze mnie pracy na Studium Podyplomowym Uniwersytetu Jagiellońskiego – Św. Bruno – patron Kartuz. Ojciec Generał poinformował mnie, że w sprawie wydawnictw mogę liczyć na pomoc kartuzji. Mówiłem o rozbudowie izby św. Brunona, o zamieszczeniu fotografii istniejących dziś kartuzji, itp., jak również o zamieszczeniu w folderze, jaki otrzymałem od Ojca Paula, a który przedstawia istniejące obecnie kartuzje na świecie miasta Kartuz z dopiskiem „Św. Bruno – patron miasta”. Obaj Ojcowie wyrazili zgodę na tę propozycję. Ojciec Paul powiedział mi, że foldery te są w przygotowaniu tłumaczenia na język polski. Gdy się ukażą, natychmiast mi je przyśle.
Ojciec Generał zapoznał się z VI tomem „Acta Borussica” wydanym w Niemczech, w którym ukazały się moje 2 artykuły o Kartuzach. Jako upominek przekazałem Ojcu Generałowi obrus kaszubski oraz grafikę naszej kolegiaty.
Spotkanie zakończył Ojciec Generał zapewnieniem, że mogę liczyć na ich pomoc. Zrozmowy byłem bardzo zadowolony pełen nadziei na dalszą współpracę. Taka była moja misja do Wielkiej Kartuzji – nawiązanie współpracymerytorycznej z ewentualnym wsparciem finansowym w celu upowszechniania kultu św. Brunona – patrona Kartuz i pierwszego kartuza. W tym to względziespotkałem się więc z całkowitym zrozumieniem.
Poprosiłem Ojca Paula o wykonanie zdjęcia z Ojcem Generałem, zaś Ojca Generała poprosiłem o wystosowanie życzeń dla Kaszubów. Zaraz po spotkaniu zadzwoniłem do domu, skąd w słuchawce usłyszałem śpiewy pożegnalne przy wędrującym po Miechucinie obrazie „Jezu ufam Tobie”, który w tej właśnie chwili opuszczał mój dom. Miał być u nas w innym terminie. Był właśnie wtedy, w tym momencie. Faktycznie więc – jak powiedział mi Ojciec Paul – Pan Bóg miewa czasem dobre humory...
Dzień szósty – 23 maja 2004 r. (niedziela)
O godz. 8.50 byłem na Mszy Św. w klasztorze. Zanim Ojciec Paul przybył dofurty, drzwi zdążył otworzyć mi mnich, z którym bratałem się na poprzedniej Mszy Św. Notabene bardzo ładnie śpiewał pieśni w klasztorze. Poznał mnie, uśmiechnął się, pozdrowił, podał rękę i otworzył furtę, Był ze swoją rodziną, która go odwiedzała. Widzę samochody rodziny – francuskie rejestracje.
Przed Mszą Św. nastąpiło święcenie wody. Ojciec prowadzący poświęcił też każdego. Wszyscy mnisi, i ja z nimi, podchodzili do ołtarza (jak u nas w Środę Popielcową), skłaniali się głęboko, a Ojciec prowadzący kropidłem święcił głowę każdego z nas. Coś takiego przeżyłem po raz pierwszy w życiu. Dla mnie był to rodzaj odnowy Chrztu Św.
Po Mszy Św. przyszedł do mnie Ojciec Paul. Był zadowolony z rozmowy z Ojcem Generałem. Dałem mu moją pracę „Die kaschubischen Heimatsagendes Alexander Treichel” z prośbą o przekazanie dla Ojca Generała. Wpisałem po niemiecku dedykację dotyczącą Kaszub i mnie jako autoraz prośbą omodlitwę za nas wszystkich. Ojciec Paul powiedział, że rozmawiał już w sprawie zdjęć wszystkich kartuzji i da mi płytę CD.
Ojciec Paul opowiedział mi, że w literaturze pisze się, że św. Bruno był założycielem zakonu kartuzów. A tak przecież nie było. O założeniu można mówić wówczas, gdy realizuje się wcześniej opracowany plan. Musi on być poparty i zatwierdzony przez biskupa. Założyciel buduje zakon powoli realizując określone cele.
Św. Bruno wcale tego nie zakładał. On tchnieniem Ducha Św. szukał Boga. Myślał o pierwszych wiekach Kościoła i o prześladowaniach męczenników, którzy dla pierwszych mnichów – kartuzów byli wzorami.Zamiarem pierwszych mnichów na pustyni było w samotności i ciszy współdziałanie z braćmi. Lepiej jest więc mówić, że św. Bruno jest ojcem wszystkich kartuzów.
Później Ojciec Paul opowiadał mi o swoim życiu.
Dzień siódmy – 24. 05. 2004 r. (poniedziałek)
Rano o 7.50 byłem przed furtą, by o godz. 8.00 uczestniczyć we Mszy Św. Gdy po Mszy Św. przyszedł do mnie Ojciec Paul, pokazałem mu nabytą płytę CD z nagraniami mnichów kartuskich – In Principio – Na początku.
Ojciec przetłumaczył mi opis płyty. Śpiew kartuzów jest wierny XI wiecznej, średniowiecznej oryginalności w płd - zach. Francji. Kartuzi śpiewają teksty sakralne, jest to śpiew gregoriański.
Dzisiaj mnisi wyszli na spacer, na wycieczkę. Wychodzą na wspólne wycieczki raz w tygodniu, wtedy mogą rozmawiać ze sobą. Widziałem i słyszałem jakrozmawiają ze sobą po francusku.
Po południu pojechałem z Ojcem Paulem na wycieczkę w góry do kościoła św. Brunona i kapliczki, byłej celi pierwszego mnicha położonej 1155 m.n.p.m. Ojciec Paulpowiedział mi, że w pobliżu znajduje się też źródło o nazwie św. Bruno. Napiliśmy się więc symbolicznie wody płynącej z tego źródła. Podziwiałem Ojca, jego trud i zaangażowanie w to, aby pokazać mi jak najwięcej szczegółów dotyczących osoby św. Brunona.
Kapliczka jest murowana, ale kiedyś byławykonana zdrewna. Przed wygnaniem kartuzów zostały wywiezione z kościoła stalle do kartuzji we Włoszech, gdzie znajdują się do dzisiaj. Widział je tam Ojciec Paul. Przy kapliczce św. Brunona zrobiłem kilka zdjęć. Nawet trafił się człowiek, który zrobił nam wspólne zdjęcie wewnątrz kaplicy – celi św. Brunona – 1155 m. n.p.m. Ktoś chciał, aby ów człowiek siedział na ziemi tuż przed drzwiami kaplicy i czytał książkę !
A więc, nie tylko ja tego chciałem...
Dzień ósmy – 25 maja 2004 r. (wtorek)
Byłem na Mszy Św., która miała inny charakter. Koncelebrował ją ks.biskup Grenoble. Siedząc w kościele widzę, że w asyście mnicha wchodzi do kościoła starszy człowiek w garniturze z teczką w ręku. To ks. biskup. Był sam, przyjechał samochodem.
Msza Św. przebiegała podobnie jak u nas. Wyjątkowe kazanie okolicznościowe wygłosił ks. biskup, który był w ornatach, ale bez nakrycia głowy oraz pastorału żadnej asysty. Ojcowie koncelebranci ubrani byli w białe stroje i modlili się przy ołtarzu, pozostali mnisi modlili się w stallach.
W trakcie przekazania sobie znaku pokoju stałem za sędziwym mnichem - kartuzem. Na wczorajszej mszy nie odwrócił się do mnie. Wtedy Ojciec Generał pokazał mu, że jeszcze ja jestem za nim. Padł mi w objęcia. Dzisiaj już sam odwrócił się do mnie. Komunię św. podawał biskup Grenoble. Pierwszy raz w życiu otrzymałem ją z rąk biskupa.
Po południu przyszedł Ojciec Paul. Był więc czas na jakieś podsumowanie pobytu. Wyjaśnił mi też niektóre niezrozumiałe sprawy. Zapytałem dlaczego mnisi zakładają i zdejmują kaptury habitów podczas trwania Mszy Św. Ojciec Paul powiedział, że jest to tradycją: z powodu zimna oraz pomaga przy skupieniu mnicha podczas modlitwy. W miesiącach zimowych w kościele jest bardzo zimno, czasami 8 oC, a modlitwa trwa czasem długo, nawet 3-4 godziny.
Zapytałem następnie, jaki jest cel leżenia na podłodze krzyżem? Ojciec Paul wyjaśnił, że jest to adoracja Najświętszego Sakramentu, a po Komunii Św. dziękczynienie.
Zapytałem również dlaczego mnisi zwą się Ojcami?
Mnisi – Ojcowie – są Ojcami chóru, ale wszyscy jesteśmy braćmi. Św. Bruno prawdopodobnie nie był kapłanem, był mnichem. Był rektorem szkoły w Reims, dokąd przyjeżdżali najlepsi studenci z Europy. Nie był Niemcem ani Francuzem, był chrześcijaninem. Biskup jest zastępcą apostołów, który przekazuje od Chrystusa pełność kapłaństwa. Kapłan to sługa boży. Św. Bruno był kanonikiem kościoła w Reims. Mógł zostać biskupem, ale wtedy nie mógłby być mnichem. Wybrał to drugie. Ówczesny papież Urban II mógł go zmusić do pełnienia tej funkcji, ale był jego uczniem i rozumiał, że chce prowadzić życie pustelnicze w poszukiwaniu Boga.
Mnisi w klasztorze uczą się, mają ku temu warunki oraz bogatą bibliotekę. Na przechadzkach, jakie odbywają raz w tygodniu, mogą wymieniać się swymi poglądami. Są bogaci umysłowo i duchowo. W klasztorze nie ma terminów, studiuje się tak długo, aż zrozumie się dane kwestie, aż dojrzeje się do wiedzy. Tak samo jest w życiu duchowym. Ten proces może trwać nawet 15 lat. Mnisi mają czas, a ten jest w ręku Boga.
Św. Hugo, biskup Grenoble nosił habit kartuza i często przebywał w klasztorze La Grande Chartreuse. Św. Bruno nakłaniał go do opuszczenia klasztoru twierdząc, że ma inne zadania do wykonania. Biskup to pasterz swych owiec – diecezji – a administrację może prowadzić inna osoba, nawet świecka. W klasztorze pasterzem jest przeor, a wszystkie zgromadzeniazakonne są pod zwierzchnictwem papieża. I tak jest właściwie i poprawnie, bo niektóre zgromadzenia rozpadłyby się, bo zakonnicy byliby wysyłani do parafii, gdyż brak jest powołań kapłańskich.
Kartuzi to zakon, a ten jest – i ma być – wzorem życia, do którego każdy chrześcijanin jest powołany w niebie, by zapewnić sobie życie wieczne. Zakonnik ma pokazywać drogę do wieczności.
Ojciec Paul przedstawił mi też swoje poglądy na temat modlitwy i istoty powołania zakonnego. Modlitwa to nie tylko prośba do Boga, to dziękczynienie, uwielbienie Boga w wieczności, bo wszystko, co jest, jest darem Boga, a bycie zBogiem tomodlitwa. Przebywać z Nim to radość i miłość.
Mnisi są powołani po to, aby żyć z Bogiem i mają doprowadzać lud boży do celu wiecznego. Dlatego Pan stworzył ich na swoje podobieństwo. Pan Bóg powiedział, że największą ofiarą jest oddać życie za Niego. Tworząc świat stworzył też największego anioła – Lucyfera – wiedząc, że taki będzie, że będzie dążył do bogactwa, do pychy i dumy. Ale Łaska Boska jest niezmierna, zaś pycha i zło diabła są ograniczone. Bóg jest niezmierną miłością, wysłał nawet swego syna na ziemię, ale go odrzuciliśmy, aby przez swą śmierć na krzyżu odkupił nasze grzechy.
Przed wyjazdem Ojciec dał mi kilka darów – talerze Ojców kartuzów, widelec i łyżkę drewnianą, dzbanek do wody, jakie wyszukał w swej celi. Jutro dostanę oryginalny habit kartuza. Poza tym dał mi druki z logami Wielkiej Kartuzji, jakie używają kartuzi.
Po przeprowadzonej rozmowie przyszedł czas pożegnania z Ojcem Paulem. Odprowadziłem go do furty i pożegnałem się. Będziemy w kontakcie listownym czy poprzez fax. Najważniejsze jest, że kontakt został nawiązany.
Czy zobaczymy się jeszcze kiedyś – to pozostawiam w ręku Boga, bo naprawdę wierzę, że miewa on czasami dobre humory...
Dzień dziewiąty – 26 maja 2004 r. (środa)
Dziś rano wyjeżdżam. Ostatni rzut oka na kompleks – Monastere de La Grande Chartreuse. Może już ostatni raz w życiu jest mi dane go widzieć.
Jeszcze późnym wieczorem napisałem do Ojca Paula list z podziękowaniem za pobyt oraz poświęcone mi chwile oraz nauki. Pozostawiłem mu kilkadrobnych pamiątek z Polski – tak ku pamięci. Myślę, że się z nich ucieszy.
Jutro będę w Warszawie, a pojutrze w domu – na Kaszubach. Cieszę się, że mam ze sobą habit oraz kilka innych eksponatów muzealnych, które po bez mała 200 latach ponownie zawitają do Kartuz – do Muzeum Kaszubskiego.
Pracę dyplomową na UJ trzeba będzie nieco zmienić. Już mam nowy tytuł, który najbardziej odpowiada tradycji chrześcijańskiej – Św. Bruno pierwszy kartuz patronem miasta Kartuzy.
Zdobyłem nieco nowych doświadczeń, które wykorzystam w swej pracy merytorycznej kontynuując ją na Chwałę Boga, pierwszego kartuza – św. Brunona – i miasta, którego jest patronem.
Monastere de la Grande Chartreuse – maj 2004 r.
Pismo Monastere,,
Posłaniec
Fragment rozdziału głośnej powieści Pielgrzym[2] popularnego pisarza brazylijskiego Paulo Coelho, w którym bohater wyrusza na pielgrzymkę do Santiago de Compostella legendarną Drogą Mleczną. Tą to drogą podążali już pątnicy w okresie średnio-wiecza.
„(...) W tym miejscu wszystkie drogi wiodące do Santiago de Compostella łączą się w jedną”.
Wczesnym rankiem przybyliśmy do Puente La Reina. Zdanie to było wykute na cokole posągu pielgrzyma w średniowiecznym stroju – trójgraniastym kapeluszu i pelerynie – trzymającego w ręce muszlę, bukłak i kij wędrowca. Przypominało niemal już zapomnianą epopeję podróży, którą teraz przeżywałem, mając za przewodnika Petrusa.
Ostatnią noc spędziliśmy w jednym z wielu na tym szlaku klasztorów. Witając nas, brat furtian uprzedził, że w obrębie murów nie wolno wypowiedzieć ani słowa. Młody mnich odprowadził nas kolejno do cel wyposażonych tylko w najprostsze sprzęty – twarde łóżko, pościel sfatygowaną,ale czystą, dzbanek z wodą i miskę, w której mogliśmy się umyć. Nie było tam ani kranów, ani ciepłej wody, a pory podawania posiłków wypisano na drzwiach.
Gdy wybiła godzina, poszliśmy do refektarza. Zakonnicy, którzy złożyli śluby milczenia, porozumiewali się wyłącznie wzrokiem i może dlatego ludzi. odniosłemwrażenie, że ich oczy błyszczą silniej niż oczy zwykłych ludzi. Jedzenie czekało już na długich stołach, przy których usiedliśmy pośród mnichów w habitach z grubej wełny. Petrus spojrzał na mnie i wykonał gest, którego znaczenie wydało mi się zupełnie oczywiste – oddałby wszystko za papierosa, a tymczasem wyglądało na to, że przez całą noc jego pragnienie pozostanie niespełnione. I mnie to dotknęło, więc wbiłem paznokieć w nasadę paznokcia kciuka, niemal raniąc się do krwi. Tachwila była zbyt piękna, bym mógł się dopuścić wobec siebie najmniejszego choćby okrucieństwa.
Kolacja składała się z zupy jarzynowej, chleba, ryb i wina. Przyłączyliśmy się do modlitwy mnichów. Podczas gdy jedliśmy, młody lektor monotonnym głosem czytał fragmenty listów świętego Pawła.
- „Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć – oznajmiał delikatny, ale pewny głos zakonnika. – My głupi dla Chrystusa. Staliśmy się jakby śmieciem tego świata i odrazą dla wszystkich aż do tej chwili. Albowiem nie w słowie, lecz w mocy przejawia się Królestwo Boże” ( – podkr. N, M.).
Adresowane do Koryntian napomnienia Pawła rozbrzmiewały pośród gołych ścian refektarza już do końca posiłku.
Do Puente La Reina dotarliśmy, rozprawiając o krótkimpobycie wśród mnichów. Wyznałem Petrusowi, że ukradkiem wypaliłem w celi papierosa i że umierałem ze strachu, by ktoś nie poczuł zapachu tytoniowego dymu. Wybuchnął śmiechem, a ja odgadłem, że i on zrobił to samo.
- Święty Jan Chrzciciel odszedł na pustynię, lecz Jezus pozostał wśród grzeszników i nie zaprzestał wędrówki – powiedział . – I ja to wolę.
Rzeczywiście, nie licząc pobytu na pustyni, Chrystus całe życie spędził pośród ludzi.
- Pamiętaj, że jego pierwszy cud to nie ocalenie czyjejś duszy, uleczenie chorego czy przepędzenie demona, lecz przemiana wody w wyborne wino podczas uczty weselnej, gdy okazało się, że pan domu nie ma już czym napoić gości.(...).
Cała powieść oparta jest na osobistych przeżyciach autora, który w 1968 r. (40 lat temu) w wieku 21 lat odbył pielgrzymkę do słynnego sanktuarium hiszpańskiego. Coelho napisał póżniej:
„Mistyka tego miejsca wywołała we mnie taki wstrząs, że musiałem to opisać”.
Ja również podpisuję się pod tym zdaniem.
I chociaż będąc w klasztorze La Grande Chartreuse nie wiedziałem jeszcze, co napisał P. Coelho, doszedłem do identycznego wniosku.
[1] Wg spisanych przez Guigo I, Consuetudines Cartusiae, we wspólnocie kartuskiej. „prokurator to mnich, któremu powierzona została troska o materialne funkcjonowanie klasztoru. Między innymi zajmował się on sprawami administracyjnymi, organizował pracę w klasztorze oraz był bezpośrednim przełożonym braci konwersów”.: W. Lesner, Wstęp, W: Guigo II Kartuz, Medytacje…, s. 8.: Ustanowione w XII w. statuty kartuskie obowiązują mnichów do dzisiaj.
[2] P. Coelho, Pielgrzym, Warszawa 2003, s. 79 – 81.