Skorzewo jeszcze niedawno było małą wioską z polami zbóż i ziemniaków wokół, obecnie to już prawie miejska osada. Odnalazłem dom Leszka Zblewskiego, ale tylko dzięki pomocy jednej z mieszkanek. „Ten sportowiec mieszka tam, gdzie widać górne światła w oknach”. Przy jego dużych wieloletnich sukcesach na stadionach, w biegach ulicznych i przełajowych, jego sylwetka była niezwykle skromnie przedstawiana w mediach. To mnie zawsze zastanawiało, dlaczego wielokrotny mistrz kraju w biegach średniodystansowych, nie znajduje większego zainteresowania prasy ogólnopolskiej i lokalnej. Kościerzyna nie miała dotąd biegacza o takiej skali talentu i osiągnięć, jakie miał dotychczas i jakie jeszcze go czekają. Leszek, jak mi powiedział, zaczął uprawiać sport dzięki przykładowi swojej siostry Grażyny, która parę lat wcześniej, była czołową biegaczką Polski na długich dystansach. Szczupły i wysoki o dobrej koordynacji ogólnej, wygrywał z rówieśnikami. Pierwsze poważne juniorskie zwycięstwo zanotował w biegu przełajowym na torach hipicznych w Sopocie. Pokonał chłopców ze wszystkich powiatów i całego Trójmiasta. To było coś. Ten sukces dodał mu wiary w swoje możliwości i zachęcił do systematycznego treningu. Po ukończeniu Studium Zawodowego o kierunku elektrycznym, wyjeżdża odbyć służbę wojskową w Oleśnicy, natenczas mekki naszych biegaczy. Już w roku 1995 zostaje młodzieżowym mistrzem Polski na dystansie 1500 m. Po powrocie do Gdańska studiuje na tutejszym AWF i trenuje pod okiem Henryka Tokarskiego. Zimą 1988 roku startuje w Halowych Mistrzostwach Europy w Walencji i plasuje się tam na V miejscu, w biegu na 1500m. Latem tegoż roku na hiszpańskiej wyspie Ibiza wygrywa prestiżową uliczną milę. W roku 1999 na Majorce zdobywa srebrny medal Uniwersjady na 1500 m, meldując się tuż za znakomitym Kenijczykiem B. Lagatem. W tymże roku ponownie wygrywa 1 milę na Ibizie. W roku 2005 po raz trzeci powtarza ten wyczyn, czego świadkami są jego żona i dwóch synków, zaproszonych przez organizatorów. Pasmo sukcesów Leszka trwa. Pod rząd w latach 1999 – 2001zdobywa tytuły mistrza Polski na koronnym dystansie 1500 m i ustanawia znakomity rekord 3,37,83 min. Dodam tylko, że piszący te słowa może się pochwalić wynikiem zaledwie 3,58,3 min. W rozgrywanych w Bremie Drużynowym Pucharze Europy Leszek broni naszych barw na dwóch dystansach i zdobywa 9 punktów za III miejsce na 1500 m i V na 3000 m. Polska wygrywa punktacje drużynową, a piękny bankiet kończy zawody.
Gdy szukam przyczyn sukcesów tego biegacza, to widzę dwie najważniejsze; końskie zdrowie, jak podkreśla Leszek i włożona praca na treningach. Wzorowe ciśnienie i tętno w granicach 36 – 46 uderzeń na minutę. Takie parametry pozwalały mu na ciężki trening interwałowy, podnoszący wydolność układu krążeniowego i oddechowego. Biegacz kilkakrotnie powtarza kilkusetmetrowy odcinek na 80% możliwości z krótką, najwyżej minutową przerwą na odsapnięcie. Inny rodzaj interwału, to trzy serie 5x200 metrów po 25-28 sekund i wtedy tętno skacze do 150 -170 uderzeń. Nie radzę nikomu naśladować, bo może się źle skończyć. Leszka nie ominęły również kontuzję. Miał je dwukrotnie, na początku kariery w roku 1986, kiedy to naderwał ścięgno Achillesa, co w następstwie spowodowało siedmiomiesięczną przerwą w zawodach. Drugim razem, urwała mu się łękotka w kolanie w 2006 roku. Nie obyło się bez operacji i dosztukowaniu jej kawałka. Życie sportowca to całe tygodnie treningu i startów poza domem i rodziną. Zimą to była Szklarska Poręba i Spała, a za granicą dwukrotnie RPA, oraz Nowy Meksyk. Wczesną wiosną razem z reprezentacją Leszek wyjeżdżał do San Moritz i Font Romeu we Francji. W tych ośrodkach miał znakomite warunki klimatyczne, wyżywienie i odnowę biologiczną. Czasem myślał sobie, że ta rzeczywistość go przerosła. Zaczął od szkolnego boiska w Kościerzynie, a teraz ogląda egzotyczne zakątki kuli ziemskiej. Lata samolotami, mieszka w dobrych hotelach, startuje w zawodach ze światowym sławami. Był przecież jeszcze dwukrotnie w Japonii, startując w sztafetach maratońskich, był również w roku 2001 na Uniwersjadzie w Pekinie. W ogóle rok 2001 był dla Leszka pod względem sportowym najlepszym. Wtedy panował na polskich bieżniach, ustanawiał rekordy, zdobywał mistrzostwa kraju. Dotąd doliczył się 23 medali w kategorii juniorów, seniorów, na otwartym stadionie i w hali. Z dużą sympatią mówi o Goleniowskiej Mili, w której startował 14 razy, od początku jej powstania. Dziewięciokrotnie ją wygrał, a pozostałe cztery razy też stawał na podium.
Od tego roku Leszek oswaja się z grupą weteranów. Jak na początek zadebiutował wspaniale zdobyciem tytułu mistrza Polski. Oprócz własnego treningu, ma pod swoja pieczą siedmiu biegaczy kościerskiego Remusa, z którymi trenuje 3 razy w tygodniu i 35 chłopców z klubu Olimpijczyka Skorzewo, spotykając się z nimi dwukrotnie w tygodniu. Ma jednego osiemnastolatka Daniela o niezwykłych warunkach fizycznych, jeżeli dalej będzie czuł rękę trenera, zajdzie daleko, ale i do rekordów trenera jest niebotycznie daleko, oto one; 800 m- 1,49,25 * 1000 m- 2,19,70 * 1500 m – 3, 37, 83 * 3000 m - 7,57,47 * 5000 m -14,15, 66 Magister Leszek Zblewski jest również nauczycielem i prowadzi lekcje wychowania fizycznego w Powiatowym Zespole Szkół nr 2 w Kościerzynie. Zapracowany ponad miarę, tylko wieczorami ma chwile czasu, aby przyjrzeć się swojemu zbiorowi pucharów, dyplomów i medali. Widziałem je i ja, budzą zdumienie ilością i kolorytem. Kolekcja będzie się jeszcze z pewnością powiększać, bo w duszy Leszka sport jeszcze gra, wciąż jest nienasycony, patrzy w przyszłość. Dopiero kiedyś, patrząc na minione lata, pomyśli sobie że ich nie zmarnował, że talentu nie zakopał do ziemi.