Szlaki turystyczne

Znajdziesz tu informacje na temat miejsc, które są ciekawe do odwiedzenia. Prezentacja wizualizacji i zdjęć oraz opisów szlaków pieszych, rowerowych i Nordic Walking.

Ze słownika Polsko-Kaszubskiego:kształceniowy | ùczbòwi, nôùczny, sztôłceniowi (sł. Eugenisz Gołąbek)
piątek, 13 kwiecień 2012 00:00

W drugą rocznicę śmierci Prezydenta Rzeczypospolitej Prof. Lecha Kaczyńskiego (Kaszuby)

Autor: 
Oceń ten artykuł
(4 głosów)
Lech Kaczyński, prezydent RP. Lech Kaczyński, prezydent RP. fot.W.Drewka
Ostatni raz widziałem Prezydenta podczas jego spotkania z mieszkańcami Kartuz, 10 lutego 2010 roku. Było chłodne i wietrzne popołudnie, zwłaszcza tam na podwyższeniu sceny, ustawionej na rynku miasta. Stał z gołą głową, bez rękawiczek. W wystąpieniu przypomniał walkę Kaszubów o utrzymanie polskości na tych ziemiach. Zachęcał zebranych do podtrzymania kaszubskiej kultury, tradycji i języka. „Kaszuby to mała ojczyzna o większym stopniu odrębności niż inne - mówił - ale proszę, abyście nie zapomnieli, że jesteście Polakami. Niedaleko stąd, w Pucku, 90 lat temu odbyły się zaślubiny Polski z morzem. Przedtem „Polska morska była Polską kaszubską”. Po skończeniu części oficjalnej Lech Kaczyński, w otoczeniu ochrony, szedł jedną stroną rynku, witając się z mieszkańcami i zamieniając z każdym parę słów. Z pewnym trudem dostałem się w jego pobliże. „Panie prezydencie - Józef Szmidt czeka”. Odwrócił się od szpaleru ludzi, z którymi rozmawiał i bez zastanowienia odpowiedział mi: „Pamiętam, pamiętam…17,03, rekord świata w Olsztynie w 1960 roku i dwa złote medale olimpijskie: Rzym i Tokyo. Pamiętał rekordowy wyczyn Szmidta i pamiętał, że był oczekiwany przez mistrza i jego żonę jesienią 2010 roku. Miałem mu towarzyszyć w tym spotkaniu. Czytał moje teksty wywiadów w Joggingu z Andrzejem Badeńskim, legendarnym czterystumetrowcem lat sześćdziesiątych i Józefem Łuszczkiem, narciarskim mistrzem świata z roku 1978. Ucieszył się, bo znał ich i kibicował im. Zastanawiał  się bardzo nad zagadkową śmiercią Badeńskiego.

Prezydent znał doskonale wyniki wielu dyscyplin sportu. Szczególnie bliska mu była lekkoatletyka z czasów sławnego Wunderteamu. Fenomenalna, wszechstronna pamięć ułatwiała mu również zapamiętywanie rekordów, nazwisk medalistów Polski, Europy, świata i mistrzów olimpijskich, począwszy od pierwszych Igrzysk ery nowożytnej w Atenach. Pamiętał co do sekundy i co do centymetra wyniki polskich rekordzistów świata: Chromika, Sidły, Krzesińskiej, Krzyszkowiaka, Piątkowskiego, Kozakiewicza. Cztery krótkie rozmowy o sporcie i jego orientacja w tej dziedzinie, były dla mnie zadziwieniem i zaskoczeniem, podobnie jak wszechstronna znajomość historii. Nie dojechał do Szmidta, nie doszło do spotkania. A ja odwiedziłem Go rankiem 12 kwietnia w pałacu prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu, leżał na katafalku.

Od dziecka uczył się z podręczników i z literatury zawiłej historii Polski i Europy. Poznawanie jej ułatwiała mu atmosfera domu rodzinnego na Żoliborzu, pełnego tradycji i ducha patriotyzmu. Gdy miał osiem lat, razem z bratem Jarosławem zdążyli już dwukrotnie przeczytać, lub wysłuchać czytanej przez ich Mamę Trylogii Sienkiewicza. Jak mi powiedział Jarosław Kaczyński na spotkaniu w Kościerzynie, Pana Wołodyjowskiego wydzierali sobie z rąk. Już jako prezydent Lech Kaczyński budził respekt wśród głów państw swoją rozległą wiedzą, również o ich krajach. Pod względem erudycji przewyższał swoich odpowiedników w Unii Europejskiej. Będąc 3 marca 2006 roku na słynnym Uniwersytecie Humbolta, przedstawił wykład „Solidarna Europa”. Widział Unię  jako silny związek państw narodowych, jednocześnie dążył do zmiany jej Traktatu Konstytucyjnego. Kiedyś znalazł się w gronie niemieckich historyków. Bardzo dokładnie przedstawił im genezę zjednoczenia Niemiec za kanclerza Bismarcka i całą historię Republiki Weimarskiej. Wywołał tym wśród słuchaczy aprobatę i zdumienie znajomością historii ich kraju.

Znał daty i losy bitew polskiego oręża na Kresach, czasu zaborów, powstania styczniowego i listopadowego, obu wojen światowych, udziału Polaków w walce o wolność innych narodów. Potrafił szczegółowo opisać stanowiska bojowe, nazwiska dowódców, wyniki bitew polskiego oręża, ilość poległych po obu stronach, zawierane pakty i rozejmy. Wymieniał z pamięci nazwiska królów, cesarzy, carów, niezależnie od czasu ich panowania. Wcześniej, jako wykładowca prawa na Uniwersytecie Gdańskim, miał u studentów przydomek „paragraf”, ponieważ długie ustępy prawa pracy znał na pamięć i mówił je z pamięci. Również nie sprawiało mu trudności zapamiętanie numerów ponad czterdziestu telefonów komórkowych, pracowników swojej kancelarii. Tylko kilka z nich miał wpisane na stałe. Czekałem na jego przemówienia, tak uporządkowane w treści i wygłaszane poprawną polszczyzną. Miał własny niepowtarzalny styl przekazu. Nie doceniano tego, nigdzie w mediach nie można było się doszukać, jeśli nie przyjaznej, to chociażby rzeczowej informacji. W tamtych dniach, gdy inni wielcy panikowali, ten człowiek wykazał się niezwykłą odwagą i dzielnością w obronie Gruzji. Późnym wieczorem 12 sierpnia 2008 roku na ogromnym wiecu w Tibilisi, Lech Kaczyński - powiedział Rosji: Nie!. Zatrzymał okupację małego kraju.

Wieczorem, 23 października 2005 roku, w dniu ogłoszenia zwycięstwa Lecha Kaczyńskiego stało się coś niespotykanego w cywilizowanym kraju, jakim jest Polska. Konkurent nie złożył tego wieczoru elektowi publicznych gratulacji. Konkurent, który miał na przedwyborczych bilbordach wypisane hasło „człowiek z zasadami”. Okazało się to zwykłym, nic nie znaczącym chwytem. Gdy należało złożyć zwycięzcy życzenia, zasady poszły w kąt. Powiedział tylko 12 maja 2006 roku: „ Polska nie ma prezydenta, dzisiaj tylko jedna partia rządząca nazywa go prezydentem. Donald Tusk uważa się za sportowca, jest przecież niezłym piłkarzem amatorem. Czyżby nie wiedział i nie widział, że podaje się rękę temu, który okazał się lepszy? Zamiast tego, niezwłocznie przystąpił do demonstracyjnego ataku na elekta. Nie robił tego sam, uzyskał usłużność „znakomitych” mówców, dziennikarzy i mediów. Już wkrótce wystąpiła powszechna wrogość wobec Lecha Kaczyńskiego i jego brata Jarosława. Oto tylko część słownictwa, jakie do tego niecnego celu użyto: dureń, cham, kartofel, pijak, pętak, kurdupel, mlaskacz, naburmuszony, spięty, nadęty, udający zucha, tępa kaczka, dyplomatołek, zacietrzewieniec, złośliwiec, kompromitujący kraj. Na zdjęciach był pokazywany w jak najbardziej niekorzystnych ujęciach. Dopiero po śmierci można było zobaczyć piękne zdjęcia kochającej się pary prezydenckiej. Durniem, nazwał profesora prawa, absolwent zasadniczej szkoły zawodowej w Lipnie Lech Wałęsa, który chwalił się kiedyś, że nie przeczytał w życiu żadnej książki. Potwierdził to znieważenie, w dniu pogrzebu Prezydenta. Nieco później, 1 września 2010 roku oznajmił w telewizji, „ że największym osiągnięciem Lecha Kaczyńskiego było to, że zginął, innych jego osiągnięć nie widzę”. Bardziej eleganckie, jak przystało na damę, wypowiedziała się o L. Kaczyńskim  Danuta Wałęsa - był dla mnie taką niemotą. Bronisław Komorowski powiedział w dniu wyboru Lecha Kaczyńskiego na najwyższy urząd w państwie „ szkoda Polski”. O gratulacjach nie było mowy. W orędziu do narodu odczytanym 10 kwietnia 2010 w godzinach popołudniowych, zaznaczył układającym jego treść „ tylko bez picowania”. O swoim poprzedniku na urzędzie, jeszcze jako marszałek sejmu, nie omieszkał powiedzieć,” że odniósł sukces w Brukseli, bo zdobył krzesło. Jeśli to ma być miarą jego sukcesu, to ja bym się na jego miejscu spalił ze wstydu”. ( 16.X. 2008 r.) Gdzieś poleci i wszystko się odmieni. Jaka wizyta taki zamach. Snajper ( w Gruzji) musiał być ślepy, żeby nie trafić z 30 metrów. Bezpodstawnie i złośliwie po raz któryś ironizował 24 listopada 2008 roku w rozmowie radiowej; jaka wizyta, taki zamach. Był rozbawiony i śmiał się od ucha do ucha, gdy wieczorem 16 kwietnia 2010 r. o godz. 21,59 przyleciało na Okęcie osiem kolejnych trumien ze Smoleńska, w tym m.in. ciała: Przemysława Gosiewskiego, gen. Franciszka Gągora najlepszego oficera NATO, aktora Janusza Zakrzeńskiego, posłanki Izabeli Jarugi Nowackiej. Nie ukrywał zadowolenia i nie potrafił dostosować się do dramatyzmu chwili, zachować wobec oczekujących zrozpaczonych rodzin powagi i uszanować majestatu śmierci. ( film na you tube 30 sek.) Czy można sobie wyobrazić, żeby prezydent Stanów Zjednoczonych śmiał się podczas znoszenia ciał poległych żołnierzy amerykańskich i żeby jutro pełnił jeszcze swój urząd?

7 grudnia 2009 roku Bronisław Komorowski, jako marszałek sejmu powiedział: „ chciałbym skrócić zły okres prezydentury Lech Kaczyńskiego". A po Smoleńsku, już jako prezydent oznajmił: „wielu w Europie z ulgą przyjęło, że zakończył się etap walki o samolot, o krzesło, o to, kto jedzie na jaki szczyt, Polska wraca do serca Europy. Dzięki mojej aktywności, odzyskuje dobry wizerunek na zewnątrz”. Parafrazując słynny wiersz Czesława Miłosza, można powiedzieć; poeta pamięta - spisane zostały słowa i czyny, nie bądź bezpieczny. Politycy, dwie bogate prywatne stacje telewizyjne i największy dziennik bezlitośnie atakowały prezydenta, chociaż nikomu krzywdy nie zrobił. Był niewygodny, bo zwalczał przestępczość i korupcję, porządkował niesprawne sądownictwo, jeszcze, jako minister sprawiedliwości.  Miał przecież na uwadze dobro Polski, chciał żeby była silna, uczciwa i solidarna. Widać było, że celem jego urzędowania nie jest władza i splendor, a jedynie racja stanu. To był człowiek wielkiej inteligencji i uroku osobistego. Dążył, żeby Polska miała bezpieczeństwo energetyczne, należną pozycję w świecie i w Europie. Dbał o jej godność, historię, suwerenność, wszczepiał patriotyzm, solidarność i miłość do ojczyzny. Martwił się liberalnym podejściem do polskości. To z jego woli sejm uchwalił dzień 1 marca Narodowym Dniem Pamięci „ Żołnierzy Wyklętych”. Jest on wyrazem hołdu dla niezłomnych żołnierzy, którzy nie godzili się z komunistycznym zniewoleniem Polski, przelewając własną krew. Karta Polaka również jest jego pomysłu. Przywiązywał dużą wagę do dziedzictwa narodowego i chrześcijańskiego, do nauki historii w szkołach. To jego staraniem, chociaż najczęściej milczy się o tym, powstało wspaniałe muzeum Powstania Warszawskiego. Jego znajomi mówią, że żywił obsesyjną miłość do Polski. Patriotyzm obu braci Kaczyńskich zrodził się w atmosferze domu rodzinnego na Żoliborzu. Na 90–tą rocznicę odzyskania niepodległości przez ojczyznę Prezydent urządził bal z udziałem zagranicznych delegacji. Premier i jego rząd zbagatelizowali tę uroczystość, nawet ją wyśmiali. Jedna z ważnych osobistości partii miłości, Zbigniew Chlebowski, nazwał tę uroczystość „wiejską potańcówką”. Tyle znaczyła dla niego i jemu podobnych rocznicowa pamięć o odzyskaniu po 123 latach niepodległości przez kraj. Prezydent Kaczyński uczył też ogłady w sprawach bardziej codziennych, jak chociażby premiera, który kiedyś wszedł pierwszy do gabinetu prezydenta, przed swoją współpracownicą.

Nie spodziewał się takiego morza nienawiści, szyderstw, kłamstw, przenoszonych również poza granice kraju. Przecież niespełna miesiąc wcześniej, w powszechnych wyborach otrzymał wielkie poparcie społeczeństwa. Lech Kaczyński nie przypuszczał, że przegrani rozpętają nagle, tak wielką nagonkę na niego. Postanowiono go wyeliminować z życia politycznego za wszelką cenę. Był człowiekiem wrażliwym i to go bolało. Pani Maria, żona prezydenta osoba mądra, spokojna, często z tego powodu płakała wieczorami. Uruchomiono agresywne przeciwne mu media. Z początkowej krytyki i uszczypliwości, przerodziło się to wkrótce w jawną pogardę. Socjolog prof. Jan Szczepański pisał, że jest ona ważnym orężem w walce politycznej w każdym wymiarze. Ma w sobie wielkie bogactwo treści psychologicznej i społecznej. Wywołuje skojarzenia użyteczne dla polityka. Zaczęto przypisywać prezydentowi błędy, których nie popełniał. Wszechobecny chór prześmiewców powiększał się z każdym dniem, poprzez media wyszedł na ulicę, do szkół, w kolejki do lekarza, na uczelnię, na rodzinne spotkania przy stole. Stało się coraz powszechniejsze, aby „Kaczora”, jak powszechnie nazywano prezydenta, wyśmiać, obrzydzić do dna, zaszczuć, wyszydzić i zdehumanizować. To stało się kanonem, to było trendy. Przekaz o „strasznych kaczorach”, wręcz o demonach, przybrał postać atawistycznej nienawiści. Wystarczyło sprawnie operować pilotem telewizyjnym, tam było duże jej źródło. Większość stacji karmiło widzów fałszywym obrazem prezydenta. Nie powstrzymywani przez nikogo szydercy, rozpasani w bezkarności, dorzynali prezydenta i watahę PiS. Apogeum wściekłości wykazują jeszcze nadal dwaj jego prześladowcy, nawet teraz, pośmiertnie. Wspomnę tylko jednego z Łodzi, ale bez tytułu, imienia i nazwiska, chroniąc tym grono profesorów  od wstydu za „ uczonego”. Z wytrzeszczem oczu i drapieżnością słów zjawiał się często przed kamerami telewizyjnymi. Drugiego z nich, nazwisko też pominę, przypomnę tylko, że ów osobnik 22 maja 2010 roku, gdy  miliony Polaków przeżywały jeszcze żałobę, rozsyłał wiadomość następującej treści „ wyjechał kartofel, kurdupel i alkoholik, a wrócił mąż stanu”. Dwa tygodnie później proponował zastrzelić Jarosława Kaczyńskiego, wypatroszyć go, a skórę wystawić na sprzedaż w Europie. Nikt się nie zgorszył, nie było zdziwienia. W ostatnich wyborach, z dużym poparciem społeczeństwa ten pupil mediów i wielu Polaków został wybrany posłem…

Nawet Episkopat nie stanął w obronie głowy państwa, pomimo że hierarchowie słyszeli każdego dnia o tym rozmiarze nienawiści i pogardy dla prawego człowieka. Była cisza. Nie stanął w jego obronie, chociażby z urzędu minister kultury. Słowem nie odezwali się w obronie prezydenta laureaci literackiej nagrody Nobla, osoby o szczególnej wrażliwości na język. Sławny językoznawca stwierdził, że słowo cham nie znieważa. Ostentacyjnie i metodycznie lekceważono prezydenta. Pracowało nad tym wiele „mądrych” głów. Wylewano tony tuszu na pisanie kłamstw, przez tysiące godzin bezlitośnie atakowano go w telewizji. Walili, szydzili, kopali, gryźli, prowokowali do konfliktu, chociaż autorzy horroru nie dorównywali mu intelektualnie. Przekonali jednak do tego większość społeczeństwa, które w to uwierzyło. Jeszcze teraz,  podczas życzeń noworocznych, jeden z moich bliskich kolegów, nie omieszkał mi przypomnieć „dwóch kaczorów – dwóch chamów” z Żoliborza. Dodam tylko, że ów kolega uważa się za człowieka z cenzusem.

Najwięksi ludobójcy świata, razem wzięci; Neron, Herod, Stalin, Hitler, Pol Pot - nie zaznali setnej części tej nienawiści i pogardy, jakiej Lech Kaczyński doznał od rodaków. On sam nigdy nie rewanżował się szydercom. To nie leżało w jego wymiarze intelektualnym. Poniżano go i przedstawiano jako człowieka zacofanego, zakompleksionego, złośliwego, nieufnego, spiętego, chociaż był otwartym, serdecznym, życzliwym, szarmanckim w odniesieniu do kobiet. Każda wypowiedź przeciwko niemu w telewizji czy na blogu była natychmiast wielokrotnie publikowana. Nie było tu miejsca na rzeczową polemikę, było tylko nieustanne ośmieszanie uczciwego człowieka. W stosunku do oszczerców  niezawisły sąd nigdy nie doszukał się znamion wykroczenia. W ocenie komentatorów i niektórych „sław” nauki, ci oszczercy to niezwykle inteligentne postaci. Ich słownictwo weszło na stałe do „skarbnicy” polskiego języka i jest już w stałym obiegu.

Pośmiewiska z prezydenta Rzeczypospolitej nie ustały nawet po jego śmierci. Teraz tylko w w większym rozmiarze dotyczą Jego brata Jarosława. Światowego formatu polityk, rodem z Żyrardowa, Leszek Miller powiedział 21 stycznia 2011 roku o Lechu Kaczyńskim: nie odgrywał on żadnej istotnej roli w polityce europejskiej i światowej. Budził tylko uśmiech politowania. Kto miałby motywację, aby dokonać zamachu na niego. Zresztą ten polityk poparł L. Wałęsę w zniesławiającym nazwaniu prezydenta durniem. Aktualnie jest posłem i cieszy się dużym uznaniem, zwłaszcza na Wybrzeżu.

Jakież było moje zdziwienie i zażenowanie, gdy 18 kwietnia po zakończonej ceremonii pogrzebowej na Wawelu zobaczyłem trzech panów, niedawnych prześmiewców prezydenta, jak ustawili się w szyku  do odbierania kondolencji od delegacji zagranicznych. Mieli odwagę i honor, aby się tam znaleźć. Jeden z nich jeszcze niedawno mówił, że prezydent jest mu niepotrzebny, bo jest prezydentem jednej partii, drugi, że prezydent gdzieś poleci i Polska się odmieni. Radosław Sikorski w formie ubawu, skandował 28 lutego 2010 roku w Operze Nova w Bydgoszczy refren, że już za 297 dni będziemy mogli powiedzieć; „ były prezydent Lech Kaczyński”. Prezydent może być niski, ale nie może być mały, podkreślił dobitnie mówca. Wzbudziło to aplauz widowni. Autor słów i audytorium nie musiało czekać aż tak długo, wystarczyło 40 dni i ich gorące życzenie stało się faktem. Autor wieczoru jest wysoki, przystojny, wielki, dumny i zadowolony z siebie, chętnie rozdaje uśmiechy. Klasa.

Do końca dni pozostanie mi w pamięci wyjątkowy człowiek z prometejską wizją służby Polsce, jakim był Lech Kaczyński. Zawsze wyznawał zasadę uczciwości i głębokiej miłości do Ojczyzny.

Nie zapomnę poranka 10 kwietnia 2010 roku, kiedy to w  niewyjaśnionych okolicznościach nagle zakończyło się jego życie, ale także życie „ bizantyjskiego orszaku”, jak nazwał delegację na uroczystości katyńskie  dla Rzeczypospolitej 19 sierpnia 2010 roku  obecny prezydent. W tamtą tragiczną sobotę Lech Kaczyński chciał oddać hołd poległym w Katyniu i wygłosić przemówienie o najtrudniejszej stacji polskiej Golgoty. Miał spełnić rocznicową misję, jako głowa państwa wobec zamordowanych, oddać im honor i upomnieć się o prawdę historyczną. Nie zdążył. Po kilku dniach żałoby pojawiło się powszechnie kłamstwo smoleńskie, obwiniające również Prezydenta za katastrofę. Nastąpił ciąg dalszy znieważania jego osoby, jego córki Marty i brata Jarosława.

W kilka dni po pogrzebie przystąpiono do tłumienia pamięci o nim, gaszono płonące znicze przed Pałacem, niszczono wieńce i kwiaty i wywożono na śmieci. Bito modlących się przed krzyżem. Straż miejska wyrywała portrety pary małżeńskiej z rąk żałobników i wrzucała do pojemników z odpadami. Nie zapomnę zniewag, których doznał prezydent za życia, a których nikt nie odwołał i nie myśli odwołać. Ich autorzy nigdy nie poczuli drgnień serca i sumienia, winy i najzwyklejszego wstydu. Nie padli w czasie pogrzebu na kolana, jak to sugerował im Marcin Wolski i nie przeprosili Zmarłego, nie prosili o przebaczenie, zachowali swoje niezłomne ego i trwają w nim do dziś.

Tadeusz Gawlik

Czytany 17689 razy Ostatnio zmieniany piątek, 09 listopad 2012 15:51

Skomentuj

Komentarz zostanie opublikowany po zatwierdzeniu przez redakcję.


Proszę rozwiązać proste zadanie (blokada antyspamowa):

Skocz do:

Polecamy

Pokoje "Dorota"
( / Baza noclegowa)

Zdjęcie z galerii

Ostatnie komentarze

Akademia Kaszubska

szwajcaria-kaszubska.pl